Rozdział 37

1.8K 31 0
                                    

Scarlett 
 Szybko spakowałam małą walizkę i pojechałam na lotnisko. 
 Po lotnisku krążył tłum. Podeszłam do kasy żeby kupić bilet na pierwszy lot do Nowego Jorku. 
- Dobry wieczór - powiedziałam, uprzejmie.
- Witam na lotnisku Columbia Metropolitan 
- powiedziała ze znudzeniem dziewczyna za ladą. 
- Poproszę bilet do Nowego Jorku 
- powiedziałam.
  Dziewczyna zaczęła stukać w klawiaturę.
- Najbliższe lot jest za trzy godziny 
- odpowiedziała. 
- Kurwa, zajebiscie - wyszeptałam
 Laska zachichotała, a potem kliknęła kilka razy w myszkę. Kilka minut później podała mi bilet i wytłumaczyła o której jest odprawa. 
 Weszłam do kawiarni i zajęłam miejsce przy jednym ze stolików. 
- Co podać? - zapytał, młody kelner.
- Latte - odpowiedziałam,  uśmiechając się do niego. 
 On miał mniej niż dwadzieścia lat, z pewnością to tylko praca na wakacje. 
- Oczywiście - odpowiedział.  
 Przed popołudniem wylądowałam na lotnisku w Nowym Jorku. Podeszłam do postoju taksówek i zobaczyłam znajomego taksówkarza. 
- Frank - krzyknęłam. 
 Odwrócił się z lekko się uśmiechnął. 
- Niech mnie piorun trzaśnie, jeśli to nie Scarlett 
- krzyknął.
- Tak to ja dupku - mówiłam, podchodząc do niego. 
- Podrzucić cię do domu? - zapytał, otwierając bagażnik. 
- Nie - powiedziałam, wkładając walizkę.
- To gdzie jedziemy? - zapytał, otwierając drzwi pasażera. 
- Do kancelarii adwokackiej Roberts
- powiedziałam, wsiadając do auta. 
 Po czterdziestu minutach wysiadam naprzeciwko starej kamienicy na zachodniej części Central Park. 
- Zaczekaj na mnie - krzyknęłam.
- Oczywiście - odpowiedział.
 Przeszłam na drugą stronę ulicy i weszłam do budynku. Recepcjonistka lekko się uśmiechnęła
- Dzień dobry - powiedziała uprzejmie. 
- Część, gdzie Beth? - zapytałam.
- Na emeryturze - odpowiedziała, stukając w klawiaturę. 
- Powiedz Lucasowi że Scarlett chce się z nim spotkać - mówiłam podchodząc do sofy.
 Laska spojrzałam na mnie ze strachem w oczach. 
- Pan Roberts prosił żeby mu nie przeszkadzać 
- odpowiedziała.
Wyjęłam telefon z torebki i napisałam sms-a.

Scarlett: Jestem na dole.

 Kliknęłam wyślij i uśmiechnęłam się do dziewczyny. Kilka minut później rozdzwonił się telefon w recepcji. Dziewczyna odebrała, nie patrząc na mnie. 
- Panno Harris, pan Lucas prosi na górę 
- powiedziała uprzejmie. 
- Dzięki - odpowiedziałam, podchodząc do windy. 
  Udałam się prosto do sali konferencyjnej i rozłożyłam na stoliku akta wuja. Chwilę później dwuskrzydłowe drzwi otwarły się na oścież, a w nich stanęła blondynka grubo po pięćdziesiątce. 
- Słucham - powiedziałam, zarozumiale.
- Scarlett - powiedziała z obrzydzeniem.
- Tak z kim mam przyjemność.
 Jej twarz wydawała mi się znajoma. 
- Nie pamiętasz mnie? - zapytała.
- Nie, gdyby była pani kimś ważnym, zapamiętałam bym panią - powiedziałam, również z obrzydzeniem.
- Jill Moriss - przedstawiła się, z zarozumiałym uśmieszkiem.
- Wredna suka - wyszeptałam.
- Mówiłaś coś? - zapytała. 
- Nie - nie miałam zamiaru kłócić się z tą skrniętą babą.
- Czego pani chce? - zapytałam, poirytowana jej obecnością. 
- Zostaw mojego syna! Omotałaś go, żeby się zaczaić na wszystko na co tak ciężko pracował! Prędzej umrę nim pozwolę ci z nim być 
- krzyknęła.
  Kurwa po co miałam cokolwiek tłumaczyć? Żadne słowa, które bym wypowiedziałam, nie były w stanie uspokoić tej furiatki.
- Posłuchaj mnie, nie mam zamiaru zostawiać Jimmiego - wzięłam głęboki oddech.
 Jill patrzyłam na mnie z furią. 
- Twój syn zapewnia mi dobre pieprzenie, więc raczej go nie zostawię - powiedziałam, wskazując na drzwi.
 Miałam nadzieję że zabierze to swoje wredne dupsko i zostawi mnie w spokoju. Jill chciała coś powiedzieć, ale w drzwiach stanął Lucas. 
- Jill, widzę że poznałaś Scarlett - mówił, podchodząc do mnie.
- Miło cię widzieć skarbie - powiedział, zerkając na dokumenty.
- Tak, to bardzo miła dziewczyna - powiedziała z fałszem w głosie.
- Widzimy się za dwa dni w sądzie - poinformował ją.
- Do zobaczenia Lucas, miło było cię poznać Scarlett - próbowała powiedzieć to bardzo uprzejmie, ale kurwa jej nie wyszło.
 Za czekałam aż te stare próchno wejdzie do windy. 
- Lucas - powiedziałam, poważnym tonem.
- Scarlett, w czym mogę ci pomóc? - zapytał uprzejmie. 
- Chcę przejąć Phil Morris International 
- powiedziałam, bez żadnego jąkania. 
  Przeszedł metr ode mnie i spojrzał mi głęboko w oczy. Nigdy nie zapomnę tego spojrzenia. 
- Co? - zapytałam, 
- Nic, jestem zdziwiony - odpowiedział.
- Co mam zrobić? - pyta, nadal zdziwiony moją decyzją.
- Musimy spotkać się z wujem - powiedziałam, bez emocji.
- Kiedy? - zapytał.
- Jak najszybciej - odpowiedziałam, podając mu teczkę.
 W teczce były różne dokumenty. Zaczął je wyjmować, rozkładać i pobieżnie czytać. Patrzyłam na niego przez krótką chwilę i właśnie wtedy, w momencie, gdy spojrzałam mu prosto w twarz, zrozumiałam. 
- Masz romans z Jill - mówiłam, podchodząc do niego. 
 Lukas podniósł głowę znad dokumentów i spojrzał na mnie mrugając gwałtownie, jakby to miało mu pomóc w zrozumieniu pytania. Milczał przez chwilę. 
- Tak! Mam romans z Jill - odpowiedział, szeptem. 
- Kurwa - krzyknęłam. 
- Posuwasz, tą starą wiedźmę? - zapytałam, z czystej ciekawości. 
- Znasz odpowiedź - powiedział, wracając do czytania dokumentów. 
 Wyjęłam telefon z kieszeni i napisałam, krótkiego sms-a.

Scarlett: Musimy się spotykać. 

 Wiedziałam że nie odpisze od razu, że będzie zły na mnie. 

David 
 Wszedłem do gabinetu i podszedłem do biurka. Otworzyłem górną szufladę i ujrzałem tam kilka teczek. Kiedy miałem zamiar zapoznać się z ich treścią pojawiła się Victoria. 
- Musisz lecieć do Nowego Jorku - powiedziała na jednym oddechu. 
- Po chuj? - zapytałem, po irytowany.
- Jakieś problemy ze stroną internetową przedszkola - odpowiedziała, podchodząc do biurka. 
 Właśnie szlag trafił moje plany na wieczór. Miałem zamiar spędzić wieczór z Scarlett, chociaż ona o tym nie wiedziała. 
- Kurwa - powiedziałem, ze złością, włączając komputer.
 Spojrzałem na ekran, ale strona przedszkola nie chciała się włączyć. 
- Zajebiscie - mamrotałem, pod nosem. 
- Zarezerwuj mi bilet na najbliższy lot 
- rozkazałem.
- Już to zrobiłam - powiedziała, dumnie.
- O której mam samolot? - pytałem, patrząc na dokumenty przede mną.
- Za cztery godziny, więc zbieraj dupę do domu 
- mówiła, kiedy wkładałem dokumenty do torby. 
 Ruszyłem do domu, nie przejmując się że jadę za szybko. 
 Okrążyłem dom i wszedłem tylnym wyjściem. Maria krzątała się po kuchni. 
- Co tak wcześnie? - zapytała, wyjmując garnek z szafki.
- Lecę dziś do Nowego Jorku - powiedziałem, podchodząc do schodów. 
 Wrzuciłem kilka ciuchów do walizki i zamówiłem taksówkę. Kilka godzin później byłem już w Nowym Jorku.  

Jimmy
 Kończyłem dzisiejsze szkolenie, miałem już dosyć użerania się z tymi dupkami, potrzebowałem odpoczynku. Wszedłem do pomieszczenia informatycznego. Usiadłem przed komputerem i zacząłem namierzać numer Scarlett, musiałem się z nią spotkać. 
 Stałem pod drzwiami biura generała z nadzieją że mnie wysłucha. Zapukałem i czekałem, aż pozwoli mi wejść. Kilka minut później zaprosił mnie do środka. Przed jego biurkiem siedziała blondynka, w mundurze. Zamknąłem za sobą drzwi, a blondi się odwróciła i spojrzała na mnie. 
- Kurwa nie wierzę - wyszeptałem.
- Podporuczniku poznaj sierżant Annabell Jonas 
- powiedział, bardzo poważnie.
- Miło mi pana poznać - powiedziałam, kłamiąc przed Generałem. 
- Panią również - odpowiedziałem.
- Pani sierżant kilka dni temu wróciła z misji w Turcji - mówił, a my nie mogliśmy oderwać od siebie oczu. 
 Nic nie mówiłem, tylko patrzyłem na laskę, która dobrze się pieprzyłam. 
- Annabell, zostanie tutaj na kilka dni, zanim wyruszy na kolejną misję - powiedział, podpisując dokumenty.
- Proszę oprowadź ją po jednostce - spojrzał na nas znad dokumentów.
- Tak jest, Panie Generale - odpowiedziałem, za salutowałem i podszedłem Annabell.
 Otworzyłem przed nią drzwi i za czekałem aż pierwsza opuści pomieszczenie. 
- Adam, będzie zadowolony z twojego przybycia 
- szepnąłem, jej do ucha.

BLISKO KRAWĘDZI Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz