"Fight back." 1.12

2.4K 228 700
                                    

Lądują tuż po kolacji. Jest zbyt wcześnie na pójście spać, ale wszystko czego chce Louis to wejście do swojego łóżka, naciągnięcie koców pod samą szyję i nie wychodzenie stamtąd do końca tygodnia.

Wychodzi za Harrym z lotniska, ich walizki wśród pierwszych kilku w punkcie odbioru i kiedy stoją na lodowatym chodniku, Harry pyta, szczękając zębami - chcesz wziąć razem taksówkę? Miniemy twoje mieszkanie po drodze do mojego.

Louis kręci głową, myśląc że tak naprawdę wciąż nie wie gdzie Harry mieszka. Nigdy nie pytał, nie chciał tego obrazu przed oczami. - Jest w porządku. Moja mama ma Prudence. Muszę ją odebrać. Lottie prawdopodobnie może mnie odwieść, jeśli jest w domu.

- Jesteś pewien? Mogę pojechać z tobą.

- Nie. Harry. Idź do domu. Jestem pewien, że kiedyś się jeszcze zobaczymy.

Harry zagryza swoją dolną wargę, więcej słów wyraźnie na końcu jego języka, ale powstrzymuje się, biorąc krok w tył. - W porządku.

Nie do końca wie jak odejść. Jest to nieznośnie niezręczne. Wzrok Harry'ego silny i niewzruszony, jakby oczekiwał że Louis zmieni zdanie, albo go uderzy, albo coś innego niż głupie stanie tam, ciało drżące od zimna. Sięga do kieszeni po swój telefon. - Zadzwonię do Lottie.

- Okej.

Ciężko przełyka ślinę, próbując wymyślić jak to zrobić, jak zerwać kontakty z Harrym po raz pierwszy naprawdę, nienawidząc każdej sekundy tego. - Napisz mi, kiedy wrócisz do domu? Wygląda jakby miał zacząć padać śnieg.

Harry przytakuje, patrząc na ziemię. - Napiszę.

Czuć, jakby było to niedokończone, kiedy odwraca się bez słowa, ciągnąc swoją walizkę po mokrym chodniku. Łapie taksówkę, starając się nie patrzeć w tył na Harry'ego i kiedy wsiada do samochodu, dając kierowcy adres swojej mamy, ma dokuczliwą myśl z tyłu swojej głowy, że to jest prawdziwy pierwszy dzień bycia samemu. Nie ma już Hawajów czekających na horyzoncie, nie ma więcej wizji Harry'ego, nie ma chłopaka czekającego na ciebie w domu, udawanego czy prawdziwego. Opiera swoją głowę o chłodną szybę, obserwując jak lotnisko znika z jego oczu, akceptując ciężkie uczucie w swoim brzuchu. To nie jest nowe uczucie i zdaje się go nigdy nie opuszczać.








Jakieś 45 minut później dostaje wiadomość od Harry'ego, gdy wjeżdża na dzielnicę swojej mamy.

Jestem w domu.

Louis nie odpisuje, jedynie wyłącza swój telefon i po tym jak płaci wysoką cenę za taksówkę, wchodzi do środka. Pachnie tak samo, jak cynamonowe świeczki i dźwięk również jest taki sam, głośny i gorączkowy. Jego rodzeństwo wita go tak jak zawsze - jakby był najważniejszą osobą na świecie - i jego mama przyciąga go do uścisku, który zdaje się być coraz dłuższy za każdym razem, kiedy ją widzi. To wszystko jest kojące, bezpieczne, znajome...

To nie jest to, czego chce. To nie jest wystarczające.

- Mamo, mogę zostać na noc? Pogoda jest gówniania - kłamie.

- Oczywiście, kochanie. Przyniosę ci jakieś koce.





Kładzie się w łóżku z Prudence leżącą na jego klatce piersowej, która cicho mruczy i kiedy w końcu zasypia, ma nadzieję że może to będzie noc, kiedy w końcu nie będzie o niczym śnił.





Około trzeciej w nocy, budzi się zalany zimnym potem. Nie pamięta każdego szczegółu tego koszmaru, ale ma jakieś wyobrażenie.

Zawsze jest jutrzejsza noc.

Perfect Storm /larry tłumaczenie pl/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz