8. Nadzieja jest matką głupich.

14 1 0
                                    

-Ja muszę. Nie ty. - Powiedziałam od razu. Nie chciałam, aby Damian niepotrzebnie się w to ingerował

-Nie ma żadnego ja, ty. Jesteśmy my i musimy przez to przejść razem.

-Ale ja nie chcę cię niepotrzebnie narażać. Nie wiadomo, kim on jest i czego chce.

Widziałam jak w tym momencie Damian powstrzymuje się od wybuchu emocji. Nie chciałam go denerwować, ale również nie chciałam go narażać. Po chwili brunet odpowiedział:

-Nawet, jeżeli mnie narazisz, to nic się kurde nie stanie. Jesteśmy przyjaciółmi i musimy sobie pomagać, bez względu na wszystko. I ja to właśnie uczynię. Ja jadę z pudełkiem do Rocha, a ty wymyśl, co zrobimy dalej. Zadzwoń do niego i powiedz mu, że przyjadę.

-Mam rozumieć, że nie mam nic mówić szefowej przy składaniu raportu? - Już nawet nie miałam siły się sprzeciwiać, więc zapytałam.

-Dokładnie. Do godziny dziesiątej powinienem wrócić. Nie wychodź z mieszkania i uważaj na siebie. Nikogo nie wpuszczaj.

Powiedział, zabrał swoje rzeczy oraz pudełko i wyszedł z mieszkania. Nie do końca wiedziałam, co się dzieje. Działo się to trochę zbyt szybko.

Podeszłam do okna i zobaczyłam, że Damian już wychodzi z klatki kamienicy. Włożył pudełko do plecaka i zarzucił go na plecy. Przez chwilę niezgrabnie szarpał się z kłódką i łańcuchem, lecz po chwili już całkiem oswobodził swój motor. Nie patrząc dłużej na jego poczynania odeszłam od okna i poszłam się przebrać.

Nie miałam ochoty siedzieć w domu, tak jak nakazywał mi Damian. Było pochmurno i dość wietrznie, przez co pogoda na dworze nie zbyt zachęcała ludzi do spacerów. Ja byłam wyjątkiem. Zawsze uwielbiałam spacerować w takiej pogodzie. Czuć ten wiatr owiewający moją skórę. Oddychać tym wilgotnym powietrzem. Widzieć to pochmurne niebo. Dla mojej osoby było to coś pięknego.

Po chwili chwyciłam telefon, który leżał na kanapie i wybrałam numer Rocha. Odebrał dopiero po chwili.

-Halo? - Jego głos był mocno zaspany, przez godzinę, o której do niego dzwoniłam.

-To ja Karolina. Przepraszam, że budzę cię przed siódmą rano, ale mam prośbę. Damian jedzie już na komendę zawieźć ci pewne pudełko. Powinien być przed ósmą. Czy mógłbyś sprawdzić odciski z tego pudełka? - Zapytałam spokojnym i potulnym głosem. Każde słowo wypowiadałam wolno i wyraźnie, aby mój rozmówca wszystko zrozumiał.

-No mógłbym, ale co to za pudełko? Coś ważnego?

-Obawiam się, że jednak tak. Jest to kolejna wiadomość od tego pojeba, tajemniczego L. Jak Damian przyjedzie to sam dowiesz się, jaka ona była. To nie na moje nerwy, aby teraz o tym mówić. Zbyt dużo się ostatnio dzieje.- Mówiąc to przetarłam swoje oczy wierzchem dłoni, które zaszły lekką mgiełką.

-Kurwa, Karolina to, co tam było?! - Jego głos od razu stał się rozbudzony, co niezbyt mi się spodobało, gdyż wiedziałam, że będzie się doszukiwał odpowiedzi na zadane przez siebie pytanie.

-Sam zobaczysz, to się przekonasz. Tylko proszę nie informuj nikogo o wynikach oprócz mnie. A i Damiana. - Dodałam po chwili, lekko zmieszana, jakby było to coś niezwykłego. A nie było.

-Karolina, prosisz mnie o wiele rzeczy i je wykonuje, ale tym razem nic ci nie mogę obiecać. I nie wściekaj się, bo to dla twojego bezpieczeństwa. Jeżeli trzeba będzie, powiadomię o tym nawet samego papieża, ale ci pomogę. Bez względu na wszystko. Nie zostaniesz z tym sama.

Zawsze wiedziałam, że był opiekuńczy wobec mnie, lecz czasami było to uporczywe.

-Dobra to inaczej, nic nie mów o tym Marcinowi.

Fałszywa graOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz