"It's just easier to be mad." 1.8

2.7K 240 489
                                    

DZIEŃ PIĄTY | WTOREK

Harry budzi sie następnego ranka czując się na krawędzi, zadowolony, nerwowy, zaspokojony, wciąż pokryty brokatem i skacowany. W większości skacowany. W większości wszystko z wymienionych rzeczy.

Za każdym razem kiedy myśli o Louisie ocierającym się o niego w klubie, Louisie kurczowo trzymającym go w pokoju hotelowym, jego różowych policzkach i czerwonych ustach i załzawionych oczach i Louisie, Harry'emu ciężko jest się skupić na czymkolwiek innym, musi przypominać sobie, że nie są naprawdę razem i że Louis nie jest jego.

Ale to było czuć, jakby Louis był jego przez krótką chwilę i to całkowicie spieprza Harry'emu psychikę. Poważnie, ta cała wycieczka pieprzy Harry'emu psychikę i odlicza godziny do powrotu do Denver, z daleka od tego wwszystkiego. Było tak łatwo się poślizgnąć i ostatnia noc była wielkim niepowodzeniem; pójście za Louisem do jego pokoju hotelowego było oczywiście nie z myślą o ślubie - jedynie dla pijańskich, seksualnych potrzeb - i chociaż pomogło to w napięciu pomiędzy nimi, nie jest wystarczająco głupi by myśleć, że wszystkie ich problemy zostały rozwiązane. Jeśli już, to prawdopodobnie pogorszyło sprawę.

Zamiast pozwolić sobie dłużej się nad tym rozwodzić, Harry wstaje z łóżka, szybko bierze prysznic, wdychając parę wodną i kiedy wychodzi, wkłada strój kąpielowy i dołącza do reszty na plaży, starając się jak najlepiej być gotowym i pozytywnym. Słońce jest ciepłe, piasek miękki i lodowata woda działa cuda na jego ból głowy. Dzisiejszy dzień już jest lepszy od kilku poprzednich dni, a nie ma nawet południa.

Jest tak, dopóki nie zauważa krzywizny kręgosłupa Louisa oprawionego w jego granatowy strój kąpielowy, skóra w jakiś sposób nienagannie opalona i piękna i Harry musi zacisnąć pięści, szczękę, by powstrzymać się od zrobienia czegoś strasznie, okropnie głupiego. Jest na zewnątrz od zaledwie pół godziny i już jest żenująco zestresowany.

Jeśli ktokolwiek zauważa zmianę w jego humorze, nikt nic nie mówi. Pomiędzy nimi wciąż jest jawny ból, ale teraz również zdezorientowanie z wmieszaną odrobiną ulgi. Kiedy Harry prosi Louisa o podanie mu kremu do opalania, nie rzuca się na niego, jak zrobiłby to pierwszego dnia, ani nie wywraca oczami, całkowicie go ignorując. Jest odrobinę łagodniejszy, trochę cichszy i Harry relaksuje się leżąc na ręczniku na tą lekką zmianę.

Jednakże, popełnia ten błąd, żartując do Louisa w porze obiadu. - Rety, jeśli wiedziałbym, że wystarczy obciąganie żebyś się rozluźnił, zrobiłbym to w samolocie - pokazuje na siniaka na szyi Louisa. - Ładna malinka. Kto ci ją zrobił?

Louis patrzy na niego, jakby chciał go uderzyć. - Żałuję, że nie mogę utopić cię w tym cholernym oceanie.

- Żartuję! Po prostu staram się być zabawny - wzdycha. - Lou.

- Tak, cóż, próbuj dalej - idzie w stronę wody i ramiona Harry'ego opadają.

Czas. Potrzebują więcej czasu, by wymyślić jak mają się wokół siebie zachowywać. Może pewnego dnia.

Harry obserwuje jak Louis porusza swoimi ramionami, zanim idzie do przezroczystej wody, dłoń na jego biodrze, druga osłania jego oczy przed słońcem i Harry desperacko chce, żeby pewien dzień był teraz.

Reszta dnia jest taka sama, zważając na to, że Louis nie przebywa w towarzystwie Harry'ego, chyba że Liam albo Annie są w pobliżu. Nie stara się zachowywać jakby dobrze się bawił, nie ważne kto patrzy i po jakiś czterech margeritach, Liam bierze Harry'ego na stronę.

- Czy coś się stało z Tommo? Marzyłem o cichym Louisie odkąd miałem jakieś dwanaście lat, ale teraz po prostu się martwię.

Harry prycha, jego okulary spoczywają na nosie, obserwując jak Louis wskakuje na fale razem z kilkoma druhnami. To przypomina Harry'emu o tym jak bawi się ze swoim rodzeństwem i sprawia to, że się uśmiecha. - Marzenia się spełniają. W końcu jest niemy.

Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz