ℝ𝕠𝕫𝕕𝕫𝕚𝕒ł 𝟚𝟚.

824 50 14
                                    

*POV Eliza*

Siedziałam na bardzo niewygodnym krześle. Mogliby dać chociaż coś bardziej komfortowego. Nie widziałam za dobrze. Światło wlatywało tylko przez małe okienko, zasłonięte kratami. Wszędzie było brudno i nieprzyjemnie. Przede mną stało biurko, na nim przeróżne papiery i inne rzeczy, które mnie nie interesowały. Za biurkiem stało krzesło, za nim komoda. Trochę się przeraziłam, gdy zobaczyłam, że leżały na niej różnego rodzaju narzędzia do tortur.

Nie mogłam się w ogóle ruszyć. Ręce miałam skute kajdankami i to od tyłu. W pewnej chwili usłyszałam trzask otwieranych drzwi, a przez nie wszedł mężczyzna w niemieckim mundurze. Za nim wyższy, drugi bodajże Niemiec w okularach. Ten pierwszy miał przeróżne odznaczenia, czyli pewnie był dowódcą.

- Schulz. Pass auf sie auf. Holen Sie das Beste daraus heraus. (Schulz. Zajmij się nią. Wyciągnij z niej jak najwięcej.) - odparł ponuro i wyszedł w akompaniamencie trukotu obcasów.

Ten wyższy, jak się dowiedziałam Schulz podszedł do biurka i oparł się o nie tyłem.

- Hallo liebe Eliza Zawadzka. (Witaj szanowna Elizo Zawadzka.)- zaczął, patrząc na mnie z chytrością. - Oder vielleicht besser .. Karolina Szydłowska. Ja ja.. (A może lepiej.. Karolino Szydłowska. Tak, tak..)

- Was willst du? (Czego chcecie?) - spytałam z lekką obawą. Ten człowiek przerażał mnie z minuty na minutę i miałam ochotę stamtąd zwiać.

- Lassen Sie mich ein paar Fragen stellen. Wenn Sie sie beantworten, ohne zu lügen, sind Sie heute frei. (Zadam Ci kilka pytań. Jeśli odpowiesz na nie bez kłamstw, już dzisiaj będziesz wolna.) - oznajmił i podszedł do mnie bliżej. - Was tun sie Szare Szeregi? (Co robią Szare Szeregi?)

- Ich kenne keine Szare Szeregi. (Ja nie znam żadnych Szarych Szeregów.) - odparłam.

- Du lügst! (Kłamiesz!) - wrzasnął, na co ja się wzdrygnęłam. Złapał mnie za włosy i pociągnął moją głowę w tył. Patrzył na mnie z wściekłością w oczach.

- Ich weiß nichts, ich schwöre. (Ja nic nie wiem, przysięgam.) - rzekłam ze strachem. Puścił moje włosy i odszedł ode mnie. Pewnym krokiem skierował się w stronę komody za biurkiem. Wziął z niej jeden z batów.

- Gut.. Warum geben Sie dann die Kontakte nicht an den Kommandanten weiter? (Dobrze.. W takim razie może podasz kontakty do dowódcy.) - powiedział, bawiąc się swoją bronią.

- Ich kenne niemanden vom Befehl. (Ja nikogo nie znam z dowództwa.) - skłamałam, czego pożałowałam. Niemiec zamachnął się i uderzył mnie w brzuchu na co spadłam z tego nieszczęsnego krzesła. Miałam spotkanie z zimną podłogą, co już to krzesło było lepsze. Poczułam kolejny ból skierowany w brzuch kopnięciem.

- Wissen Sie.. (Wiesz..) - kucnął tuż przed moją twarzą. Poczułam, że dolina mi kajdanki. Otworzyłam oczy, które wcześniej miałam zamknięte. Chciałam powstrzymać łzy spowodowane bólem. Spojrzałam na niego z nienawiścią. - Sonst wäre ich nett von dir gewesen, aber ... du willst nicht die Wahrheit sagen. Ich habe keinen Respekt vor solchen Menschen, besonders vor Polen. (W innym przypadku potraktował bym cię raczej łagodnie, ale.. nie chcesz mówić prawdy. Nie mam szacunku do takich ludzi, tym bardziej Polaków.)

- Was willst du endlich?! (Czego wy wreszcie chcecie?!) - wysyczałam przez zęby, na co on pokręcił głową z kipiącym śmiechem. Mi to raczej do śmiechu nie było.

- Entspannen Sie sich, Fräulein. Schönheitszorn ist schlecht. (Spokojnie panienko. Złość piękności szkodzi.) - odgarnął włosy z mojego policzka, na co ja wzdrygnęłam się. - Wenn Sie es so betrachten, müssen Sie zugeben, dass Sie hübsch sind. (Jakby się tak przyjrzeć, to trzeba przyznać, że ładna jesteś.)

- Niemand sieht dich an, da du so ein hässliches Gesicht hast. (Na Ciebie to raczej nikt nie patrzy, skoro masz tak brzydką mordę.) - odparłam z wewnętrznym uśmiechem.

- Freche Schlampe. (Pyskata s*ka.) - splunął. - Bewachen! (Straż!)

Dwóch Niemców jak się domyśliłam weszło do pomieszczenia.

- Bring sie in eine Zelle. (Zabierzcie ją do celi.) - tylko tyle powiedział i sobie zapalił.

Poczułam uścisk na ramionach, co trochę mnie zabolało.

***

Zośka kilka minut po siostrze był już na cmentarzu. Gdy wracał z powrotem do domu, z sąsiedniej kamienicy wyjrzała z okna kobieta.

- Panie Tadeuszu, niech Pan ucieka gdzieś indziej. - oznajmiła.

- Dlaczego? - spytał.

- Było tu dwóch Niemców. Podobno przeszukiwali czyjeś mieszkanie. W łapance złapali i zawieźli tym ich samochodem taką drobną brunetkę. Podobno szukali ją od dłuższego czasu, bo była w jakiejś organizacji przybliżonej do polskiego podziemia. - odparła. - Ktoś wydał.

Tadeusz bez zawahania, jak i z lekkim obawem wszedł szybko do kamienicy. Wzdrapał się po schodach na górę i stanął przed mieszkaniem. Drzwi były otwarte. Uchylił je o jeszcze odrobinę. Widział jak na podłodze walały się różne kartki, szufladki z komody były powysuwane. Teraz już był pewnien.

Złapali jego siostrę.

W mgnieniu oka znalazł się pod mieszkaniem Aleksego. Zapukał do drzwi, w zdenerowaniu strzelał palcami. Był cały zestresowany. Po chwili drzwi otworzył Dawidowski.

- Tadeusz? O co chodzi? Czemu jesteś taki zdenerwowany? - spytał i wpuścił przyjaciela do środka. Zamknął drzwi na spust i zaprowadził go do salonu. Siedziała tam Zuzanna, która często przesiadywała u swojego ukochanego.

- To mów o co chodzi. - odparł Glizda, patrząc na Zośkę.

- Stało się coś? - spytała zaniepokojona czarnowłosa.

- Eliza.. wpadła. - tylko tyle zdołał narazie wydusić z siebie.

- A-Ale jak? - dziewczyna zakryła usta ręką.

- Złapali ją w łapance. Podobno szukali już ją. Ktoś wydał.

- Tadeusz.. odbijemy ją za wszelką cenę. - odparł Aleksy, kręcąc się w te i z powrotem. - Ale kto do cholery mógł ją wydać.

- Słownictwo. - upomniał go Zośka.

- Teraz jest ważniejsza Eliza, nie upominaj mnie. Koniecznie musimy zadzwonić do reszty chłopaków i powiadomić Orszę oraz majora. - oznajmił Dawidowski. - Nie ma mojej mamy, więc niech wszyscy przyjdą tutaj. - podszedł do komody, na której stał telefon i zaczął dzwonić.

- Tadeusz nie martw się. Odbijemy ją. - Zuza położyła dłoń na ramieniu Zośki.

- Mam taką nadzieję. - rzekł brunet.

*POV Eliza*

Kobieta niemka przejęła mnie z rąk dwóch strażników i zaczęła prowadzić do celi. Po chwili otworzyła drzwi od jednej z nich i wepchnęła mnie do środka. Była w niej tylko jedna dziewczyna. Niemka zamknęła drzwi, a ja ledwo co usiadłam na łóżku. Nogi jeszcze miałam sprawne, więc mogłam normalnie chodzić.

W pewnym momencie usiadła obok mnie ta dziewczyna.

- Co ci zrobili? - spytała.

Położyłam się powoli na plecach, odpięłam guziki od mojej sukienki. Sama zobaczyłam, że wzdłuż brzucha była rana, cała czerwone i napuchnięta.

Blondynka, która była razem ze mną w tej celi wzięła małą miseczkę z wodą i szmatkę. Namoczyła ją i zaczęła przemywać moją ranę. Syknęłam lekko z bólu.

- Wiktoria jestem. - odparła cicho dziewczyna.

- Eliza. - podałam jej lekko rękę, na co ona ją uścinęła, uśmiechając się lekko.

- Będzie dobrze, zobaczysz. - powiedziała kojącym głosem, co było dość miłe. Nieznana dziewczyna była tak opiekuńcza.

W Pogoni Za Szczęściem || TOM I ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz