Rozdział XXIV

698 42 25
                                    

To jest bardzo specjalny rozdział. Specjalny dla mnie. Do tej pory jeszcze nigdy nie próbowałam sił w dokładnym opisaniu pojedynku i teraz, kiedy już mam to za sobą, chylę głęboko czoła przed tymi, którzy dali sobie z tym radę!

Wstępny szkic zajął mi dwa dni i pod koniec poczułam się całkowicie wyprana emocjonalnie i...  fizycznie. Zupełnie jakbym to ja walczyła. A potem przyszły całe tygodnie poprawek. 

Więc chciałam skorzystać z okazji i bardzo, ale to bardzo podziękować Avu i mojej Mamie za porady, łapanie za rękę, bezlitosną krytykę i ciągłe powtarzania "możesz to napisać lepiej".


A teraz zapraszam do czytania ;)

------------------------------------------------------

Czwartek, 22 maja

Umysł Wendella-Perry'ego

około 8-smej,  o tej samej porze w Australii

Siedząc na zwykłej, parkowej ławce w blasku słońca, Jean-Louis Chancerel musiał przyznać, że od wielu lat nie był na tak dobrym spacerze. Na ogół spacery były krótkimi wypadami w przeróżne, pokrętne miejsca, o równie pokrętnych porach roku. Latem padał lodowaty deszcz, zimą świeciło oślepiające słońce. Miejsca też były przedziwne, na ogół nieprzyjazne.

Dawno temu wybrał się na bardzo długi spacer z Severusem. I choć oczywiście z każdym krokiem wszystko ciągle się zmieniało, on widział to jako jesienną, deszczowa noc o przykrym, gryzącym zapachu. Potem spacerował z Tau, czy, jak mówił o nim Severus – Andersonem. To też były ciekawe spacery, szczególnie ten ostatni, z którego obaj wrócili z uczuciem przejmującej ulgi.

Ale ten... był po prostu niesamowity. Przede wszystkim dlatego, że był Normalny. Dni były dniami, noce nocami, nawet kiedy dookoła padał deszcz lub śnieg – było ciepło, słonecznie i... radośnie.

Od pół godziny prześmiali z Perry'm niemal połowę życia i zanosiło się, że przez następną godzinę prześmieją resztę.

- Chodź, coś ci pokażę – powiedział, wstając i ciągnąc za ramię człowieka obok siebie.

- Znów chcesz mnie zdziwić? – spytał ten, zrywając się prędko i pomagając Chancerelowi się podnieść.

- Dziękuję – mruknął Jean-Louis. – To, czy cię zadziwię, zależy tylko od ciebie.

-

Kiedy mademoiselle Granger wyszła, przeniósł wszystko, co zobaczył do myślodsiewni i przejrzał jeszcze raz. Bez tego musiałby uciekać się do bardzo zaawansowanej Legilimencji, żeby w umyśle pana Grangera znaleźć oderwane przez Factum, zupełnie porzucone wspomnienia, ale tak było o wiele łatwiej. Już dwa pierwsze wspomnienia dały mu wszystko, czego potrzebował.

Usiadł wygodnie w fotelu koło śpiącego mężczyzny, rzucił na swoje dłonie zaklęcie, które pozwalało używać magii – czy raczej tylko pewnego rodzaju magii bez różdżki i dopiero wtedy zajął się Grangerem.

Podparł go poduszką, tak by głowa mężczyzny była dokładnie na wprost niego, dotknął różdżką jego klatki piersiowej i szepnął „Renervate".

Ten odetchnął głębiej i uchylił powoli powieki.

Chancerel dokładnie na to czekał. Pochylił się ku niemu, zajrzał mu głęboko w oczy, ale zamiast „Legilimens" wypowiedział długą, śpiewną inkantację.

Wraz z ostatnimi słowami umysł Grangera przeszedł w stan transfiguracji, stał się plastyczną masą, z której Chancerel musiał ulepić zapomniany świat.

Tom II - HGSS Goniąc Szczęście - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz