Rozdział XX

681 44 43
                                    

Rozdział betowany przez Aventię Wolf

-----------------------------------------

Czwartek, 22 maja

Australia, Mackay

11:57


Zjawili się pośrodku zatłoczonego nabrzeża i Severus aż westchnął z ulgi. Gdyby Hermiona nie rzuciła zaklęcia...

Ale nie miał czasu pomyśleć, co mogłoby się stać, bo kobieta obok ścisnęła mu gwałtownie rękę, zachłysnęła się powietrzem i krzyknęła głośno. A potem upuściła torebkę i... zaczęła biec!

Hermiona nie miała pojęcia, gdzie jest. Gdzie biegnie. Dokąd. Wiedziała tylko jedno – że to tu! Że ONI tu są! Zaledwie o wyciągnięcie ręki!

Gdy przed chwilą wylądowała, Kamień zapłonął i zaczął aż drżeć w jej kieszeni, niedawny ucisk nieomalże zgniótł jej klatkę piersiową i wycisnął jej całe powietrze z płuc, zaś obezwładniająca PEWNOŚĆ bez mała zwaliła ją z nóg!

A Hermiona dała jej się ponieść. Absolutnie. Z bezgraniczną nadzieją. Z MIŁOŚCIĄ.

Choć to było zupełne szaleństwo! Pędziła przed siebie, w nieznanym mieście, nieznaną drogą i czuła, że to właściwy kierunek. Zarazem wiedziała i nie wiedziała. Obłęd!

Była ślepą, która zaufała i z otwartymi ramionami rzuciła się w nicość. I teraz biegła, za dnia i w zupełnej ciemności, jakby na pamięć, nie widząc, ale wiedząc, nie poznając, ale czując, z coraz większą Pewnością, napędzana rosnącą nadzieją i kierowana coraz bardziej pulsującym gorącem.

Wymijała wlokących się ludzi, uskakiwała przed nadchodzącymi z naprzeciw, lawirowała między nimi, ilekroć zwolniła, podbiegała do przodu jeszcze prędzej, by odzyskać straconą sekundę, na przekór palącym coraz bardziej płucom, kłującemu bólowi w boku, czy zaschniętym zupełnie ustom...

Naraz wpadła gwałtownie na kogoś przed sobą i bez mała runęła na ziemię.

- Hej! – wrzasnął ten, obracając się i złagodniał natychmiast. – W porządku?

Hermiona spojrzała na niego i dostrzegła coś, co do tej pory ignorowała. Twarz.

Twarz była zupełnie obca, ale wraz z nią spłynęło na Hermionę olśnienie. Twarze! Wszędzie dookoła są ludzkie twarze! Patrz! ZOBACZ!

Złapała oddech, chyba szarpnęła głową dla potwierdzenia i znów ruszyła biegiem, ale tym razem wolniej, rozglądając się gorączkowo dookoła.

Była pewna, że jest we właściwym miejscu! Właśnie tu, właśnie teraz, o jard, o wyciągnięcie ręki, może o cal. I musi tylko spośród setek twarzy wyłowić TE DWIE.

Jakiś punk. Długowłosy blondyn. Rudowłosa wysoka dziewczyna. Bardzo posiwiały starszy pan o lasce...

Zwolniła jeszcze bardziej, do szybkiego marszu, przyglądając się płynącym dookoła twarzom.

Brunet w okularach przeciwsłonecznych... Jakiś Azjata obwieszony aparatami. Młodziutka mama z dzieckiem na ręku.

To nie On. I nie Ona.

Skup się.

Ścisnęła różdżkę w ręku i modląc się do Boga, Merlina i wszystkich bożków świata, przystanęła i rozejrzała się dookoła.

Jej wzrok prześliznął się po grupie nastolatków czekających w kolejce na wejście na pokład jakiegoś jachtu, ominął małe dzieci rzucające kamyki do morza, zatrzymał na sekundę na kobiecie o długich, splątanych jak jej włosach i... zupełnie obcych oczach i przesunął się na nadchodzącego z naprzeciw mężczyznę.

Tom II - HGSS Goniąc Szczęście - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz