Oboje staliśmy tam ja wryci. Zupełnie nie docierało do nas to, co przed chwilą zobaczyliśmy. Można powiedzieć, że spodziewaliśmy się naprawdę wszystkiego, ale żadnemu z nas nawet nie przeszło przez myśl, że osoba taka jak Bojczuk może być księdzem. I to jeszcze katolickim!
-No, już nie stójcie tak z rozdziawionymi ustami, bo w końcu opadną wam na tą pożal się boże kostkę brukową. Wchodźcie do środka.
Wsłuchiwaliśmy się w jego słowa, jak w jakieś apogeum. Nie do końca wiedzieliśmy czy wykonać jego polecenie, mimo iż w końcu to ja chciałam się z nim spotkać.
Dimitri wyszedł na zewnątrz i wskazał gestem lewej dłoni abyśmy weszli. Dobrą chwilę zwlekaliśmy, lecz w końcu weszliśmy do środka. Całe pomieszczenie było zachowane w kolorach brązu i odcieni ciemnej czerwieni. Po meblach wyraźnie było widać, że nie są już pierwszej młodości, a z wykładziny pod naszymi stopami, za każdym krokiem unosił się pył. Na ścianie, tuż naprzeciwko drzwi widniała ogromna szafa. Jej lewe drzwi były lekko uchylone. Jak mniemam była to szafa na szaty liturgiczne i inne tego typu rzeczy.
Po chwili spostrzegłam się, że tylko ja tak bardzo przyglądam się pomieszczeniu. Bojczuk przysiadł na parapecie i wypatrywał ptaków za oknem, które przelatywały, co chwilę, a Damian stał tuż za mną z rękoma w kieszeni oraz wpatrując się w podłogę. Lekko speszona swoim wścibstwem powiedziałam:
-Chciałam się z panem, księdzem, jak mam mówić? - Zapytałam niepewna.
-Mówmy sobie po imieniu.
-A, więc chciałam się z tobą spotkać w sprawie mojego zmarłego ojca, Jana Łapnickiego, ale to chyba Marta ci przekazała.
-Owszem. - Odparł nadal wpatrując się w zwierzęta na zewnątrz.
Nie powiem, irytowała mnie jego postawa. Mógł przynajmniej udawać zainteresowanego tą rozmową.
-Chciałabym się dowiedzieć wszystkiego, czego dowiedział się pan, znaczy, czego się dowiedziałeś w sprawie mojego taty. Przede wszystkim, w jaki sposób on jest w to wszystko wmieszany.
Po skończeniu zdania poczułam dotyk Damiana na swojej dłoni. Chwycił moją dłoń i zacisnął ją, jakby w geście wsparcia. W tym momencie się tego nie spodziewałam. Owszem zabierając go na to spotkanie chciałam, aby był dla mnie wsparciem, lecz nie wiedziałam czy on również to tak zrozumie. Moje obawy jednak były zbędne. On w takich sytuacjach, jak do tej pory rozumiał mnie doskonale. W duchu mu za to dziękowałam.
Dłuższą chwilę musieliśmy czekać na jakąkolwiek odpowiedz ze strony Bojczuka.
-Nie stójcie w oknach, ani w ich prześwitach.
-Ale, dlaczego? - Zapytał zdezorientowany Damian.
-Nie zadawaj pytań tylko przejdźcie w bok. - Zrobił krótką pauzę. - Widzieliście tą kamienice, tu za oknem? - Wskazał palcem.
-Tak, widzieliśmy. - Odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
-No właśnie. Od waszego przyjechania tu czułem, że coś jest nie tak. Wcale się nie myliłem. Jak staliście w swoich objęciach spojrzałem w stronę kamienicy. Stał w niej mężczyzna. Początkowo pomyślałem, ze to przypadek. Teraz jednak, cały czas wpatruje się w tamto okno, a on nadal tam jest. Mogę się mylić, ale jestem niemalże w stu procentach pewien, że owa osoba stoi tam z waszego powodu.
Cóż nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.
-Co rozumiesz mówiąc, że stoi tam z naszego powodu? - Zapytał Damian niepewnym głosem. Jego dłoń mocniej zaciskała się na mojej. Po chwili zaczęło się to robić odrobinę bolesne. Postanowiłam jednak to zignorować.
CZYTASZ
Fałszywa gra
Mystery / ThrillerJeden feralny dzień zmienił wszystko.. całą przyszłość. Życie prywatne i zawodowe.