"Fight back." 1.7

2.4K 218 303
                                    

DZIEŃ DZIEWIĄTY | SOBOTA

Louis budzi się koło ósmej z uściskiem w brzuchu. To mieszanka ślubnego stresu - to nie jest nawet jego ślub, do jasnej cholery - i faktu, że może zobaczyć, nawet z przysłoniętymi zasłonami, że na zewnątrz jest zachmurzone, szara mgła unosi się nad wyspą. Jest ponuro, jakby zdecydowanie nadchodziła burza.

Fantastycznie.

Louis poświęca minutę by obudzić swoje ciało, starając się pozbyć uczuć z ostatniego wieczora ze swojej głowy, uścisk w brzuchu nasila się kiedy przypomina sobie sposób, w jaki Harry tak blisko go trzymał, w końcu wracając do swojego pokoju bez żadnego zakończenia, po prostu zostawając go tam z bolesnymi myślami. Przeciąga się i jęczy, potem zamiera kiedy słyszy niewątpliwy dźwięk grzmotu. Niemalże się śmieje, bo czuć jakby to był idealny rodzaj burzy, wszystkie kawałki z ostatniego tygodnia - ostatnich 365 dni - łączą się w całość, by roztrzaskać się o nich w jednym, epickim apogeum. Potem deszcz zaczyna zacinać na okna, szkło mgliste i Louis chce krzyczeć. Jeśli Matka Natura nie może wziąć się w garść, od niego również nie powinno być to wymagane.

Chwilę później rozlega się pukanie do drzwi, gdy kolejny grzmot wstrząsa ścianami i Louis powoli schodzi z łóżka, sięgając po okulary leżące na stoliku nocnym.

- Idę - woła, kiedy ktoś ponownie puka, potykając się o mokry ręcznik na podłodze, niemalże upadając na twarz. - Jezu.

- Nie, to nie Jezus - odpowiada osoba z korytarza. - To Harry.

Louis parska - jakby nie mógł tego stwierdzić po okropnym żarcie i boleśnie głębokim głosie - i otwiera drzwi. - Szczęśliwego dnia ślubu Liama i Annie.

- Dla ciebie również szczęśliwego dnia ślubu Liama i Annie. - Harry unosi brwi, zagryzając uśmiech. - Podoba mi się twoja koszulka.

Patrzy w dół, dotykając rąbka materiału. - Dzięki?

- Wyglądasz dobrze.

- Okej...

- Naprawdę dobrze - potwierdza Harry, wciąż patrząc na koszulkę.

- Co ty... - świta mu w głowie, że koszulka którą ma na sobie należy do Harry'ego, ta, którą 'zapomniał' spakować w październiku, po tym jak porozdzielał ich rzeczy. - Jest moja - kłamie.

- Nie powiedziałem, że nie jest.

- Dokładnie - Louis wie, że to nie ma sensu i może poczuć rumieniec skradający się na jego policzki. - Dlaczego tutaj jesteś.

- Żeby odzyskać moją koszulkę - uśmiecha się.

- W porządku, po pierwsze, pieprz się - mówi Louis i Harry śmieje się. - I po drugie, wyglądam w niej lepiej od ciebie, więc.

- Zgadzam się - przytakuje Harry. - W każdym razie. Mogę wejść?

- Jeśli musisz.

- Co z ciebie gospodarz, dzięki.

- Nie ma problemu - Louis siada na brzegu łóżka i Harry rozsiada się na przeciwko niego na krześle. - Okej, Styles, dlaczego jesteś w moim pokoju tak wcześnie.

Harry pociera swoje dłonie. - W porządku, myślisz że jest jakaś szansa, że Liam nie zauważy, że w tym momencie na zewnątrz panuje monsun?

Parska. - Cała ceremonia jest na zewnątrz. I przyjęcie. I wszystkie zdjęcia. Będą wkurwieni, jeśli będą musieli przenosić wszystko do środka.

- Wiem. Ja też byłbym. Wcześniej sprawdziłem prognozy pogody i wygląda na to, że jest możliwość że to szybko minie, ale - wzrusza ramionami. - Mało prawdopodobne.

Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz