Prolog 2/2

3.4K 91 7
                                    

-Mamo, no proszę cię! Przecież chłopaki odprowadzą mnie spowrotem...-usiłowałam przekonać mamę na porót o dwudziestej, a nie dziewietnastej.
-Chłopaki to znaczy kto?-dopytywała, choć doskonale znała odpowiedź na swoje pytanie.
-No przecież wiesz. Maciek, Janek no i Tadek. Błagam cię. Dobrze wiesz, że odprowadzą mnie pod samiusieńkie drzwi.-nie myślałam nawet odpuścić.
-No dobrze, niech ci będzie.-wrzasnęłam dziękuję i już ruszyłam do drzwi lecz matka przerwała mój bieg.-Ale Laura! Masz na siebie uważać no i jak już idziesz to pozdrów tam odemnie wszystkich. -uśmiechnęła się szczerze.
-Dobrze mamo. A teraz muszę lecieć po się spóźnie, a wiesz jak to w naszej przyjaźni jest ze spóźnialstwem. Papa.- nie usłyszałam już odpowiedzi gdyż byłam już na klatce schodowej i zbiegałam w dół kamienicy. Przy wejściu do naszej kamienicy moja sąsiadka z na przeciwka czytała jakąś gazetę ze łzami w oczach. Powolnym krokiem podeszłam do niej i spytałam co też się stało.
-Jak to co drogie dziecko. Szkopy zaatakowały dziś wcześnie rano Westerplatte! Wojna znowu jest!-szlochała, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-W.. Wojna? Ale... Jak... Nie...-nie dowierzałam, szybko ukłaniłam jej się i biegiem ruszyłam do domu rudego. Do tramwaju wpadłam jakby mnie ktoś gonił. Twarze wszystkich były inne niż zwykle. Były bardziej zdenerwowane, smutne, a zarazem przerażone. Na twarzach jeszcze innych było widać chęć walki. Wtem tramwaj zatrzymał się na moim przystanku i ruszyłam do kamienicy Bytnara. Nie zdążyłam postawic stopy na pierwszym schodku, a gospodarz do którego zmierzam wychylił głpwe zza barierii na trzecim piętrze. Po paru sekundach stałam już obok niego.
-Czołem Laura! Coś ty kobieto, zegarek zgubiłaś? Myśleliśmy już nie przyjdziesz.-zażartował gdy weszliśmy już do mieszkanie, w którym już wszyscy byli i się z nimi przywitałam.
-No wiesz, było całkiem bilsko tego żebym nie przyszła.-mruknęła.
-Jak to?-spytał glizda.
-No moja mama zapewne wiedziała, że jest wojna i za Chiny nie chciała mnie puścić. Ja sama dowiedziałam się od sąsiadki.-zwierzyłam się.
-Nie damy się Niemcą. Będą nas jeszcze błagać o litość.-pewnie powiedział Tadeusz.
-A ty co o tym wszystkim myślisz Elka?-spytałam cicho siedzącą do tej pory przyjaciółkę.
-Jaa... W sumie to ja już nie wiem co o tym myśleć. Nie tak dawno się wojna skończyła, odzyskaliśmy niepodległość, a tu znowu. Bach! Wojna.-burknęła oschle.
-Nie musisz być niemiła. Zapewniam cię, że nikomu z nas nie podoba się to, że Hitler zaczął wojne.-syknęłam.
-To już nie o to chodzi. Jak tu szłam widziałam malutki taki jakby oddział Niemców, tyle, że oni nie mieli mundurów. Śmiali się tylko ze wszystkiego na około tym swoim agresywnym językiem.-jęknęła.
-Jak to możliwe!? Dopiero dziś rano zaatakowali Westerplatte, a już dotarli do Warszawy?! Nic ci się nie przewidziało?-oburzył się zośka.
-Nic.-odparła.
-A gdzieś ty ich dokładnie widziałaś?-dopytał Dawidowski.
-Nieopodla Starego Miasta.-powiedziała szybko.
-Błagam was nie rozmawiajmy teraz o wojnie! To ma być nasze normalne, standardowe spotkanie niczym nie różniące się od innych.-zamknął temat Rudy.
W mojej głowie narodził się mały niepokój, bo razem z rodzicami mieszkamy właśnie niedaleko Starego Miasta. Moja siostra na szczęście w razie czego poszła do Mani, swojej koleżanki. Ale martwię się o rodziców.
-Ziemia do Laryyy!-przed oczami rękami zaczął mi machać Alek z Rudym na zmianę.
-Zaraz jej oczy powybijacie.-przejął się Tadzio.
-Ej, taka piękna pogoda, a my gnijemy w mieszkaniu. Chodźmy na spacer!-zaproponował Alek.
-Chcesz dostać udaru Dawidowski?-mruknęła pod nosem ledwo słyszalnie Elka co było w jej zwyczaju.
Przez kolejne godziny rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym jakby wojny nigdy nie było i miało jej przenigdy nie być. Leniwie zerknęłam na zegarek i zamarłam. Matka mnie zabiję.
-Ja się muszę zbierać. Obiecałam rodzicą, że wrócę o dwudziestej, a jest już dwudziesta-druga. Ruszyłam do drzwi razem z chłopakami, którzy wedle moich podejrzeń zechcieli mnie odprowadzić, lecz nasze wyjście zostało przerwane szybkim pukaniem do drzwi frontowych. Rudy jako gospodarz poszedł otworzyć, a nam nakazał czekać na siedzie w salonie.
-Ciekawe kto to.-zaczął Glizda.
-O tej porze to nawet bardzo ciekawe.-przyznał Zośka. Wten rozbrzmiał znajomy mi głos.
-Laura! Dziewczyno! Ty sobie nawet nie myśl, że teraz kiedykolwiek z matką pozwolimy ci wyjść z domu.-do mieszkanie wpadł mój ojciec z moją Nastką, moją młodszą siostrą, którą w drodzę powrotnej miała odebrać od Mani.
-Dobry wieczór panie Kaczmarczyk.-powiedzieli moi przyjaciele chórem.
-Dobry wieczór. Masz dożywotni szlaban! A teraz idziemy.
-Lauruniaaa!-przytuliła się do mnie siostra.-tato jak Larze dajesz szlaban to ja też chcę.
W pokoju dało się usłyszeć ciche "ooo". Widocznie moim przyjaciołom spodobała się postawa Natalki.
-Porozmawiamy w domu, a teraz chodź Laura.-uspokoił się nieco ojciec.-Miłej nocy.-zwrócił się do pozostających w mieszkaniu osób.
-Do zobaczenia.-pożegnałam się i wyszłam szybkim krokiem za tatą.
Po powrocie do domu, uderzyła we mnie fala zmęczenia. Skierowałam się więc do łóżka, a moje myśli nie zajmowała wojna, lecz jedna z osób, z którymi się dzisiaj spotkałam.


~808 słów
Dajcie znać czy podoba wam się to opowiadanie i czy wgl mam dla kogo dalej to pisać. Jak myślicie do się dalej wydarzy? O kim myślała Laura?
Do napisania😙
Papatki
Patka💞💖

Zanim Przyszło Nam Polec || Kamienie na SzaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz