DZIEŃ PIERWSZY | PIĄTEK
Siedmiogodzinny lot do Honolulu jest gorszy, niż Harry sobie wyobrażał. Samolot jest pełny, więc nie mogą usiąść oddzielnie, nawet po tym, jak Louis uporczywie prosi niewinną stewardessę i Harry utknął na środkowym miejscu, Louis przy oknie, wiercąc się i narzekając na wszystko pod nosem. Zazwyczaj Harry znalazłby film dla ich dwójki do obejrzenia na wbudowanym ekranie przed nimi, albo wyciągnąłby ulubione przekąski Louisa, jakby naprawdę był dzieckiem, albo zmusiłby Louisa, żeby oparł swoją głowę na ramieniu Harry'ego, dopóki nie zaśnie. Teraz, stara się jak może, jakby zachowanie Louisa nie było nieznośne, ledwo wzdrygając, kiedy Louis 'przypadkowo' upuszcza swoją pół litrową butelkę wody prosto na stopę Harry'ego, jego buty zdjęte stoją pod siedzeniem przed nim. Nie chce dać Louisowi satysfakcji, że zachodzi mu za skórę, nawet kiedy Louis wspina się na niego, wpychając swój łokieć w jego twarz, grzecznie pytając kobietę na końcu czy może wstać, żeby mógł pójść do toalety, kpiąc, kiedy Harry nawet się nie porusza. I Harry zna Louisa wystarczająco dobrze by wiedzieć, że próbuje sprawić, żeby Harry stawiał opór, próbująć zajść mu za skórę i doprowadzić do szaleństwa, próbując go zdenerwować, by dopasować to do oczywistego humoru Louisa. To działa, ale niech diabli wezmą Harry'ego, jeśli kiedykolwiek da Louisowi to do zrozumienia. Więc kontynuuje ignorowanie Louisa, kiedy ten odłącza słuchawki Harry'ego od wejścia przy podłokietniku, najgorsze na co mógł wpaść po czterech godzinach lotu. Traci zapał i Harry utknął pomiędzy uczuciem relaksu i pragnieniem przywalenia sobie w twarz.
Ale to nie tylko irytacja. To wiele uczuć, które pozostały i wychodzą na wierzch, nie do zatrzymania i wyraźne. I to niemożliwe, by siedzieć obok Louisa i żeby jego umysł nie był zasypany wspomnieniami - wszystkie ledwo poza zasięgiem - wszystkie wydostają się na powierzchnię, kiedy tylko kątem oka zobaczy Louisa, albo kiedy poczuje zapach jego szamponu, albo wody po goleniu. To niebezpieczny teren, bycie w pułapce z Louisem, niezdolny do odejścia i wzięcia głębokich wdechów , by przekonać siebie samego, że jest z nim w porządku, żeby przestać myśleć o Louisie i ich sytuacji. Utknął, nie radząc sobie z nie patrzeniem na niego z siedzenia 23B, próbując przełknąć fakt, że wciąż jest żałośnie zakochany w swoim chłopcu.
Nie jego chłopiec, nie, cholera jasna.
Czuć to boleśnie znajomo do sposobu, w jaki pragnął Louisa przez cały pierwszy rok ich znajomości, tak desperacko chcąc więcej, ale nie mógł wydusić z siebie tych słów, nie mógł zrobić nic innego, tylko siedzieć tam i brać to, bojąc się i nie będąc gotowym i było to na krawędzi każdej rozmowy. I w połowie lotu, Harry prawie traci cierpliwość, prawie łamie się i mówi wszystko, co jest na końcu jego języka, ale potem Louis wylewa ostatnie kilka łyków swojej coli na kolana Harry'ego i Harry może jedynie go nienawidzi, w zamian.
Do czasu kiedy lądują, cierpliwość Harry'ego wisi na włosku, jego pięści zacisnięte, jego umysł w kółko powtarza mu nie pękaj, on tego właśnie chce, nie zniżaj się do jego poziomu. Łatwiej powiedzieć niż zrobić, Louis wykorzystuje wszystko, by zdenerwować Harry'ego i ściągnąć go na dno razem ze sobą. Zazwyczaj kiedy jest tak nieznośny, Harry może żartami wyciągnąć go z tego humoru, albo rozproszyć go. Tym razem, to on jest powodem dlaczego Louis się tak zachowuje i jedyną rzeczą, którą może zrobić jest dalsze ignorowanie go, udawanie, że jest okej. Nie jest.
Dobry plan. Wszystko jak dotąd działa idealnie.
Harry przywołuje taksówkę, gdzie Louis natychmiastowo wsiada, zatrzaskując za sobą drzwi, mówiąc mu przez uchyloną szybę, żeby znalazł sobie inną i kiedy Harry w końcu go dogania w resorcie, Louis specjalnie wystawia swoją stopę, Harry się o nią potyka i tak, wszystko działa cholernie idealnie.
CZYTASZ
Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/
FanficCo robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkami na jego egzotycznym ślubie? Możesz powiedzieć mu prawdę, powiedzieć mu, że już nie jesteście razem i stawić czoła konsekwencjom, albo może...