Kolejnego dnia byłem gotowy na serię telefonów, właściwie już od 9. Wieczorem przyszykowałem sobie lekkie ubrania, ponieważ miało być tak ciepło jak wczoraj.
Uśmiechnąłem się na wspomnienie poprzedniego dnia.– Louis do cholery, dlaczego taki jesteś!
– Zobacz Harry! Dwie żyrafy obok siebie! – krzyknął Lou, zaginając się w pół ze śmiechu i strzelając fleszem po oczach mi i biednemu zwierzakowi.
– Przysięgam kiedy tylko dojdziemy do oceanarium, utopię cię z fokami – burknąłem i złapałem chłopaka za rękę, ciągnąc go dalej przez wybrukowane alejki. Odwróciłem się jeszcze by spojrzeć na szatyna, wciąż rechoczącego pod nosem ze swojego słabego żartu, a jego malutki nosek marszczył się od tego jak szeroko się uśmiechał. Żałowałem że nie mogę dostrzec uroczych zmarszczek wokół niebieskich oczu, skrytych za przyciemnianymi okularami.– Dlaczego z fokami? Bo taka ze mnie foczka? – Louis zaczął parodiować chód modelek, kręcąc przy tym swoją nieprzyzwoicie dużą dupą i potknął się o wystającą kostkę, padając na ziemię i zwijając się ze śmiechu, ciągnąc mnie przy okazji za sobą, wprost na zimny kamień.
W rezultacie oboje leżeliśmy na usłanej słomą z wybiegów i porzuconymi pudełkami po lodach i chipsach, ziemi zwijając się ze śmiechu, po okropnych żartach Louisa, nabijając się z mijających nas ludzi, rzucających nam spojrzenia pełne współczucia lub odrazy.
Umyłem się i ubrałem, ale niepościelone łóżko było zbyt kuszące.
W końcu będę tylko leżał.
I szczerze powiedziawszy tylko bym leżał, ponieważ kiedy tylko rzuciłem się na rozgrzaną, wpadającym przez okno słońcem, pościel, zadzwonił Lou.– Gdzie wybieramy się dzisiaj? – spytałem łapiąc go od tyłu za ramiona i odbijając się od ziemi, na co otrzymałem szczery i głośny śmiech szatyna.
– A kto powiedział że w ogóle zasłużyłeś żeby gdzieś cię zabrać? Byłeś wczoraj okropny.
– Ja? – spytałem przesadnie oburzonym głosem, obejmując go za szyję, w odpowiedzi na to, jak chłopak złapał mnie w talii, idąc w bliżej nieznanym mi kierunku – To ty się ze mnie nabijałeś cały dzień!– Oj Harrey, Harrey... i tak mnie kochasz.
Spuściłem głowę, ukrywając uśmiech jaki bez pytania wpłynął na moją twarz.
Nie odpowiedziałem, ale szatyn już nie pytał.↝♫♪༞♫♪↜
Zajadaliśmy się właśnie obrzydliwie słodką, przeogromną watą cukrową, kiedy telefon Louisa zabrzęczał.
Chłopak wyciągnął go z kieszeni sprawdzając wiadomość, a ja usłyszałem dźwięk robionego zdjęcia gdzieś z boku i piski jakichś dziewczyn, na które Lou zupełnie nie zwrócił uwagi.Przewróciłem oczami i oderwałem kolejny kawałek waty. Lou uśmiechnął się do telefonu i włączył aparat, przysuwając się do mnie.
– Do kogo to? – spytałem uśmiechającego się do obiektywu Louisa.
– Do Eleanor.
Zakrztusiłem się moją watą.
– Do naszej Eleanor?
W odpowiedzi szatyn pokiwał niepewnie głową i spojrzał się na mnie dziwnie, a ja tylko złapałem Lou za ramiona, przysuwając się bliżej i cmoknąłem go w zupełnie czerwony policzek, patrząc w obiektyw.Szatyn zrobił zdjęcie i jeszcze chwilę stał po prostu wpatrując się w nie, a jego palec dosłownie zawisnął nad przyciskiem „wyślij".
– No co jest? Nie wahaj się – powiedziałem, przyciskając jego palec do ekranu. Zdjęcie ponownie pojawiło się na wyświetlaczu, a mi zrobiło się przyjemnie ciepło, kiedy mogłem je znów oglądać.
Spojrzałem na Louisa, który z rozdziawionymi ustami wpatrywał się w ekran i zupełnie nie myśląc nachyliłem się ponownie do szatyna i cmoknąłem go w policzek.
Jakaś starsza pani wypuściła wiązankę przekleństw, kiedy tylko nas minęła.
CZYTASZ
❝ уєѕтєя∂αу яαи∂єs νσυz- LARRY ❞
FanficLouis, na pozór zapominający o przeszłości. Harry, uwięziony w pułapce czasu. Oraz zespół, który teraz jest żywy już tylko w naszej pamięci... . #16 in larryisreal; #13 in larryisreal; #8 in larryisreal;