Rozdział betowany przez Avu
--------------------------------------------
Czwartek, 22 maja,
Australia, Metropolia, Hotel "W Torbie u Kangura"
Kilka minut później - około 16:15
Harry akurat chował do woreczka resztę złota, gdy usłyszał krzyk Ginny. Przerażonej Ginny!
Cisnął woreczek, porwał różdżkę i rzucił się ku niej, ale nie zdążył przebiec choć jarda, gdy w drzwiach mignęła mu jej rozmazana sylwetka na białym tle i znikła!
- GINNY!!!!!
Wypadł na zewnątrz, lecz za późno! O kilka sekund za późno!
- O Merlinie. O Merlinie. O Boże.
Serce zaczęło mu walić głucho gdzieś w gardle, gdy patrzył szeroko otwartymi oczami na PUSTĄ uliczkę, pełną obcych, całkowicie nieświadomych ludzi i próbował pojąć to, co się właśnie stało. Widział, słyszał, ale to było tak absurdalne, tak nierealne, tak... obłąkane, że Harry cały czas miał wrażenie, że wystarczy mrugnąć oczami i się obudzi. I wszystko wróci. I będzie normalne.
Ale gdy zamknął je i otworzył, nic nie wróciło.
Zrozumienie przyszło z oddechem i serce mało mu nie pękło. Porwali ją. Porwali mu ją!!
- Ginny!!! – krzyknął rozdzierająco.
Myśl! Działaj! wybuchło mu w głowie. Łap świadków! Może ktoś tego kogoś widział, może ktoś go zna!
- Bogowie! Ktoś się z nią deportował, czy jak?! Co to miało być? – usłyszał za sobą głos właściciela hoteliku, ale zignorował go zupełnie.
Ludzie szli we wszystkich kierunkach i przez jedną niekończącą się sekundę wahał się, gdzie biec, a potem pod wpływem impulsu rzucił się w lewo, za odchodzącymi ludźmi.
- Widział pan tę deportację?! A pani?! Tę kobietę, która krzyczała?! Deportację sprzed chwili! Widzieli państwo?! Rudowłosą dziewczynę?! – łapał ich gorączkowo za ręce, ciągnął za ramiona, za łokcie, potrząsał, szarpał, przeskakując od jednej osoby do drugiej. I z każdym krokiem, z każdym jardem, każdym ściskanym ramieniem i każdą nieprzychylną twarzą jego pytania zmieniały się w prośby, błagania, w zaklinanie ich, w żebranie o pomoc, o najmniejszą wskazówkę, czy choćby o okruch nadziei. – Widział pan ją?! Widział ktoś tę dziewczynę, która krzyczała?!
Ludzie tylko patrzyli na niego jak na wariata, kręcili głowami i odsuwali się niechętnie. A przecież to nie tak miało być! Powinien móc ich zatrzymać! Zawrócić i zatrzymać, Wszystkich! Rzucić Sonorus i przepytać, a oni powinni go słuchać!
Ale nie było i wreszcie hotel znikł mu z oczu, ci inni ludzie, którzy poszli w drugą stronę, również znikli dla niego na zawsze i został sam. Otoczony przez tłum, a równocześnie zupełnie sam.
- Merlinie, czy ktokolwiek może mi pomóc?! – zawył bezsilnie gdzieś w niebo, wczepiając palce we włosy.
Przede wszystkim powinien móc rzucić Vera Damnum i się za nią aportować. I chyba właśnie to w tym wszystkim było najgorsze. Zawiódł ją. Bezpowrotnie.
- Błagam... - tym razem był to już tylko szept gdzieś w wilgotne dłonie.
Australia, Colebee,
o tej samej porze
Falase aportował się z Weasley w kącie korytarza opuszczonego domu. Ledwie wyczuł stopą twardą podłogę, pchnął na ścianę wyrywającą się i krzyczącą dziewczynę, wymacał jej różdżkę i złapawszy za jej koniec szarpnął z całej siły.
CZYTASZ
Tom II - HGSS Goniąc Szczęście - Zakończone
AventurăHermiona z Severusem i Harry z Ginny, niezależnie i w tajemnicy wybierają się do Australii szukać rodziców Hermiony, którzy właśnie wtedy planują wybrać się do Londynu, na spotkanie z doktor Roberts. Kto odnajdzie kogo i gdzie? I przede wszystkim cz...