¦* 7 *¦

257 40 25
                                    

Dni płynęły, a moje samopoczucie ciągle się poprawiało. Mój umysł już całkowicie przyjął do siebie nową rutynę, dzięki której każdy dzień przemijał mi spokojnie i całkowicie zgodnie z planem. Z natury byłem bardziej miłośnikiem planów oraz rutyn. Nie lubiłem nagłych zmian, a od zabieganego oraz niepewnego życia odpychało mnie na kilometr. Zawsze marzyłem o spokoju. Nie posiadałem zbyt wiele znajomości, więc rzadko kiedy udawało się komuś nieco zniszczyć mój ułożony plan dnia. Zazwyczaj był to Słowacja, który z uśmiechem zapraszał mnie na jakieś wspólne wyjście. Oczywiście nie miałem mu tego za złe. Nieco rzadziej szef, który co jakiś czas zwoływał mnie do pomocy w umyciu naczyń, czy też na krótką rozmowę o tym jak mi się pracuję. Zacząłem przyzwyczajać się powoli do charakteru mojego pracodawcy i coraz częściej podchodziłem do niego bez stresu. Zdałem sobie sprawę z tego, że jest to taki sam człowiek jak ja i również potrzebuje wyrozumiałości oraz czasu na zaaklimatyzowanie się w okolicy nowo poznanych. To naturalne, więc absolutnie nie miałem mu tego za złe. Często również czułem jakby trwał nade mną i pomagał w sytuacjach, gdy nie byłem pewien jak postąpić, czy też jak odpowiedzieć. Takie sytuacje co prawda zdarzały się incydentalnie, ale jednak się pojawiały. 

Ze Słowacją na reszcie udało mi się wejść na wspólne obroty. Rozumiemy się już zdecydowanie lepiej i potrafimy doradzić sobie w trudniejszych chwilach. Podsumowując, mój cel poniekąd został osiągnięty. Teraz jedyne co mi pozostało to utrzymać naszą relację jak najdłużej. Może teraz skupię się na samej pracy, którą przyszło mi wykonywać. Czuję się już w niej zdecydowanie pewniej. Stawiam wyraźniejsze kroki i nie boję się już porażek. Oczywistym jest, że po każdej czuję wstyd oraz zażenowanie, ale potrafię się po niej podnieść, bo wiem, że nie jestem jedyną osobą, która je popełnia. Poza tym wsparcie od innych jest również dla mnie ważne. Nie chodzi mi jedynie o Słowację czy pana Finlandię. Sami klienci są dla mnie podporą, dzięki której wiem, że moja praca nie jest bezwartościowa. Me serce raduje się za każdym razem, kiedy widzę uśmiechnięte twarze zmęczonych ludzi, wracających z pracy. Najbardziej jednak uszczęśliwia mnie chichot oraz uroczy głos dzieci, które zachodzą tu ze swoimi kochanymi rodzicami i z zachwyceniem patrzą na przeróżne słodkości, które gdyby miały możliwość to na pewno wszystkie wyzerowałyby w ułamku sekundy. 

Jest tylko jedna sprawa, która nadal trzyma mnie w lekkiej niepewności. Tajemniczy, stały klient, który zachodził do kawiarni każdego dnia, mniej więcej o tej samej porze. Zwykle odziany był w perliście białą, dokładnie wyprasowaną koszulę, której wokół kołnierza owijał się krwistoczerwony krawat. Na niej zwykle posiadał jeszcze ciemną, błyszczącą oraz bardzo elegancką marynarkę. Rezygnował z niej tylko przy mocnym upale. Do tego matowe spodnie w odcieniu brudnej, ciemnej szarości, która już prawie zatapiała się w czerń. Zawsze wyglądał jakby dopiero co wracał z jakiegoś ważnego spotkania w firmie. Dzisiejszego dnia również przyszło mi obsługiwać tego tajemniczego mężczyznę. Bez problemu mogłem wyczuć od niego mocną woń na pewno drogich perfum. Swoje zamówienie złożył mało wyraźnie. Zauważył, że nieco mu się przyglądałem, więc ledwo co otworzył usta przy rozpoczęciu krótkiego dialogu. Na szczęście już dobrze wiedziałem co mu przygotować, więc nie zadawałem zbędnych pytań. Dostałem zdecydowanie za dużą ilość pieniędzy w formie zapłaty, a kiedy zacząłem wygrzebywać resztę z kasy, usłyszałem tylko ciche mruknięcie.

— Reszty nie trzeba. — Po czym jak to ma w zwyczaju od razu zajął swoje miejsce. Nie posiadał stałego, gdyż nigdy nie wiadomo, jaki stolik wybiorą inni klienci. Aczkolwiek zazwyczaj przesiadywał w środku lokalu i jak najbliżej okien. Może to dość niepokojące, że tyle już o nim wiem. Nie, nie śledzę go, ale takie rzeczy same wpadają w głowę, kiedy ktoś je ciągle powtarza. To tak jak powtórka informacji przed sprawdzianem w szkole, czy też swojego zamówienia, kiedy stoi się w kolejce do jakiegoś baru czy restauracji. Zabrałem się za to co było moim zadaniem i przygotowałem dla gościa ciepły napój. Ułożyłem filiżankę na małym talerzyku. Dodałem również małe ciasteczko oraz łyżeczkę obok i ruszyłem z tacką do stolika klienta. Położyłem ostrożnie porcelanowy talerzyk na stoliku, na co mężczyzna zareagował jedynie skinięciem głowy. Posłałem mu ciepły uśmiech i szybko ulotniłem się za barek. Odłożyłem tackę na miejsce i lekko uniosłem wzrok na mężczyznę. Znowu dosładzał kawę monstrualną ilością cukru. Miałem wrażenie, że wsypie tam zaraz połowę cukierniczki. Po chwili odwróciłem jednak wzrok, aby dać mężczyźnie nieco prywatności. 

W międzyczasie zawitał do mnie szef i poprosił mnie, abym pomógł mu rozpakować nowe paczki z naczyniami. Starsza zastawa stołowa w większości się zbiła, bądź też mocno zarysowała. Dlatego też pan Finlandia stwierdził, że zamówi nowszą i zdecydowanie ładniejszą. Mój pracodawca stanął za kasą, a ja zabrałem się do roboty. Mężczyzna zdążył już rozpakować ponad połowę, więc na szczęście nie zostało mi aż tak dużo pracy, jak się spodziewałem na początku. Wyjąłem wszystkie talerze oraz filiżanki. Ustawiłem je przy zlewie, gdyż przed wykorzystaniem ich i tak należy dla pewności wszystkie umyć. Mój pobyt w pracy przedłużył się o prawie trzydzieści minut. Po mniej więcej tym czasie mój pracodawca do mnie podszedł i powiedział, że mogę już wracać do domu. Skinąłem głową i lekko się ukłoniłem na pożegnanie. Poszedłem na zaplecze i przebrałem się we własne ubrania. Upewniłem się czy na pewno mam wszystko z czym przyszedłem tego dnia do pracy, po czym od razu skierowałem się do wyjścia. Jako ostatni pożegnał się ze mną, wiszący nad drzwiami, dzwoneczek. Westchnąłem i zaciągnąłem się jako pierwsze powietrzem. Rozejrzałem się po okolicy, a mój wzrok przykuł tajemniczy klient kawiarni, który stał na najbliższym przystanku autobusowym i wlepiał wzrok w rozkład jazdy. Wyglądał na mocno zdenerwowanego. Nie wiem co mnie do tego podkusiło, ale poszedłem w jego stronę. Stanąłem za mężczyzną i odkaszlnąłem cicho.

— Czy mogę w czymś panu pomóc? — już po chwili tajemniczy osobnik odwrócił się do mnie i przeleciał ślepiami po mojej twarzy.

— Owszem, wiesz może jakim autobusem dojadę do centrum? — wskazał dłonią na rozkład jazdy. Podszedłem bliżej, aby rozczytać mniejsze literki. Chwilę błądziłem wśród rozpisanych przystanków aż wreszcie znalazłem ten, którego tak zawzięcie szukałem.

— Najlepszy będzie do tego autobus numer dwieście trzy. — Wskazałem na odpowiedni przystanek. — Zawiezie pana prosto do centrum. — Posłałem mu miły uśmiech.

— W porządku. Dziękuję bardzo. — burknął. — Wiesz może za ile będzie?

— Według rozkładu powinien być za około dziesięć minut. Niech szanowny pan wybaczy moją ciekawość, ale co pana sprowadza do samego centrum o tej godzinie? — zapytałem z deczka nieśmiało.

— Spotkanie firmowe, niestety. Mój kierowca zachorował, a taksówki mają dzisiaj wiele problemów. Dlatego byłem zmuszony użyć komunikacji miejskiej. — Poprawił swój krwistoczerwony krawat. 

— Rozumiem. W takim razie życzę panu powodzenia! Do widzenia! — lekko się ukłoniłem, a po usłyszeniu cichego pożegnania odwróciłem się na pięcie i skierowałem do domu. 




~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jakie jest wasze ulubione zwierzątko? ^-^

Moje to kotek uwu

~Marcyś

♨¦* Sweet Coffee *¦♨ *Countryhumans* Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz