3.

137 13 40
                                    

Wszedł do jednego z barów, w którym grała całkiem przyjemna muzyka. Mieścił się on w piwnicy jednej z kamienic. W życiu nie przypuszczałby, że właśnie tu poczuje się jak w domu. Miejsce to przypominało mu Molly's, tyle że bardziej zaciemnione i głośniejsze. Usiadł przy barze i zamówił drinka. Dobre kilka minut obserwował dyskretnie ludzi. Większość z nich była młodsza od niego o jakieś dziesięć lat. Ona sam ze swoją aparycja wyglądał jak ich dziadek.

- Podać coś jeszcze? - zapytał barman widząc prawie puste szkło.

- Jeszcze raz to samo. - rzucił. Nie spodziewał się, że tak szybko opróżni szklankę.

- Pan nie stąd. - oznajmił barman z uśmiechem.

- Skąd ten wniosek? - Ruzek pomyślał, że albo trafia na samych mądrych ludzi, albo wszyscy Polacy są tak przenikliwi.

- Język. - westchnął śmiejąc się pod nosem - A właściwie akcent. Tutaj mamy różnorodną klientelę, ale zazwyczaj są to Europejczycy lub Azjaci. Amerykanin to rzadkość.

- Daleko mamy do was.

- To fakt. Wolicie też Paryż czy Rzym od prostego Krakowa. - to zabrzmiało jak pretensja, ale nią nie było.

- Nasza strata. - westchnął oficer.

- Szukasz kogoś. - zapytał przechodząc nagle na ty z policjantem.

- Kogoś.... Tak. Wątpię, że ją znasz.

- Nie znam wszystkich w mieście, ale mam pamięć do twarzy. Może widziałam gdzieś twoja zgubę. - Adam wyjął telefon i pokazał zdjęcie Agnes, które zrobił tuż przed jej wyjazdem.

- Kojarzę te twarz. - barman przyglądał się chwilę - Przychodzi w środy. Więc powinna dziś tu być. - uśmiechnął się na słowa barmana nie dowierzając . I gdy tylko odzyskał telefon usłyszał ten drwiący śmiech.



Wrócił do auta zgłosić cała sytuacje. Oznajmił dyspozytorowi, że będzie eskortował lekarkę do szpitala. W końcu chodziło o ludzkie życie. Włączył sygnał siadając za kółkiem i ruszył, a za nim piękność z mercedesa. Gdy tylko dotarli pod Med wyskoczył z radiowozu i zwrócił się w kierunku Mercedesa. Dziewczyna długo nie wysiadała. Zaskoczony podszedł do niej i zapukał w szybę.

- Tak? - zapytała rozmawiając przez telefon.

- Co ty robisz? - oburzył się - Dlaczego tu siedzisz? A krew do transfuzji? - zapytał zdezorientowany.

- Jaka krew? - dziewczyna wyglądała jakby o niczym nie wiedziała. Schowała telefon do torebki i zbierała się aby wysiąść.

- Ta, która wieziesz do szpitala! - wyjaśnił. Zaczynał czuć, że coś tu jest nie tak. Jak mogła zapomnieć?

- A To!!!! - Krzyknęła po czym zaczęła się śmiać- To był żart. - wyjaśniła

- Słucham? - Halstead jakby dostał w twarz, nie to by było chyba bardziej spodziewane, niż ta sytuacja.

- Żart. Nie dali by mi krwi do przewiezienia. Od tego są karetki. - oznajmiła wyciągając i zabierając torby.

- Okłamałaś mnie? - Halstead wychodził z siebie. Nie mógł ogarnąć co się właśnie stało.

- Mówiłam. Jestem zabawną osobą. Nie bądź taki sztywny. - zadrwiła i to przechyliło czarne. Złapał dziewczynę za ręce, zrzucając jej z ramienia torby. Zwrócił ją w stronę auta, rzucając na maskę.

- Jesteś aresztowana. - dodał wściekły.



Odwrócił się sprawdzać czy aby uszy nie płatają mu figla. Przy stoliku dobry kawałek od niego siedziała Agnes. Ubrana w czarną koszulę i białe spodnie. Mieszała słomką drinka. Śmiała się z czegoś co powiedziała jej znajoma, a inne siedziały niezadowolone. Wyglądała pięknie, tak jak ją pamiętał, chociaż minęło sporo czasu. Ruzek poczuj jakby robił coś niewłaściwego i nie chodziło tu o patrzenie. Miał wrażenie, że nie powinno go tam być. Że robi z siebie idiotę, przylatując na drugi koniec świata za kimś, kto nawet nie czuje emocji. Przełknął gorycz zawodu i dobił drinka. Zapłacił po czym wyszedł z baru. Zmierzał w kierunku, z którego jak pamiętał przyszedł. Chciał jak najszybciej znaleźć się w hotelu. Zabukować lot do domu i zapomnieć, że tu był.

- Adam?- przystanął zamykając oczy. Ten głos wbijał się w niego jak igła. Odwrócił się wolno patrząc na piękną Agnes, którą udawanym zaskoczeniem czekała na jego odpowiedź.

- Część, Agnes. - rzucił starając się nie mieć złamanego głosu.

- Co ty tu robisz? - zapytała podchodząc bliżej. Noc już całkowicie objęła miasto, a jedynymi źródłami światła były zabytkowe latarnie.

- Przyleciałem cię zobaczyć. - oznajmił narażając się na jej drwinę.

- O! To... mile, chyba. - odpowiedziała - Długo tu jesteś?

- Od kilku godzin. - uśmiechnął się - Szybko cię znalazłem.

- Fakt. Co zamierzasz tu robić? - nie wiedziała jak się zachować. Poznała policjanta w jego kraju starając się udawać normalną, potem się dowiedział kim jest i nie musiała udawać, jednak wciąż była na jego terenie. Teraz on zjawia się u niej, w obcym kraju, tylko po to aby ją zobaczyć? To trochę zaskakujące .

- Mam parę pomysłów. Ale to zależy od twojego wolnego czasu. - czuł się co raz pewniej nawet dystans między nimi zmniejszył do minimum.

- Adam, wiesz, że... - westchnęła. Nie czuła emocji, ale obecność Adama sprawiała, że chciała z nim przebywać. - Mam czas do jutra wieczora. Później mam lot do Londynu. - wyznała.

- Mnie to wystarczy. - Nachylił się i złożył na jej ustach wyczekiwany pocałunek.



Halstead starał się skuć dziewczynę, ale szło mu to opornie. Wyrywała się i krzyczała tak, że pół szpitala widziało tą scenę. Jednak nie pozwolił sobie na zaniechanie tego co się stało. Zadrwiła z niego, wykorzystała go jako policjanta i w dodatku miała z tego ubaw. I tak nadszarpnięte ego Jaya miało dość. 

- Hej!!! - usłyszał oburzony głos Willa, który zjawił się tuż obok odciągając brata - Co ty robisz?

- Zamykam przestępcę. - oznajmił pewnie wracając do skuwania lekarki.

- Oszalałeś, jaki przestępca. To nasza nową Pani doktor. - wyznał oburzony lekarz - Co się stało?

- Okłamała mnie, że wiezie krew do przetoczenia. - wyznał Jay, jak mały chłopiec, który tłumaczy dlaczego tłucze klockiem kolegę w piaskownicy.

- To był żart. Cholera jasna, nie znacie się na żartach? - warknęła podnosząc się z maski.

- Zgłosiłem eskortę! - warknął na nią Jay. Ale nie to go tak rozjuszyło.

- A kto Cię o to prosił!? - wyskoczyła na niego - Trzeba było trzymać się krawężnika nie udawać wielkiego bohatera. - rzuciła mu w twarz niezapiętymi kajdanki i zabrała torby.

- Spokojnie. - Will starał się wyciszyć brata, którego dawno nie widział w takim stanie - Jeśli chcesz możesz ją za to ukarać, ale na Boga nie tu i nie teraz.

- Kim ona w ogóle jest? - młodszy Halstead powoli uspokajał nerwy.

- Lekarz transplantolog. Ma przeprowadzić ważna operacje z Rhodes'em. - wyjaśnił Will - Sprowadzili ją z drugiego końca kraju. Dziewczyna ma dwadzieścia osiem lat, a zdążyła przeskoczyć cały swój rocznik o kilka lat nauki.

- Taka mądrala, a jaja sobie robi z policji... - westchnął Jay wracając do radiowozu. 

I jak? Podoba się?

Nie zabicie za rozwalenie Ades😓😓😓

Chicago P.D. - Cruel Intentions.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz