V

196 18 0
                                    

Ktokolwiek, kto powiedziałby, że z powodu ogromnego podekscytowania spotkaniem z Louisem będę pisać z nim tylko o tym, przeogromnie by się mylił.

Zdałem sobie z tego sprawę stojąc na rynku małego miasteczka, z ciężką torbą przerzuconą przez ramię. Zupełnie nie umówiony z Louisem.

Zacząłem się zastanawiać czy ten pomysł nie był po prostu kolejnym śmiesznym żartem.
Czy humor Lou zmienił się aż tak bardzo przez te lata.

Zdałem sobie sprawę że stoję jak słup soli, wpatrując się w przestrzeń, dlatego zatrzymałem starszą panią z uroczym pieskiem, przechodzącą obok.
– Przepraszam, czy mogłaby mi pani powiedzieć gdzie jest tu najbliższy pensjonat? – zahaczyłem palcami delikatnie o jej sweter, bo staruszka wyglądała na tak kruchą, że każdy gwałtowniejszym ruch mógłby ją zabić.
– Za tamtą ulicy musisz skręcić w lewo – odpowiedziała babcia, wspierając się lekko na swojej lasce. Uśmiechnąłem się do niej szeroko i ścisnąłem delikatnie jej dłoń.
– Dziękuje pani bardzo, miłego dnia. Przy okazji, uroczy piesek! – krzyknąłem za kobietą, kiedy już zaczęła odchodzić.

Poszedłem według wskazówek starszej pani i dotarłem do przytulnie wykończonego, malutkiego motelu. Posłałem uśmiech w stronę recepcjonistki, miło uśmiechającej się, pomimo wyraźnego zmęczenia i najprawdopodobniej, kilku nieprzespanych nocy.

– W czym mogę pomóc? – kiedy usłyszałem jej przemęczony, zmarnowany głos, ukłuło mnie poczucie winy, że żądam od niej jakiejkolwiek pomocy.
– Chciałbym wynająć dwa pokoje. Na cztery dni.
– Czy pobyt ma być z wyżywieniem?
– Nie dziękuje.
– Partnerka dojedzie? Przyjdzie zaraz? – spytała kobieta podając mi dwie pary kluczy.
Jej ręce się trzęsły. Obrzuciłem spojrzeniem całą jej sylwetkę, jaka wystawała znad lady, począwszy od styranych dłoni, poprzez chude ramiona, aż do ściągniętej zmęczeniem i stresem twarzy, dużych piwnych oczu, które całkowicie straciły swój blask, oraz przetłuszczonych, związanych w kucyka brązowych włosów. Podałem pieniądze do jej dygoczących rąk, a ta przeklnęła pod nosem na to, jak widoczne to było.

– Właściwie... – zacząłem, przyciągając do siebie z powrotem duże piwne oczy – To jeden z pokoi jest dla ciebie yyyy... Marto – przeczytałem z jej plakietki – Potrzebujesz odpoczynku.
– O mój boże – dziewczyna niemal podskoczyła na moje słowa i zaczęła odliczać z pieniędzy które jej dałem, cenę tego drugiego pokoju – Proszę to dla pana – oddała mi z powrotem gotówkę.
– Przecież wynająłem ten drugi pokój – zacząłem z nią dyskutować – Muszę za niego zapłacić.
– Proszę pana, ja nie mogę...
– Jestem Harry, bardzo mi miło – wychyliłem się ponad ladą, podając kobiecie rękę – Oraz ogromnie cię proszę, byś odpoczęła.

Marta westchnęła zrezygnowana i zabrała jeden z kluczy.
– Okej – przystała.
Uśmiechnąłem się szeroko i zabrałem swoją torbę na górę, szukając pokoju, którego numerek widniał na kluczach.

„Cześć Lou. Jestem w Doncaster" – mój palec zawisł nad przyciskiem „wyślij".
Przecież nie było już tak wcześnie. Spojrzałem na zegarek w telefonie.
22:49
Niby odpisywał mi już w późniejszych porach...

Skasowałem wiadomość. Postanowiłem umówić się z nim kolejnego dnia. Może z rana.

↝♫♪༞♫♪↜

Kolejnym dniem była sobota. Obudziłem się nadzwyczaj późno, lecz pomimo tego, nie widziałem Marty ani za ladą w recepcji, ani na żadnym z korytarzy, co wziąłem jako zastosowanie się do mojej prośby by odpoczęła.
Gdy zszedłem do holu czekał tam na mnie niewysoki mężczyzna, z czarnymi, związanymi w kitkę włosami i bujną brodą. W skupieniu marszczył brwi, kiedy czytał coś na komputerze.

❝ уєѕтєя∂αу яαи∂єs νσυz- LARRY ❞Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz