Wrócili na posterunek zastanawiając się, który ma oznajmić Voightowi, że na razie przesłuchanie chłopaka jest niemożliwe. Adam w ogóle nie chciał wejść na górę. I tak dostał już jedną reprymendę od szefa, bo gdy jechali prawie nie wyrobił na zakręcie. Z tak wielką prędkością wjechał na niego. Hank był wściekły i stwierdził, że jeśli go nosi to powinien wrócić na urlop. A tego nie chciał. Jeśli miał siedzieć i myśleć, że właśnie rzuciła to socjopatka... wolał słuchać wkurzonego szefa.
Jay za to czuł się winny, więc to zrozumiałe, że nie potrzebował dodatkowego opieprzu. Jednak któryś musiał to zrobić i padło na Halsteada, bo Ruzek został zatrzymany na dole przez Platt. Detektyw sam nie wiedział co gorsze. Wściekły Hank, czy sarkastyczna Trudy?- Sierżancie. - zapukał w futrynę drzwi jego gabinetu - Chłopak jest nieprzytomny, ale stabilny. - Powiedział szybko. Hank spojrzał na niego i czekał na dalszy ciąg. Jednak Halstead nie chciał zaczynać tego tematu.
- Coś jeszcze? - spytał, a detektyw zaprzeczył - Potrafisz strzelać? Więc dlaczego on przeżył.
- Nie wiem. - oznajmił - Celowałem...
- Jay. - westchnął - Ja nie oczekuje wyjaśnień. Bo to, że schrzaniłeś to wiem. Chce żebyś wyciągnął wnioski. - Detektyw spuścił wzrok, kara była nieuchronna - Zostajesz w patrolu.
- Co? - prawie krzyknął oburzony - Ale...
- Jay. Nie dyskutuj. Tam przypomnisz sobie reguły. - oznajmił
- Sierżancie. To na pewno kara za tego gościa? - chciał się upewnić. Ostatnio stało się kilka rzeczy, które Jay wolałby zapomnieć. Przez które wydział ucierpiał. Między innymi dlatego zjawiła się behawiorystka i prawie pozbawia ich pracy.
- Nazbierało się od dawna. - odparł pewnie - Jak już kiedyś mówiłem. Jesteś dobrym gliną, ale na błędy nie mogę przymykać oczu. Wszystko ma swoje granice. - posłał mu znaczące spojrzenie tak, że Halstead nie miał odwagi więcej protestować.
Wyszedł z wydziału prosto do szatni przebrać się w mundur. Wiedział, że decyzja sierżanta jest natychmiastowa. Natknął się tam na Adama.
- A ty co tu robisz? - zdziwił się widząc oficera ubierającego niebieska koszulę.
- Trudy oznajmiła, że wracam na patrol z rozkazu sierżanta. - odparł bez większych emocji
- Ty też?
- Co znaczy... - przerwał gdy zobaczył jak Jay wyjmuje swój mundur - To przez tego postrzelonego, który zwiał?
- Powiedział, że się nazbierało. - obaj chcieli resztę przemilczeć.
Patrol był czymś w rodzaju najbardziej nudnego z najnudniejszych zadań. Każdy policjant... no może nie każdy. Ale w większości, idąc do policji liczy się z tym, że będzie jeździć w patrolu do końca kariery. Jednak Ruzek, który dostał szansę na samym starcie i Halstead, który po wojsku od razu wskoczył na wyższe piętro nie liczyli, że spadną do ligi drogowej... Cóż, dla nich to była duża degradacja.
Wsiedli do wozu i jeździli sprawdzając drogi, uliczki i inne zakamarki Chicago. Stanęli na moment na kawę, po czym wskoczyli znów do puszki którą podarowała im Platt i odjechali.
- Do patroli w pobliżu East Pilsen. Zgłoszenie pobicia. Kobieta w drodze do szpitala. - usłyszeli w radiu. Byli dwie przecznice od miejsca zdarzenia. Już chcieli zgłosić udział, kiedy w radiu odezwał się inny wóz. Zaznaczył, że są prawie na miejscu i mogą przejąć miejsce zdarzenia.
- 10-1. Oficer Ruzek i detektyw Halstead. Jesteśmy przecznicę od miejsca. Co mamy robić? - zapytał Ruzek.
- Jedzcie do MED. Zabezpieczcie jej rzeczy oraz spiszcie zeznania, jeśli to możliwe. - Oznajmił dyspozytor.
- Przyjąłem. Jedziemy. - odparł. Zerknął jeszcze na partnera, który miał nietęgą minę - Co jest?
- Musiałeś? - wycedził niechętnie.
- O co ci chodzi?
- Zgłosić nas na jazdę do MED! - odpowiedział zniesmaczony tą sytuacją.
- Co ty masz do mojej siostry? - Adam prowadził, ale co chwila zerkał na Jaya, aby wyłapać jego powody do nielubienia Avery.
- Nic! Po prostu jedź! - warknął kuląc się w fotelu. Nie na rękę było mu kolejne spotkanie nie tylko z Avery, ale i z całym szpitalem. Z drugiej strony mieli okazję sprawdzić co z chłopakiem z rana.
Weszli na teren szpitala, kierując się do szefowej oddziału ratunkowego. Maggie chociaż zajęta od razu wskazała pokój gdzie leżała dziewczyna i zauważyła jak twarzowe są ich mundury. To trochę rozluźniło spiętych policjantów. Oczywiście to nie był dzień Jaya. Kobietą zajmowała się dr.Rogers.
- A wy znów tutaj. - zauważyła ich w drzwiach do sali - Co to bal przebierańców?
- Avery zajmij się pracą, proszę! - upomniał ją brat, widząc jak Halstead czerwienieje ze złości.
- Tak jest! - odparła sarkastycznie.
- Co z kobietą?
- Jest na środkach nasennych i przeciwbólowych. Dwa złamane żebra, pęknięta kość biodrowa, złamana szczęka i wyłamane osiem z dziesięciu palców u rąk. Ktoś zrobił z niej worek treningowy, albo zatańczył sambę na niej? - zapytała retorycznie zdenerwowana. Mimo, iż widziała już takie rzeczy to nie zmieniło to faktu, że połamała by ręce temu kto zrobił to tej kobiecie - Swoją drogą nie pierwszy raz... - dodała
- To znaczy, że była bita wcześniej? - Halstead zrobił krok w stronę pacjentki, wydawało mu się, że gdzieś już widział tą kobietę.
- Tak, ma tyle starych siniaków i źle zrośniętych złamań, aż dziwi mnie, że wciąż się porusza. - odparła. Jay przyglądnął się kobiecie i wciąż nie mógł sobie przypomnieć skąd ją zna. - Coś nie tak, detektywie?
- Nie wiem, jakby.. Jak ona się nazywa?
- Michelle Sullivan. - odparła. Halsteadowi stanęło serce. To kobieta, którą jakiś czas temu uratował z łap jej męża. Facet bił ją i gdyby nie Jay, pewnie zatłukł by ją gołymi rękoma. Wyglądała okropnie, ale dopiero teraz dostrzegł szczegóły, które potwierdzały, że to ona. Wezbrała w nim złość.
- Sukinsyn. - Jay wyszedł z sali zostawiając Ruzeka i Avery w konsternacji. Złapał za radio tuż za drzwiami izby przyjęć. - 10-1, detektyw Halstead, sprawdź mi więźnia, Shane Sullivan. Siedział za napad i pobicie. - radio przez moment milczało.
- Shane Sullivan, wyszedł ze względów zdrowotnych na przepustkę. - oznajmił dyspozytor.
- To są chyba jakieś jaja. - warknął pod nosem, gdy zjawił się Ruzek informując go o stanie kobiety. Halstead wsiadł za kółko i pojechał w jedynie sobie znanym kierunku. Sullivan mógł być tylko w jednym miejscu. Na przepustkach trzeba napisać adres zamieszkania, a Michelle sprzedała dom, zaraz po rozprawie. Więc jemu zostało mieszkanie po rodzicach. Znał tego faceta jak własną kieszeń. Do samej rozprawy grzebał w jego przeszłości, aby dostarczyć prokuratorowi jak najwięcej szczegółów z życia oskarżonego. Wiedział gdzie mieszkał, co robił... nawet ile dostał na godzinę, za pracę w szkolnej bibliotece.
Stanęli pod zrujnowanym domem, który wyglądał jakby miał się zawalić. Ruzek zgłosił interwencję w tym miejscu i obaj ruszyli do środka. Nie spodziewali się zastać tam widoku wiszących zwłok. Shane powiesił się. Zostawił list, w którym wyjaśnił, że choroba zmusiła go do rachunku sumienia. Chciał przeprosić, byłą już żonę, ale ona nie chciała słuchać. Pobił ją, jednak bardzo żałował, dlatego się powiesił. Nie do końca zadowolony Jay wyszedł przed dom, łapiąc głośno powietrze.
- Wszystko w porządku stary. - zaczepił go Adam, martwiąc się trochę o partnera.
- Teraz już tak, ale chciałem... - złapał się za głowę myśląc o swoich zamiarach. Nie powinien tak zareagować. Może Voight miał rację wysyłając go do patrolu? Może potrzebuje czasu i dystansu?
Kolejny... mam jeszcze jeden w zapasie... więc na chwile będzie pauza.
Jak zrobię zapas znów zacznę udostępniać.
CZYTASZ
Chicago P.D. - Cruel Intentions.
FanfictionJay i Adam pracują razem dobrych kilka lat. Nie wiedzą o sobie wszystkiego, ale mimo to mogą powiedzieć, że są przyjaciółmi. Żaden z nich nie spodziewał się takiego zamieszania z powodu jednej dziewczyny....