DZIEŃ CZWARTY | PONIEDZIAŁEK
Harry budzi się, czując się trochę wypoczęty, mały promień nadziei na horyzoncie. Wczorajszy dzień z Louisem nie był okropny. Może sytuacja się poprawiała, może Louis w końcu zdecydował, że ciągłe emocjonalne tortury nie są już tego warte.
Może po prostu stał się o niebo lepszy w udawaniu.
Tak czy siak, Harry może wyczuć tę małą zmianę i to wystarczy, żeby musiał powstrzymywać uśmiech gdy wchodzi pod prysznic, woda gorąca, idealna.
Poza tym, dzisiaj jest wieczór kawalerski. To będzie dobry dzień.
Musi taki być.
Ich grupa - Harry, Louis, Liam, Niall, Davis, Jake i Connor - spotykają się na śniadaniu w małym lokalu tuż przy resorcie. Mają widok na wodę, jedzenie jest fantastyczne i szampan zdaje się nie kończyć. Wznoszą toast za Liama, który już jest alarmująco podpity i po tym jak Louis zamawia dokładkę bekonu, drwi.
- Okej, ale naprawdę, kto ma wieczór kawalerski w poniedziałek.
Liam wzrusza ramionami, krojąc swojego naleśnika. - Nie wiem, stary, ty go zaplanowałeś.
Louis wydyma wargi. - To będzie cholernie dobra noc, nie narzekaj, kutasie.
- Ty narzekasz!
- Hej, to nie ja jestem pijany o 11:30 w poniedziałkowy poranek.
Liam otwiera usta by odpowiedzieć, ale Harry interweniuje, ponownie unosząc swój kieliszek szampana. - Hej, jeszcze raz, za Liama i Annie.
Louis parska, zderzając się kieliszkiem z Harrym i Jakiem. - Gładkie przejście.
- Żadne kłótnie nie są dozwolone w ten błogosławiony dzień - mówi Harry.
- Błogosławiony? - Louis śmieje się, klepiąc Harry'ego po kolanie. - Nie jestem pewien jak błogosławiony on będzie później w barze.
Harry przełyka ostatni łyk swojego drinka, myśląc o sposobie jaki staje się Louis wtedy, jak jest pijany i tańczy i jest dotykalski i nagle sam chciałby być pijany o 11:30 w poniedziałkowy poranek. I kiedy Louis nie zabiera swojej dłoni z uda Harry'ego, ciepłej i znajomej, to wtedy Harry odchrząkuje, wołając kelnera.
- Możemy dostać rundkę tequilii?
Liam wyrzuca pięść w powietrze. - Dołączycie do mnie?!
Harry przytakuje, zastanawiając się czy zamówienie dwunastu shotów dla samego siebie jest uznawane za agresywny ruch. - Szczęśliwej imprezy kawalerskiej, Payno.
Przez resztę dnia trzymali się z daleka od Annie i jej druhien, spędzając trochę czasu na plaży, Niall upewnia się żeby nie zabrakło im drinków. To odprężające, pożądane zestawienie z tym co Harry wiedział, że nadchodzi później i trzyma swoje stopy w piasku, dopóki słońce nie zaczyna zachodzić, klatka piersiowa różowa, nie ważne ile kremu z filtrem na siebie nałoży.
Wszyscy wracają z powrotem do swoich pokoi po tym, jak zjedli burgery i kanapki w chatce na plaży, Liam już jest zbyt pijany by zauważyć, że Harry i Louis nie idą w tym samym kierunku by przygotować się na dzisiejszy wieczór. Harry również jest na cienkiej krawędzi pomiędzy wstawiony a pijany i kiedy głupio mamrocze do Louisa - założysz dla mnie coś seksownego do klubu? - Louis śmieje się, aczkolwiek wywraca oczami, wyraźnie się nad nim litując.
Kiedy spotykają się w lobby, Harry krzywi się na sposób, w jaki krople wody ściekają z końcówek jego włosów po szyi, ale zamiera kiedy wychodzi Louis, odgarniając włosy ze swoich oczu. Jego czarne, obcisłe jeansy są niemalże namalowane, są tak ciasne, pozostawiając niewiele do wyobraźni i jego koszulka, oczywiście nowa, jest tak samo obcisła, ukazując jego kształty i tatuaże. Harry wie, że nie jest subtelny co do sposobu, w jaki włosy Louisa zaczesane są na prawo, ale to jego ulubiony styl na Louisie, prosty, lecz wyjątkowo efektywny.
CZYTASZ
Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/
FanficCo robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkami na jego egzotycznym ślubie? Możesz powiedzieć mu prawdę, powiedzieć mu, że już nie jesteście razem i stawić czoła konsekwencjom, albo może...