9.

111 12 2
                                    

Po skończonej pracy, marzyli tylko o zimnym piwie i wygodnym łóżku. Te dwie rzeczy były do zrealizowania, ale siedzenie samotnie w domu było bardziej przytłaczające niż cały ich dzień na patrolu. Więc zgodnie postanowili wyjść do znajomych. Molly's to jedno z tych miejsc, gdzie mimo kłopotów,  można się uśmiechnąć i pobyć z fajnymi ludźmi. Dlatego też tu Ruzek i Halstead zajęli miejsce przy stoliku i poprosili Herrmanna o dwa piwa. 

- Dobrze, że to koniec tego dnia. - oznajmił Ruzek - Dawno nie czułem się tak wyprany psychicznie. 

- Tak... - przyklasnął mu Jay - A props psychicznie. Miałeś opowiedzieć mi co tam z Agnes. - Adam przysunął swój trunek bliżej wbijając w niego wzrok.

- Nie ma o czym gadać. - rzucił sucho. Naprawdę nie miał ochoty na wyznania, chociaż wiedział, że może mu to pomóc przetrwać swój żal i ból.

- Ale spotkałeś ją chociaż?

- Tak. - pokiwał głową, gdy upił łyk zimnego piwa - Uwierzysz, że wszedłem do pierwszego lepszego lokalu. Który wyglądał jak Molly's, swoją drogą. I ona tam była. - zaśmiał się.

- Myślisz, że to z sentymentu? - zapytał kumpla. Jay nie chciał drwić z Adama. Rozumiał jak się czuje. Sam to kiedyś przerabiał.

- Nie. Ona nie ma uczuć.

- Socjopaci tak mają, pytałem Willa o to... - przerwał, bo Adam zmierzył go wzrokiem - Spokojnie nie powiedziałem, że chodzi o behawiorystkę.- Mimo to Adam nie był zadowolony że kumpel wypytuje o jego sprawy. Nie dał jednak po sobie tego poznać.

Tymczasem w szpitalu Avery zbierała się do domu po skończonym dyżurze. Przebrana pakował rzeczy do torby. Do pokoju wszedł doktor Rhodes. Uśmiechnięty i zrelaksowany. Właśnie skończył obchód i jego pacjent wybudził się z narkozy. Był w całkiem dobrym stanie.

- O kogo ja widzę? - zadrwiła z uśmiechem - Doktor bardzo zajęty dziś?

- Rogers przestań. Wiesz, że to co zrobiłaś było...

- Jakie było? - stanęła zaplatając ręce na piersi - Niesamowite? Głupie?

- Avery. Robiłaś to już setki razy. - oznajmił kładąc teczkę na stół.

-  Tak, ale nie tu! - odparła pewnie - Dobrze wiesz, że jestem tu tylko dla twojej operacji. A ta robota... - wskazała palcem na drzwi mając na myśli izbę przyjęć - To tylko tymczasowe.

- I co z tego? Jesteś chirurgiem...

- Connor. - przerwał mu zła - Miałeś mnie pilnować. Pamiętasz? Twoja szefowa tego chciała, jak się dowie, że sama robiłam operacje wywali mnie za drzwi i nie zobaczę nawet stopy Twojego pacjenta. - dodała z pretensją.

- Wytłumaczę jej to. - oznajmił podchodząc bliżej.

- No ja myślę. - naburmuszona patrzyła na lekarza, a jej wyraz twarzy stopniowo łagodniał - Kończysz? 

- Tak. - pokiwał głową.

- Może drink, jak za starych... dobrych... czasów. - Każde słowo wypowiadała starannie dając do zrozumienia lekarzowi, że drink to tylko wymówka.

- Wiesz, ja.. - miotał się. On i lekarka znają się dosyć długo i kiedyś dosyć intensywnie się "przyjaźnili". Teraz lekarz nie chciał znów wchodzić w te relacje. Nie tylko z powodów zawodowych. 

- Wiem. - westchnęła - Słyszałam o doktor British-blond. - zadrwiła, przeszła obok zabierając torbę. Trochę zakuło ją to, że nie zaprzeczył, ale ich relacja to przeszłość. - Do jutra. 

- Do jutra. - odparł. 

Kolejna butelka została opróżniona przez partnerów z patrolu. W barze zrobiło się już tłoczno mimo, że w środku tygodnia zwykle jest tu dosyć luźno. Jay poszedł do toalety, wtedy Adam odebrał telefon, chwila rozmowy i już wiedział, że niedługo zacznie się impreza. Na szczęście nie jego kosztem. Rozmawiali już chyba o wszystkim. O pracy, o tym co działo się gdy Ruzek uganiał się za socjopatyczną polką. Jay opowiedział mu trochę więcej o sobie, a Adam dziwił się jeszcze mocniej z każdym faktem na temat byłego żołnierza. Pracowali ze sobą dobre siedem lat a jeszcze tyle nie wiedzieli. Adam wysypał się całkowicie jeśli chodzi o temat swojej zrujnowanej miłości. Nie pominął żadnego szczegółu, chociaż ciężko było coś ominąć gdy był tam tylko dwa dni. 

Avery, ubrana w czarny top z odkrytymi ramionami i spódniczkę ze skóry, weszła do baru, który podobno miał być najlepszy w Chicago. Adam tak go zachwalał, że nie mogła odmówić, gdy zaprosił ją na drinka. W zasadzie nie piła. A już na pewno nie gdy przed nią była tak ważna operacja. Jednak chwilę z bratem sam na sam były rzadkością, więc nie mogła sobie tego odmówić. Stanęła w drzwiach rozglądając się po przytulnym wnętrzu. Urzekły ją światełka pod sufitem, które wyglądały jak gwiazdy. Uśmiechnięta weszła dalej, dostrzegła brata i skierowała się w jego stronę. Dopiero gdy stanęła obok stolika, zrozumiała, że nie jest sam. 

- Avery! - przewie krzyknął już wstawiony Ruzek - Nareszcie! Siadaj!

- Nie wiedziałam, że masz towarzystwo! - zauważyła, ściskając mocniej pasek torebki. Jay także był w szoku, jednak alkohol który wypił lekko go znieczulił. 

- Tak, ja też się nie spodziewałem towarzystwa. - oznajmił. Avery stała wpatrując się w brata, a Adam w nią. Jakby prowadzili niemą rozmowę. Jay wyczuł o czym myśli dziewczyna, a że miał dość kłótni, postanowił się usunąć. - To ja was zostawię samych. - rzucił wstając z krzesła.

- No nie! - oburzył się Adam - Nie będzie tak! - zatrzymał Halsteada łapiąc go za ramię ponad stołem i chwytając drugą ręką dłoń siostry - O co wam chodzi? Nie możecie sobie tego wyjaśnić raz na zawsze? 

- Adam... - zaczęła jego siostra.

- Ja do niej nic nie mam. - rzucił nagle Jay, na co otrzymał pytające spojrzenie dziewczyny.

- Na prawdę? - zdziwiła się - A niby co miałbyś mieć... - chwilę myślała jak mu dopiec i wymyśliła - ... Jayden.  

- Słucham? - Jay nienawidził swojego pełnego imienia, zastanawiał się skąd ona je zna. 

- Jayden, tak masz na imię. Czy nie? - uśmiechnęła się triumfalnie wiedząc, że trafiła w czuły punkt - Wiec co masz do mnie?

- Nie wiem, ty mi powiedz co masz do mnie? - warknął na nią zły za używanie jego pełnego imienia.

- Oj, nie wiem... może to, że o mały włos nie wpakowałeś mnie do więzienia, za żart! - żaliła się. 

- Trzeba było nie żartować!

- Trzeba było się tak nie nadymać jak ryba Fugu! 

- Dość! - krzyknął zniesmaczony Ruzek - Już przeproście się! Albo ja wychodzę. - myślał, że to dobry argument aby tych dwoje się pogodziło.

- Dobrze. Niech ci będzie. - Avery miała powyżej dziurek w nosie tej dziecinady - Przepraszam Jayden - Adam chrząknął upominając ją - Dobrze, panie detektywie, przepraszam za mój żart. 

- Przeprosiny przyjęte. - odparł zadowolony detektyw. Adam pociągnął Avery tak, że usiadła na krześle obok niego. Zapytał czy chce coś do picia, wstając i idąc do baru zaproponował piwo. - Czy ty kiedykolwiek widziałeś żebym piła piwo?

- To co innego? - zrezygnowany nie nadążał za siostrą.

- Cokolwiek, byle nie piwo. - odparła, a widząc twarz zadowolonego gapiącego się na nią Jaya dodała - Ej, a on mnie nie przeprosił!

- Za co? - Jay podniósł ręce nie widząc w sobie winy, ale wzrok Ruzeka i Avery prawie przewierciły go na wylot więc... Chociaż bardziej niż Ruzeka, urzekły go oczy Avery. Te niebiesko zielone, teraz mocno podkreślone czarną kredką i tuszem, wbijały mu szpile w serce. - Dobrze. Przepraszam. 

- No. - pełna triumfu czekała na swój drink.


Kolejny skończony... No... Jak się podoba? 

Chicago P.D. - Cruel Intentions.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz