Rozdział IV

767 47 51
                                    

Rozdział betowany przez AventiaWolf

-------------------------------------------------------------

Sobota, 17 maja,

Londyn, mieszkanie Dudleya,

Po 14-stej

Dudley otworzył drzwi, wpuścił Ginny i wyjrzał na zewnątrz.

- Kukuś nie przyszedł? – zdziwił się. – Nadal jest chory?

Ginny potrząsnęła głową, nadal zatykając uszy. Harry siedział właśnie z jej ojcem w Norze i próbowali złożyć latarkę. Tata znalazł ją w szopie i koniecznie chciał dla nich naprawić, ale nie wiedział, które z tysięcy walających się tam części do niej pasowały.

Co, szczerze mówiąc, jej pasowało. Miała małe pytanko do Dudleya.

- W PORZĄDKU!! JEST ZAJĘTY!!!

Dudley wskazał jej kanapę, po czym zniknął w jakimś pokoju obok. Chwilę później nieziemski hałas się skończył i Ginny powoli wyjęła palce z uszu. Żeby tylko nikt teraz do niego nie przyszedł...

Na szczęście nie musiała długo czekać. Dudley wrócił z bardzo grubą kopertą i jakimś kolorowym pudełkiem.

- Tu macie kartki, na których musicie napisać list – powiedział, kładąc kopertę na stole. – Wydrukowałem wam też adresy ratuszy w większych miastach z zaznaczeniem stref czasowych. Tam jest kilka, niektóre stany zmieniają czas na zimę, inne nie, mówię ci, popieprzone strasznie. A tu macie komórkę. Harry będzie wiedział, jak jej używać.

Wyjął z pudełka jakieś płaskie, czarne pudełeczko z wystającymi guzikami. Na niektórych z nich Ginny dostrzegła cyferki, ale inne nic jej nie mówiły.

- Naładowany, w razie czego ładowarka jest w środku – wyjaśnił Dudley. – Macie najkrótszą kartę i roaming. A tu – obrócił pudełko i pokazał przyklejony kawalątek papieru z kilkoma numerkami – macie mój numer.

- Po co nam to?

- Na wszelki wypadek, jakby coś poszło nie tak. Zawsze jest możliwość, że jedno z nich mógł wpieprzyć rekin lub krokodyl, albo że się po prostu rozwiedli. W ten sposób będziemy mogli być w kontakcie.

Ginny spojrzała z powątpiewaniem na guziczki.

- Jesteś pewien, że Harry wie, co z tym zrobić? Może po prostu będziemy wysyłać sobie listy?

- Mowy nie ma! Nie będzie mi żadna sowa latać i srać na ring!

Na taki argument ciężko było znaleźć sensowną odpowiedź, więc Ginny włożyła pudełko i kopertę do torby i spojrzała uważnie na Dudleya.

- Bardzo ci dziękujemy. Za wszystko – zabrzmiało to strasznie trywialnie, więc dodała. – To naprawdę dużo dla nas znaczy. Szczególnie dla Harry'ego.

- Uważaj, bo jeszcze się zaczerwienię, a w czerwonym mi nie do twarzy.

- Dlaczego to robisz? Pomagasz nam?

Dudley spojrzał na Ginny dużymi oczami, nagle zdezorientowany, po czym na nowo się uśmiechnął.

- Ktoś musi. A skoro mój umysłowo upośledzony kuzyn, który przedłożył świeczki, sowy i ptasie pierze do pisania nad nowoczesny świat, nie może, to padło na mnie.

Ginny pokręciła z uśmiechem głową. Dudley mógł się wygłupiać, ale ona doskonale wiedziała, co czuje.

- Mówię poważnie, Dudley. Wiem, że był czas, kiedy... nie układało się zbyt dobrze między wami. A teraz widzę, że naprawdę chcesz nam pomóc. Że ci na tym zależy. Chciałabym po prostu wiedzieć, dlaczego – spoważniała i dodała. – I nie próbuj zaprzeczać, mój... moja praca polega na odczytywaniu uczuć innych i jestem w tym naprawdę dobra.

Tom II - HGSS Goniąc Szczęście - ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz