7.

120 13 8
                                    


Następny dzień zaczął się intensywnie. Najpierw Jay zaliczył spotkanie ze znajomym prokuratorem. Chciał aby odpuścił stawianie dziewczynie zarzutów, bo uznał, że pomylił się. Gdy ten usłyszał o jego prośbie najpierw się oburzył, ale gdy Halstead wytłumaczył mu pobieżnie o co chodzi ten zaczął się śmiać.

- Jay. Ty i te twoje dziewczyny. Kiedyś wpadniesz przez nie w kłopoty. - Halstead zaczął zaprzeczać jednak na nic się to zdało. Prokurator powiedział, że spróbuje "nie" zgubić tych akt albo położy je na sam spód i tak wielkiego stosu dokumentów.

- Dziękuję. - rzucił siadając do swojego GMC. Teraz Avery powinna go przeprosić za to, że na niego nawrzeszczała. W końcu załatwił jej niejako ułaskawienie. Nie ukrywał, że sprawiło mu to nawet odrobinę radości. Gdy był w drodze na komisariat dostał zgłoszenie o kolejnej strzelaninie. Na obrzeżach Loop między domami znów rozegrała się jatka, ale tym razem niebiescy przyjechali na czas.

Detektyw zatrzymał się kawałek dalej i z bagażnika wyjął kamizelkę oraz broń szturmową. Przebiegł kawałek ustawił się w odpowiednim miejscu sprawdzając sytuację.

- 5021 George, na stanowisku. - rzucił do radia a później lekko wychylając się zza rogu zaczął krzyczeć. - CPD!!! Rzucić broń!!! - natychmiast odpowiedzieli ogniem w jego kierunku. Z resztą nie tylko jego. Z drugiej strony byli już Voight i reszta. - Sierżancie mam trzech w zasięgu.- powiedział do radia.

- Zdejmij jak tylko uznasz, że jest bezpiecznie. - Usłyszał i wychylając się zdjął jednego, a później drugiego. Trzeci uciekając wpadł w łapy Adama.

- Gdzie się wybierasz. - przyparł go do płotu. Był jedynym, który ocalał. Strzały ucichły. Więc wszyscy zebrali się wokoło schwytanego.

- Twoi nie żyją. - oznajmił mu Voight, żeby sprawdzić jak zareaguje. Tak po części czytał z kim ma do czynienia.

- Ważne, że tamci też gryzą glebę. - warknął chłopaczek nie starszy niż piętnaście lat.

- O co walczycie? O teren? O wpływy? A może to jakieś prywatne porachunki? - chłopak spojrzał na sierżanta wrogo i ten od razu wiedział, że trafił w dziesiątkę - Zabierzcie go do klatki. Wszystko powie. - Wtedy padł strzał. Wszyscy instynktownie odwrócili się w stronę skąd padł. Ale nie było tam już nikogo. Kawałek dalej uciekał już strzelec. Kim i Rojas ruszyły za nim, a reszta zajęła się rannym.

Ambulans 61 staną na drodze minutę po zgłoszeniu. Brett i Foster opatrzył rannego i położyli z pomocą policjantów na nosze. Na chodniku została wielka plama krwi. Voight wpatrywał się w nią przez chwilę zastanawiając się gdzie popełnili błąd.

- Ruzek! Halstead! Jedzcie z nimi! Ma przeżyć. - warknął, a dwójka funkcjonariuszy wskoczyła do auta jadąc za karetką. Chłopak dostał prosto w środek klatki piersiowej i raz zatrzymał się w karetce. Wwożąc go na SOR obaj mieli nadzieję, że chłopak przeżyje. Inaczej krucho będzie z nimi jeśli Voight się o tym dowie.

- Co mamy. - Avery stanęła obok Maggie, która właśnie wskazała Bret gdzie ma wwieźć pacjenta.

- Bierzesz Bagdad. - oznajmiła pielęgniarka z uśmiechem.

- Co się dzieje? - weszła do sali natykając się na policjantów i krwawiącego dzieciaka - Co do cholery? - szybko podeszła do łóżka.

- Chłopak postrzelony w klatkę piersiową, jakieś dwadzieścia minut temu. Ciśnienie dziewięćdziesiąt na sześćdziesiąt i spada, saturacja osiemdziesiąt podaliśmy tlen i...

- Wszystko mam w karcie. - przerwała jej Avery - April, RTG. - ponagliła pielęgniarkę - Wy możecie wyjść. - Spojrzała wrogo na policjantów - Wy też!

- Musimy dopilnować aby przeżył. - palnął Adam.

- Tak? A któryś ma dyplom z medycyny? Nie? To spadać. Bo tylko przeszkadzacie! - warknęła spoglądając na wynik rentgena - Przeszedł obok serca, ale zahaczył o płuco. - wymamrotała i wtedy monitor zaczął sygnalizować spadek funkcji życiowych. Lekarka podeszła sprawdzając oddech pacjenta i ranę - Płuco się zapadło. April skalpel i rurkę 0,5 do drenażu i środek odkażający. - Dziewczyna przyniosła wszystko o co prosiła lekarka zapakowane sterylnie w jednym zestawie - Lidokaina - poprosiła inna pielęgniarkę - Teraz się odsuń. - Avery wtłoczyła w bok pacjenta cała zawartość strzykawki. Przemyła miejsce między trzecim, a czwartym żebrem. Bez namysłu zaznaczyła kilkucentymetrowym pionowym cięciem miejsce gdzie później mocno przycisnęła skalpel, a z ciała pacjenta wypłynęła krew.

- Avery. - Ruzek o mały włos nie puścił pawia - Wiesz co...

- Zamknij się! -krzyknęła na niego - Rurka! - na jej dłoni z rąk April pojawił się przedmiot który wcisnęła w ranę i zacisneła klemem. Klatka piersiowa rozprężyła się i chłopak zaczął się stabilizować. - Zawiadom Rhodesa. Trzeba go operować.

- Avery... - Zatrzymał ją Halstead nim opuściła pokój - On musi przeżyć.

- To trzeba było do niego nie strzelać. - odparła przesuwając policjantów i pomagając wywieźć pacjenta z sali - Jedziemy na Hybryde. - oznajmiła.

Jay i Adam czekali na jakieś wieści o chłopaku. Obaj czuli się winni ale najbardziej Halstead. To on ostatni zdjął napastnika. Był świecie przekonany że nie żyje. Popełnił błąd nie sprawdzając tego czy przeżył. Jak sie okazało błąd kosztował zdrowie chłopaka który jako jedyny może im wyjaśnić co się dzieje ocenie na ulicach Chicago. Żaden inny informator nie ma konkretów. Kevin także jest w terenie ale bez efektów. A teraz ten trop może zniknąć przez niedopatrzenie Jaya.

- Maggie? - detektyw nie wytrzymał musiał wiedzieć ile jeszcze to potrwa.

- Jay. - stanęła na wprost niego z tym jej uśmiechem anioła

- Długo jeszcze? - wskazał na drzwi do sali operacyjnej.

- Nie wiem. To ich robota. A lepiej żebyś się nie spieszyli. - Oznajmiła.

- Masz rację. - westhnął

- To ty... - zaczęła ale gdy Jay spojrzał na nią zamilkła.

- Czy ja to postrzeliłem? Nie. - odparł pewnie.

- Bardzo się martwisz, myślałam... przepraszam.

- Nie spokojnie. Martwię się bo to nasz jedyny top. - odparł a wtedy z sali wyszła Avery... sama. - Gdzie Connor? - zaskoczony detektyw spodziewał się że to z nim porozmawia.

- Nie zjawil się. - odparła widzac jak zbliża się też jej brat - Ale w końcu ja też jestem chirurgiem. - baknęła - Chłopak jest stabilny ale musi mieć czas na odpoczynek. Tak, że idźcie już sobie.

- Przeżyje.

- Nie wiem. Nie jest wróżką. Jak narazie żyje. O ile znów się nie pośpię to dostaniecie to czego chcecie. - uniosła brew na znak pogardy dla ich zachowania.

- A tak przy okazji. - Halstead już chciał wyjść ale miał jeszcze coś do powiedzenia Avery - Zarzuty oddalone... przynajmniej narazie. - powiedział do niej.

- Mam ci bić brawo. - fukneła zaskoczona jego dumnym wyznaniem.

- Ona zawsze jest taka...

- Jaka?

- Taka... taka...- nie potrafił znalezc słowa.

- Tylko się nie zakochaj. - westchnął Ruzek widząc jak jego przyjaciel stara się ogarnąć epitety na jego siostrę.

LisNaSkoczni no na to czekałaś pewnie xd

Chicago P.D. - Cruel Intentions.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz