Przed szpitalem zebrał się sztab antykryzysowy. Cały budynek zajęty był przez napastników. Jedynym ich punktem zaczepienia byli dwaj policjanci wywiadu wewnątrz. Niestety od zgłoszenia nie dali znaku życia i Voight bardzo to przeżywał. Oczywiście po swojemu, nie mówiąc o tym nikomu i nie pokazując tego w inny sposób niż rozkazy. Za to Upton miotła się jak szalona. Chcąc pomóc Halsteadowi. Wszyscy wiedzieli dlaczego. Kim była bardziej spokojna chociaż bała się o Adama.- Co mamy. - zapytał Hank idąc w kierunku SWAT z Kevinem.
- Królowie północy zrobili krok i chyba przeszli granicę. Zaatakowali szpital. Zebrali się wszyscy. Chodzi o tego chłopaka. - pokazał zdjęcie czarnoskórego dwudziestolatka - To syn szefa E.K.Landu. Ma przeszczepiane właśnie narządy wewnętrzne z powodu choroby.
- Kto się nim zajmuje?
- Connor Rhodes i Avery Rogers. - odparł. Hank wiedział, że Avery to siostra Adama, a i zdawał sobie sprawę, że Halstead ma z nią coś wspólnego. Bał się, że zrobią coś co nie będzie dobre dla nikogo. Sam pewnie nie myślałby do końca jasno.
- Możesz mnie połączyć z Halsteadem albo Ruzekiem? - spytała z nadzieją
- Nie. Albo się odłączyli albo coś w środku blokuje sygnał. - odparł oficer.
- To tylko cholerny gang z przedmieścia, a nie jakiś szalony naukowiec z ideą świata idealnego. - krzyknął Hank - Znajdźcie wejście i możliwą drogę ewakuacji.
- Tak jest. - Kevin odszedł i zabrał ze sobą resztę ekipy. Musieli się spieszyć. Nie wiedzieli jak rozwinie się sytuacja.
Adam właśnie przeszedł przez korytarz, który prowadził do izby przyjęć. Zerknął w okno na drzwiach. Zobaczył trzech napastników i nikogo więcej. Zastanawiał się ilu jeszcze jest na miejscu. Machnął na Halsteada i ten wolno przemieścić się w jego stronę.
- Wchodzimy albo idziemy dalej? - oficer nie chciał sam podejmować decyzji. W końcu to Jay był starszy stopniem.
- Tu mamy największe szanse. - detektyw spojrzał na drzwi i lekko je popchnął. Otwarty się bez oporu - Idziemy. - zdecydował. Weszli cicho chowając się za recepcją. Jay, aby nie robić szumu zabrał ze sobą tłumik, który właśnie nakręcił na lufę swojej broni. Na jego znak Adam złapał tego, który właśnie przechodził, a pozostałych dwóch zdjął Jay.
- Ilu was jest? - z zaciśniętymi zębami wysyczał do ucha napastnika. Na palcach pokazał że trzech, więc detektyw ruszył zbadać teren. Nie kłamał. Nikogo więcej prócz pielęgniarek i pacjentów nie było. Jay wpadł do jednej z sal gdzie zastał brata.
- Will. - westchnął z ulgą. Martwił się nie tylko o Avery, ale przede wszystkim Willa.
- Jay. Dziękuję. - powiedział pewnie lekarz - Już ich macie?
- Nie wszystkich. Na razie tylko ER jest wolne. Wiesz ilu ich jest?
- Nie mam pojęcia. Ci dwaj, którzy tu byli mówili o tym, że chodzi im o operowanego chłopaka. - wyznał, wracając do pacjenta.
- Gdzie oni są?
- Trzecie piętro. Ale Jay...- zatrzymał chcącego odejść brata - Tam jest Connor, Ava i Avery. - oznajmił, a detektyw i oficer spojrzeli po sobie.
Voight wychodził z siebie, żeby nie rozwalić drzwi swoim Cadillakiem. Miał dość bezczynności i niepowodzeń w kontakcie z porywaczami. Bał się i denerwował. S.W.A.T. dolewał oliwy do ognia każąc mu stać z boku.
CZYTASZ
Chicago P.D. - Cruel Intentions.
FanfictionJay i Adam pracują razem dobrych kilka lat. Nie wiedzą o sobie wszystkiego, ale mimo to mogą powiedzieć, że są przyjaciółmi. Żaden z nich nie spodziewał się takiego zamieszania z powodu jednej dziewczyny....