Winda zjechała na parter. Wyszłam z budynku i wolnym krokiem skierowałam się do auta Dereka. Było dosyć chłodno, dzięki gwiazdom na niebie tworzył się niezwykły klimat. Uniosłam głowę do góry, wpatrując się księżycowi, który tamtej nocy był niesamowicie ciekawy. Moje podziwianie przerwały szelesty łamanych gałęzi za drzew obok. Niespodziewanie z lasu wybiegła Cora i Boyd, oboje śmiali się, uśmiechając się od ucha do ucha.— Nie chce wyjść na starego i wkurzającego Petera, ale nie powinniście oszczędzać sił na walkę? — zapytałam, przymykając oko, kiedy podeszli bliżej.
— Nie przesadzaj Rache. — jęknęła Cora — Krótki spacer nikomu jeszcze nie zaszkodził. — odpowiedziała, uśmiechając się promiennie do chłopaka.
Uśmiechnęłam się pod nosem. Między nimi było coś na rzeczy, nie chciałam się wtrącać, bo czym prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw.
Sekundę później pojawił się Hale. W ręce trzymał kluczyki i bluzę. Otworzył samochód, para nastolatków weszła do środka, zamykając drzwi. Brunet odwrócił się do mnie i założył na mnie swoją garderobę. Poprawił moje włosy za ucho i uśmiechnął się lekko.
— Czyżby pan Hale, troszczył się o kogoś? — zaśmiałam się.
— Coś nie pasuje pani? — zmarszczył brwi.
— Wszystko jest idealnie. Dziękuję. — musnęłam kącik jego ust i zapakowałam się do pojazdu.
Usiadłam na miejscu pasażera i zapięłam pasy bezpieczeństwa. Derek odpalił silnik samochodu i wyjechał z parkingu pod loftem. Z żadną nadzieją, jak zawsze, włączyłam radio, które za każdym razem zostawało wyłączone przez Hale'a. Ku mojemu zdziwieniu, tym razem nie zaprotestował, a nawet pogłośnił urządzenie. Spojrzałam zszokowana na mężczyznę, który po chwili odwrócił głowę w moją stronę i uśmiechnął się lekko, odwzajemniłam gest. Oparłam głowę o szybę i wlepiała wzrok na drogę. Niecałe dwadzieścia minut później byliśmy na miejscu. Wyszłam z auta, zostawiając z tyłu grupę, która wchodziła do środka. Zatrzymałam się i dokładnie rozejrzałam, szukając Scotta. Nigdzie nie mogłam go dostrzec, miałam nadzieje, że nic głupiego nie wpadło mu do głowy.
— Rachel, idziesz? — usłyszałam głos chłopaka stojącego w wejściu do budynku.
— Już, idę! — odkrzyknęłam.
Szybko dogoniłam grupę, podbierając do Dereka. Spojrzałam na niego, uśmiechając się promiennie, nie mogłam uwierzyć, jak bardzo zmieniły się nasze relacje. Dzięki tacie przyjechałam do Beacon Hills, do miasta, z którym nie dzieliłam dobrych wspomnień. Od tego miejsca moje życie zmieniło się całkowicie.
Weszliśmy na pierwsze piętro opuszczonej galerii, która w blasku księżyca wyglądała trochę przerażająco. Z daleko zauważyłam Scotta i Isaaca stojących na środku centrum, zmarszczyłam brwi niezadowolona. Scott, co ty kombinujesz? — pomyślałam.
— Nie jesteś sam. — odparł Deucalion w stronę Scotta.
— To Isaac. — przedstawił blondyna.
— Nie mówię o Isaacu. — odezwał się.
Scott odwrócił głowę w naszą stronę. Wysunęłam pazury i zaświeciłam tęczówkami. Derek wyszedł przed nas, podchodząc bliżej nastolatków.
— Wiedziałeś, że to zrobię? Derek, nie! — mówił, lecz brunet jak zahipnotyzowany szedł w kierunku alfy — Nie rób tego. Nikomu nie stanie się krzywda. Jeśli ktoś umrze, to on.
— Tylko on. — powiedział, wskazując na Deucaliona.
— Tylko ja? — odparł — Jak ślepy dałby radę sam znaleźć to miejsce?
Odwróciłam wzrok, skąd usłyszałam szelest. Po betonowym słupie zjechała Kali, zdzierając w murze ślad po pazurach. Świetnie, zabawa się rozkręca. — warknęłam.
Pierwszy do ataku na Deucaliona rzucił się Derek, lecz szybko przeszkodziła mu Kali, odrzucając go na bok. Podbiegłam do dziewczyny, zadając jej dwa ciosy w brzuch, skuliła się z bólu. Kątem oka zobaczyłam bliźniaków rzucających Scotta na ścianę. Zgięłam rękę Kali leżącej na ziemi i podepchnęłam dziewczynę Derekowi, który obdarował ją bolesnym ciosem w twarz. Szatynka czymś prędzej podniosła się z ziemi i swoimi pazurami pocięła mi podbrzusze. Złamałam się w pół, upadając obok. Chwile później obok mnie leżała Cora, która również została zaatakowana przez Kali. Wściekła szatynka podniosła nastolatkę i przykładając pazury do jej szyi, położyła swoją stopę na mojej krtani, przyduszając ją coraz mocniej. Bliźniacy złapali Scotta i Isaaca, łapiąc ich za karki, jedynie Boyd leżał wolny, jak się okazało później nie bez powodu.
— Zabij go. — krzyknął Deucalion w stronę Dereka — Pozostali mogą odejść. — odparł mężczyzna — Zostałeś pokonany. Zrób to. Zrób pierwszy krok. — powiedział, schodząc ze schodów.
— Mówicie poważnie o tym dziecku? — zapytała Kali — Spójrz na niego. To Alfa? Czego? Pary nastolatków?
— Niektórzy są bardziej obiecujący niż inni. — powiedział Deucalion, patrząc na mnie, a to na Scotta.
— Niech pokaże, co potrafi. To co, Derek? Wataha czy rodzina wraz z kochająca Rache? — zapytała z pogardą, ściskając dłoń na szyi Cory i przyduszając mnie do ziemi.
~~~~
Nawet nie będę się tłumaczyć, bo jeden wielki wstyd. Rozdział wleciał, kolejny pojawi się następnej czasoprzestrzeni. Dziękuję za uwagę, zdrówka i buziaczki kochani.
𝓝𝓲𝓬𝓸𝓵𝓮𝓺𝔁
(Jeśli pojawi się jakiś błąd, napisz w komentarzu, a go poprawie;) )
CZYTASZ
Stracona | Derek Hale (W trakcie poprawek)
WerewolfNienawiść w latach dzieciństwa zmienia się miłość, w którą nigdy nie uwierzyliby. Czytaj, a dowiesz się co wydarzy się dalej ;) !WAŻNE! Rachel McCall to główna bohaterka opowiadania, jest córką agenta FBI. Obydwoje unikają tematu o jej matce - Melis...