Louis dobrze pamięta pierwszy raz kiedy pomyślał, że kochał Harry'ego. To było w platoniczny sposób - ich relacja ewoluowała w coś więcej dziesięć miesięcy później - ale Louis przypomina sobie jak bezpiecznie się czuł, jak bardzo cieszył się towarzystwem Harry'ego, jakie dobre to było uczucie, siedzeć na fotelu pasażera w starym, rozwalającym się sedanie Harry'ego, jakby od zawsze byli przyjaciółmi.
Właśnie poszli do gównianej, włoskiej restauracji poza kampusem, Louis stwierdził, że potrzebował kanapki z Subwaya z klopsikami i dodatkowym serem i kiedy wrócili do samochodu, Harry bezmyślnie uderzał palcami o podłokietnik w rytm muzyki, nucąc pod nosem.
- Tak się cieszę, że nie muszę się dzisiaj uczyć - powiedział na głos, bardziej do siebie niż do Harry'ego. - Czuć to cholernie dobrze.
Harry zaśmiał się. - Chciałbym powiedzieć to samo.
- Co masz do zrobienia?
- Mam z rana egzamin z biznesu.
- Chcesz wracać? Żebyś mógł się trochę pouczyć?
Harry wzruszył ramionami. - Nie wiem. Miło jest jeździć samochodem. I ty jesteś przyzwoitym towarzystem.
Louis sztucznie sapnął. - Przyzwoitym? Jestem zraniony, Styles.
- Twoje ego nie musi być jeszcze większe.
- Prawda. - Zmienił stajcę radiową, zostając na popowo-rockowej. - Mogę pomóc ci się pouczyć, jeśli chcesz.
Zaśmiał się, zatrzymując się na czerwonym świetle. - Widziałem jak się uczysz. To jest pewien proces. Twoje skupienie uwagi nie jest czymś, czym można się chwalić.
- Przepraszam bardzo, kto dostał 94 z ostatniego egzaminu, hm?
Harry zagryzł kolejny uśmiech. - Dobra, w porządku. Wracamy.
- Dobrze. Skręć w lewo. To najszybsza droga do domu.
- Okej - Harry uśmiechął się, kiedy skręcił w prawo i spędzili kolejne 40 minut w samochodzie, śmiejąc się z okropnych żartów, Louis niemiłosiernie wrzeszczał, kiedy Harry niemalże zjechał na przeciwległy pas i było to spotkanie prawie bez jakichkolwiek przygód, ale to wtedy Louis zdecydował że tak, kochał tego chłopaka. Nigdy, ani razu w to nie wątpił, nawet podczas ostatniego roku.
Kiedy tylko Louis patrzy w tył na ostatnie kilka miesięcy, czuje się jakby oglądał film z życia kogoś innego, nie swojego, nie z tego, który zbudował ze swoim najlepszym przyjacielem. To jakby krzyczał na ludzi na ekranie by coś powiedzieli, coś zrobili, ale oboje milczą, chodząc wokół siebie na paluszkach, dopóki jeden z nich nieuchronnie się łamie.
Tą osobą był Harry i Louis nie mógł go winić.
Wiedział, że był uparty i nie do zniesienia. Obserwował sposób, w jaki Harry próbował przerwać ich cykl i stawiał opór, całkowicie nie dopuszczając do siebie faktu, że odsuwali się od siebie, że rzeczywiście nie byli nie do złamania. I próbował przez miesiące by odnaleźć słowa, by powiedzieć Harry'emu że nienawidził tego, nienawidził tego wszystkiego, tęsknił za nim nawet wtedy, gdy był w łóżku obok niego, ale strach niemalże pożarł go żywcem.
Louis kochał Harry'ego w sposób, jaki był zażarty, namacalny, wymagający i wkładał w to każdą cząstkę siebie, Harry kochał go tak samo, tak samo mocno. Nigdy nie było chwili, kiedy Louis podważał to, co czuli do siebie, zawsze czuł się pewnie. To dlatego ich destrukcja była powolna i bolesna. Zajęło to trochę czasu, by Louis to zrozumiał, chaos w głowie Louisa w połączeniu z oporem w postawie Harry'ego był tym, co dotarło do Louisa. Nie był dumny ze sposobu, w jaki spanikował i odwrócił się i wszystko, co może zrobić to winić za to duszącą panikę, która nim zapanowała.
CZYTASZ
Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/
Fiksi PenggemarCo robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkami na jego egzotycznym ślubie? Możesz powiedzieć mu prawdę, powiedzieć mu, że już nie jesteście razem i stawić czoła konsekwencjom, albo może...