11. Bóg, który milczy

347 44 22
                                    

Ralia nie wiedziała, czego powinna się spodziewać. Etykieta nie stanowiła dla niej całkowicie obcego konceptu — wychowywała się z Virrenem, który był przecież szlachetnie urodzony — ale nigdy wcześniej nie miała okazji, aby spojrzeć prosto w oczy królowi Darenaru. Wcale zresztą nie zależało jej na tym spotkaniu. Wolała pozostawać w cieniu, z dala od czujnych spojrzeń i uwagi, którą zawsze poświęcano Błogosławionym w czarnych szatach.

Zupełnie nie podejrzewała, że przyjdzie jej wstąpić w światło w tak niesprzyjających okolicznościach; nie chodziło jedynie o towarzystwo Caspara oraz o zmęczenie, jakie czuła po podróży, ale przede wszystkim o palące rany na dłoniach i...

I obraz, którego nie spodziewała się zobaczyć — a przynajmniej nie na jawie. Często widywała tę scenę w koszmarach, oblewając się zimnym potem, pomieszanym z łzami bólu, a także przerażenia, na które nie mogła nic poradzić — jedynymi łzami, na jakie potrafiła się zdobyć.

Mimowolnie spojrzała na Silveriusa, idącego obok niej z zaciętą miną, po czym wypuściła ze świstem powietrze. Nie wiedziała, czy bardziej zaskakiwało ją jego milczenie i łagodność, z jaką zajął się opatrywaniem jej dłoni, czy raczej dokładność, z jaką przeniósł na płótno wizję, która do tej pory wydawała się jej osobistym ciężarem.

Tymczasem najwyraźniej wcale nim nie była. Może i Caspar nie wiedział, co dokładnie kryło się za obrazem, ale Aesir — z jakiegoś powodu — uchylił rąbka tajemnicy także i jemu. Tylko dlaczego? Może od początku wiedział, że Ralia nie poradzi sobie sama z brzemieniem przyszłości? Może wcale nie chciał, by była samotna do końca świata, dźwigając ciężar jego sekretów?

Skarciła się w myślach, zaciskając zęby. Nie powinna robić sobie nadziei — a przede wszystkim nie powinna łapać się pierwszej, lepszej okazji, by uczłowieczyć Aesira. Musiał mieć powód, by postąpić tak, a nie inaczej. Nie wątpiła jednak, że powód ten pozostawał ukryty i nie miał wiele wspólnego z troską o jej dobro. Zbyt wiele razy dał jej do zrozumienia, że była jedynie pionkiem w grze — niczym więcej.

— Ojciec będzie próbował cię sprowokować. Dla dobra sprawy... — zaczął Caspar, gdy zatrzymali się tuż pod drzwiami, za którymi znajdował się cel ich wyprawy.

— Tak, wiem — przerwała mu Ralia i skinęła głową. — Pozwolę ci mówić. Nie jestem głupia.

Książę przyjął jej słowa z zadowoleniem, po czym spojrzał na wrota z ironicznym uśmiechem. Przez moment stał w miejscu, aż w końcu pchnął je z dużo większą siłą, niż potrzebował, a one otworzyły się z impetem. Gdyby nie fakt, że zamierzała dotrzymać obietnicy, wyśmiałaby teatralność tego wejścia, chociaż wydawało jej się niezwykle spójne z tym, co reprezentował sobą Caspar.

Z pewną dozą niepewności przekroczyła próg, a jej wzrok natychmiast zatrzymał się na wysokim, dość szczupłym mężczyźnie — do złudzenia przypominającym z wyglądu starszą wersję księcia. Jego ciemne włosy były gęste, choć na skroniach zaczynała pojawiać się siwizna, która — dziwnym trafem — dodawała mu pewnej szlachetności, tak pasującej królowi. Na twarzy widać było głębokie zmarszczki, szczególnie wokół ust i oczu. Ralia nie wzięłaby go jednak za zniedołężniałego starca; wzrok Hiriona zdawał się przenikliwy aż do bólu, podobnie zresztą jak ten należący do jego syna, choć porażał siłą błękitnych tęczówek, zamiast zielonych.

Edelaan nie znała Caspara na tyle dobrze, aby wypowiadać się o nim z pełnym przekonaniem, ale nie przypominała sobie, by kiedykolwiek widziała w oczach młodego Silveriusa aż tyle chłodu. Mimowolnie zapragnęła się skulić, uciec jakoś od przeszywającego zimna, ale zdusiła w sobie tę chęć i dołączyła do księcia.

AesirOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz