14.

118 13 32
                                    


Obudziła się, otwarła oko spoglądając jak co rano na zegarek stojący na szafce nocnej. Wskazywał siódmą trzydzieści. Mimo, iż normalnie wyskoczyła by jak opatrzona, bo to pora, o której już jadłaby śniadanie, to teraz nie chciało jej się ruszyć palcem. Zastanawiała się, dlaczego budzik nie zadzwonił o szóstej pięćdziesiąt? Chyba, że go nie słyszała. Ale to akurat było najbardziej wątpliwe. Leżąc na brzuchu tuliła poduszkę licząc sekundy, które nie chciały się rozciągnąć. Była zmęczona. Tyle, że nie wiedziała dlaczego? Podniosła się lekko na przedramionach i odwróciła głowę od rażących promieni słońca. Zobaczyła uśmiechniętą twarz detektywa wpatrując się w nią. Kilka sekund zajęło jej zrozumienie co się dzieje. Zajęczała chowając twarz w poduszce.

- Dzień dobry. - zaśmiał się Jay. Opierał się o zagłówek jej łóżka z zaplecionymi dłońmi za głową. Avery znów zajęczała.

- Czyli tak nisko upadłam, że poszłam z Tobą do łóżka? - rzuciła z drwiącym uśmiechem odrywając twarz od poduszki

- Ja też wciąż nie mogę się otrząsnąć po tej nocy. - odparł. Zaskoczona dziewczyna nie spodziewała się takiej odpowiedzi, że strony policjanta.

- A ty od kiedy taki sarkastyczny się zrobiłaś? Co Jayden?

- Uczę się od najlepszych. - odparł - Poza tym to imię... Nie możesz mówić mi Jay?

- Dlaczego? Tak jest ładnie.

- Nie lubie tego imienia. - odparł.

- Dlaczego?

- Długa historia... - zbył ją. Jej jeśli miałby być szczera akurat ona mało obchodziła.

- A mnie się podoba i tak będę do Ciebie mówić. - oznajmiła bezczelnie.

- Zołza. - powiedział z przekory. Szturchnęła go w bok kładąc głowę na poduszkę. - Jak się czujesz? - troska wylewała się z jego słów. Zastanawiała się dlaczego mimo jej zachowania wciąż się tak stara.

- Niewyspana. - odparła - I to jest twoja wina. - dodała zamykając oczy.

Leżeli zasapani wpatrując się w biały sufit. Próbowali złapać oddech po tym namiętnym maratonie. Nagle Avery zaczęła się śmiać. Jay zerknął na nią, zastanawiając się z czego się śmieje. Odwzajemniła jego spojrzenie i jeszcze głośniej się zaśmiała. Halstead wciąż nie mógł znaleźć powodu jej śmiechu.

- Przepraszam. Ja... ja... - zaniosła się śmiechem - Ja tak reaguję na stres. - starała się opanować.

- Stres? - myślał, że to co zrobili przed chwilą, raczej powinno ich rozluźnić a nie stresować.

- Zdałam sobie właśnie sprawę z tego jak dobrze, że wyciszyłam to mieszkanie nim się tu wprowadziłam. - miala na mysli to jak się zachowywała gdy dochodziła. Gdyby Pani Sanders usłyszała ją wezwała by oddział S.W.A.T. myśląc że ktoś ją morduje. Gdy Jay zrozumiał o co jej chodzi także wybuchnął śmiechem.

- Ciekaw jestem jak często przydaje ci się takie wygłuszenie mieszkania. - zerknął a na niego, czy on właśnie pokazał swoją zazdrość?

- Oj nie mów, że byłeś prawiczkiem zanim tu przyszedłeś? - zadrwiła z niego

- Nie. - odparł urażony.

- Stawiam sto dolców, że z takim zaangażowaniem przeleciałeś tylko przez kierownicę od roweru za dzieciaka. - zaśmiała się.

- Oj. - wskoczył nad nią - Ten twój cięty język... - pocałowała ją a ona ugryzla jego dolną warge.

- Detektyw zaczyna drugie okrążenie? - uśmiechnęła się a później znów wróciła do całowania przystojniaka.

Chicago P.D. - Cruel Intentions.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz