Rozdział 1 (18+)

1.5K 46 147
                                    


- Cholera!

Można by uznać, że to już była moja forma przywitania się ze światem. Co dzień wstawałem z tym samym słowem na ustach.

Wyciągnąłem rękę w stronę szafki nocnej i pomacałem ją, po omacku poszukując jednej jedynej rzeczy, której na ten moment potrzebowałem. Po chwili zacisnąłem palce na miękkiej okładce książki, którą czytałem, a która potrzebna mi była tylko w jednym celu. Otworzyłem na odpowiedniej stronie, zaznaczyłem palcem i szybko wygrzebałem się z pościeli.

Odczuwałem również lekki dyskomfort z powodu mojego przepełnionego po brzegi pęcherza, jednak ważniejsze było, by zdążyć na czas.

- Cholera! - syknąłem po raz kolejny, a potem zniknąłem w toalecie, wziąłem do ręki swojego kutasa i niemal odetchnąłem z ulgą, wyszeptując: - Nareszcie.

Szybko otworzyłem książkę na odpowiedniej stronie i odszukałem wzrokiem pożądany fragment tekstu. Drugą ręką nadal przesuwałem po całej długości swojego penisa, by sprawić sobie jak największą przyjemność, nim będzie za późno i będę musiał oddać mocz.

Nie trwało to długo, zwłaszcza po przeczytaniu kilku linijek tekstu, dzięki któremu moja wyobraźnia zaczęła działać. Pozostało tylko kilka szybkich ruchów mojej dłoni i odetchnąłem głęboko, rozkoszując się zaledwie kilkoma sekundami cudownej ekstazy.

Odłożyłem książkę na pralkę naprzeciw toalety i mogłem odetchnąć po raz drugi, gdy udało mi się wysikać. Odchyliłem głowę do tyłu, zamknąwszy oczy. Chciałem się zrelaksować z samego rana, zresztą to była moja codzienna rutyna w trakcie urlopu. Wieczorem byłem zbyt zmęczony na cokolwiek, dlatego pozostawiałem to na rano. Całodzienne przesiadywanie w książkach było nudne, dlatego też gdy oczy już bolały od czytania, wychodziłem na balkon trochę potrenować.

I tak zleciały mi całe trzy miesiące urlopu. A w poniedziałek wszystko miało wrócić do normy, bo w końcu nadchodził październik, także był to mój ostatni wolny weekend.

Nagle z pokoju dobiegł mnie dźwięk dzwonka. Westchnąłem zrezygnowany i podtarłszy jednym listkiem papieru toaletowego swojego siusiaka, wstałem i wróciłem do sypialni. Zdziwiłem się nazwiskiem, które pojawiło się na ekranie mojego smartfona, ale postanowiłem odebrać. Co prawda to był ostatni wolny weekend, choć może była jakaś ważna sprawa, przez którą Tsunade Senju wydzwaniała do mnie o siódmej rano.

Wziąłem do ręki telefon i z bólem serca nacisnąłem zieloną słuchawkę.

- Hatake Kakashi - rzuciłem do mojego rozmówcy, gdy przyłożyłem urządzenie do ucha.

Postanowiłem też dać kobiecie do myślenia, czy nie usunąłem jej numeru telefonu na czas wakacji, chcąc zapomnieć o upierdliwej przełożonej.

- Kakashi, nie wygłupiaj się! Wiesz, że to ja - rzuciła pogardliwie do słuchawki.

Uśmiechnąłem się złośliwie, przyglądając skotłowanej pościeli na łóżku.

- Dobra, Tsunade. Szybko mów o co chodzi - odparłem.

Rozmówczyni prychnęła, słysząc mój naglący ton.

- Nie wiem czy ostatnimi czasy sprawdzałeś plan swoich zajęć, ale zaczynasz za niecałą godzinę - wyjaśniła, a ja otworzyłem szerzej oczy ze zdumienia.

- Ale jak to?

- Wiem, wiem. Też mi się nie podobało zasuwanie do pracy we wrześniu - mruknęła.

Podrapałem się po głowie wolną ręką. W sumie to miałem jeszcze trochę czasu. Najwyżej się spóźnię piętnaście minut na pierwsze zajęcia.

Cienie przeszłości |KakaSaku| (18+)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz