Louis wie, że zdjęcia wyszły idealnie; nie musi na nie patrzeć by wiedzieć, że Harry zdołał ująć głupkowatą, nieskrępowaną, beztroską stronę nowożeńców. Zdjęcia zawsze wychodzą mu najlepiej w niekonwencjalnych lokalizacjach, jak na terminalu czekając na ich busa w południowym Bostonie, w szpitalu odwiedzając ojczyma Harry'ego po tym jak miał operację, w galerii w Czarny Piątek, gdy Louis walczy na śmierć i życie w sklepie Apple. Jest w stanie utrwalić prawdziwe życie w sposób, jaki powala Louisa na ziemię, bez porażki, za każdym razem. I przebrał się ze swojego przemokniętego garnituru w czystą parę eleganckich spodni, zdając sobie sprawę, że jego włosy są zdecydowanie przegraną sprawą, stara się jak najlepiej nie myśleć o tym, jak Harry dyskretnie kierował aparat w stronę Louisa w przerwach pomiędzy zdjęciami Liama i Annie, próbuje nie myśleć o sposobie, w jaki patrzył na Louisa na plaży, ze zmarszczonymi brwiami i dolną wargą pomiędzy zębami, próbuje nie myśleć o wargach Harry'ego na swoich, wszystko zbyt kuszące i na zawsze najlepszą rzeczą w życiu Louisa.
Może poczuć na nich wzrok Nialla, kiedy wracają na przyjęcie, siadając na swoich miejscach bez wyjaśnienia dlaczego wszyscy są w innych ubraniach i ich włosy ociekają wodą i kiedy Louis wgryza się w ciastko z krabem, kątem oka może zobaczyć jak Harry bez sukcesu powstrzymuje uśmiech. To jest jak sekret, chociaż raz dobry. Louis również się łamie.
- Nie, ale poważnie, gdzie poszliście? - Niall pyta ze swojego siedzenia, patrząc pomiędzy Louisem, Harrym, Liamem i Annie.
Louis wzrusza ramionami, wpychając w usta połowę ciastka. - Przepraszam, moje usta są pełne, niegrzecznie tak mówić, powiem ci potem.
Kolacja jest pyszna, bezustanne, nieznośne planowanie Liama przez ostatni rok najwyraźniej się opłaciło i Louis delektuje się szerokim wyborem owoców morza, dogadzając sobie kalmarami i krewetkami i świeżym tuńczykiem. Spogląda na talerz Harry'ego, który jest wypełniony przegrzebkami i łososiem i nie musi otwierać ust, by poprosić o spróbowanie tego, kiedy Harry podaje mu swój widelec, wzdychając.
Drinki przychodzą powoli; wszyscy stukają się kieliszkami, dolewając wina i do czasu gdy zostaje podane ciasto, Louis jest poważnie wstawiony, wzrok lekko rozmyty gdy szuka barmana, by zamówić rundkę szotów. Harry jest krok przed nim, w jakiś sposób niosąc sześć szotów. Louis przygląda im się badawczo, unosząc brwi.
- Kamikaze?
- Oficjalny drink sponsorowany przez ślub Payne.
Louis uśmiecha się. - Zatem do dna.
Piją.
Granica pomiędzy poważnie podpity i pijany, twarz czerwona, kończyny ciężkie niemal natychmiast zostaje przekroczona. Wszystko zdaje się zabawne, ciepłe i kiedy Harry wyciąga swoją dłoń z nieśmiałą miną, by zaprowadzić Louisa na parkiet, Louis tego nie kwestonuje, po prostu idzie. Trzyma się ze wszystkich sił, trzymając się sposobu, w jaki Harry trzyma swoje dłonie na dole jego pleców, tego jak czuje się lekki, tego uczucia komfortu i poufałości i bliskości. To wszystko czego chce, by poddać się chwili i później poradzi sobie z konsekwencjami. Teraz, pozwala Harry'emu objąć się ramionami, docisnąć pocałunek do czubka jego głowy, obracać go dookoła. Louis jest lekko świadomy tego, że nie jest to piosenka do wolnego tańca - jest to remix piosenki Bruno Marsa, na miłość boską - ale zostają ściśnięci razem, kołysząc się wystarczająco blisko, żeby Louis był w stanie usłyszeć oddech Harry'ego, jego szybko, coraz szybciej bijące serce.
Louis podnosi wzrok by zobaczyć, że Harry już na niego patrzy i Louis nie może uwierzyć, że po sześciu latach wciąż jest oniemiały tym jak piękny jest Harry. Jego oczy zawsze były jedną z ulubionych rzeczy Louisa - głębokie i zawsze tak intensywne - i Louis ma problem z patrzeniem gdzie indziej, zbyt skupiony na sposobie, w jaki Harry nie mruga, spojrzenie przeszywające. Czuje jakby jego całe ciało jest zbyt mocno spięte, jego umysł jednocześnie zamglony i klarowny, kiedy sunie dłońmi po klatce piersiowej Harry'ego, zarzucając ramiona wokół jego szyi, stając na palcach. Jest wystarczająco trzeźwy by wiedzieć, że to jest zły pomysł - znowu - ale jest wystarczająco pijany, żeby go to nie obchodziło i brakuje mu tchu, zanim wargi Harry'ego nawet dotykają tych jego, jedynie się ocierają, wystarczająco by Louis się przybliżył, pragnąc więcej. Harry ujmuje dłonią szczękę Louisa, druga wciąż na jego plecach i Louis traci poczucie czasu, zagubiony w sposobie, w jaki Harry przyciąga go do siebie, na sposobie w jaki jego loki zaplątują się w palcach Louisa, na sposobie w jaki przejeżdża kciukiem po policzku Louisa. To jest najprostsza rzecz, jaka wydarzyła się podczas tego weekendu, myśli Louis i to, samo w sobie, jest groźnym terenem. To nie powinno być takie normalne. Już nie. A jednak zachęca do tego, by było to odrobinę głębsze, trochę wolniejsze, potrzebuje tego tak samo, jak potrzebuje oddychać.
CZYTASZ
Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/
FanficCo robisz, kiedy twój najlepszy przyjaciel prosi ciebie i twojego (obecnie) byłego, żebyście zostali świadkami na jego egzotycznym ślubie? Możesz powiedzieć mu prawdę, powiedzieć mu, że już nie jesteście razem i stawić czoła konsekwencjom, albo może...