Rozdział 5

204 19 11
                                    

Ania Shirley-Cuthbert

Słyszeliście, że nasz organizm jest w stanie się obudzić w chwili zagrożenia? Przekonałam się o tym na własnej skórze. Obudziło mnie dziwne stukanie w okno. Uchyliłam powieki i delikatnie uniosłam się, by usiąść na łóżku. W rogu pokoju dostrzegłam jakąś męską sylwetkę. W pierwszej chwili pomyślałam, że do Gilbert lecz przecież brązowowłosy leżał koło mnie i spokojnie spał. Spojrzałam ponownie na mężczyznę lecz tym razem stał on do mnie przodem. Jego szare oczy błyszczące wśród mroku nocy patrzyły wprost na mnie.

Z całych siłam obudzić Blythe'a lecz on wciąż spał. Moje krzyki, błagania i szarpanie nic nie dawało, jakby ktoś rzucił na niego klątwę. O dziwo Nate także nawet nie drgnął, po prostu stał i patrzył. Postanowiłam nieprzetworzoną, rękawice i także patrzyłam prosto mu w tęczówki. Stukanie w szybę, które wyrwało mnie ze snu nasiliło się. Szybko odwróciłam wzrok w stronę ciała, po przywróceniu do nieobliczalnego mężczyzny. Jednak ponownie gdy gdy zajdzie taka potrzeba, spojrzałam, ale ponownie nas już szerokość pokoju lecz teraz był parę centymetrów przede mną. Jego ręce oplotły się wokół mojej ostatniej, a ja zaczęłam krzyczeć i się wyrywać walcząc o każdy oddech, które zaczyna się zaczynać mi brakować.

Przecież obiecałeś Blythe...

Po chwili pełnej łez i bólu moje powieki zaczęły robić się ciężkie, a mnie otaczała już nieprzenikniona ciemność. Ostatnie co widziałam, to śpiący niczego nieświadomy chłopak, który obiecał zgładzić wszystkie smoki, mój kochany książę...

— Aniu odbudź się! Aniu, to był tylko sen, nic się nie dzieje. Aniu! - usłyszałam, jak przez mgłę. Jego głos zmotywował mnie do próby otworzenia oczu. Mój wzrok spotkał się z jego trochę przerażonym i zatroskanym. Widziałam go bardzo słabo, ponieważ płacz przysłaniał mi jego postać. Siedział na ziemi i trzymał moją dłoń. Ewidentnie przedtem spał, a ja (ponownie) mu to przerwałam.
— Czemu siedzisz na podłodze? - zapytałam zapominając o koszmarze.
— Byłem zmęczony i chciałem się zdrzemnąć. Co Ci się śniło? Płakałaś i krzyczałaś przez sen ... - szybko zmienił temat, jednak nie ze mną takie numery Blythe.
— Mogłeś się położyć na łóżku albo chociaż wziąć większą poduszkę. Raczej zmieścilibyśmy się oboje. - powiedziałam dopiero po chwili rozumiejąc znaczenie wypowiedzianych słów, na które brunet zareagował delikatnym uśmiechem. - E ee... Śniło mi się, że Nate tu był i ... i ... - chciałam dokończyć lecz nie mogłam powstrzymać płaczu. Same wspomnienia z nim związane jeszcze jakoś zniosę, ale wypowiadanie jego imienia wywołuję u mnie fale strachu.
— Spokojnie, jesteś ze mną bezpieczna. - powiedział kojąco i wdrapał się na łóżko, by po chwili zamknąć mnie w szczelnym uścisku.

***

Obudziłam się około 10.00 ciasno owinięta ramionami chłopaka. Delikatnie zdjęłam z siebie jego dłonie i podniosłam głowę z jego torsu. Ok mówiąc, że może spać ze mną na łóżku nie spodziewałam się, że tak to się skończy. Schodząc z miękkiego materaca sięgnęłam po telefon, ale był on rozładowany. Podłączyłam urządzenie do ładowarki i wyjęłam czyste ubrania z szafy. Spojrzałam na wciąż śpiącego Blythe'a. Jak śpi wygląda tak spokojnie i beztrosko, a te delikatne piegi i pojedyncze loki opadające na czoło dodają mu uroku, którego i tak nie ma mało. Wyrwałam się z zamyślenia nad jego urodą, którą byłby w stanie przyćmić nawet Apolla i ruszyłam do łazienki, aby wziąć prysznic.

Szybko się umyłam i uczesałam włosy w dobieranego warkocza. Następnie zeszłam do kuchni i wzięłam się za robienie gofrów. Stwierdziłam, że chociaż w taki sposób mogę mu się odwdzięczyć. Gdy placki były już gotowe pokroiłam owoce, które stały w koszyku na stole, co oznaczało, że Jerry przyszedł już do pracy. Wstawiłam czajnik, by przygotować herbatę i wzięłam się za sprzątanie kuchni.

— Ładnie Ci w tej bluzce. - usłyszałam nagle za sobą głos bruneta, który bacznie mi się przyglądał, a jego uwagę przykuła moja kremowa bluzka w drobne kwiaty z rękawami podwiniętymi do łokcia.
— Nie strasz mnie tak, Blythe! - zaśmiałam się odwracając się w jego stronę. - Siadaj i jedz póki ciepłe. - dodałam i dostawiłam na stół dzbanek z herbatą i dwie filiżanki.
— Dziękuję, ale o której wstałaś, że to wszystko zrobiłaś? - zapytał siadając na krześle.
— Jakąś godzinę temu. Dziękuję za wszystko Gilbercie. Pomyślałam, że może gofry choć trochę wynagrodzą Ci tą zarwaną noc. - odpowiedziałam nieśmiało i usiadłam na przeciwko chłopaka poprawiając brązową spódnice leżącą na moich udach.
— Ale to naprawdę nie był dla mnie problem. Możesz do mnie dzwonić i co noc! - powiedział entuzjastycznie polewając gofra sosem z mango i truskawek. - Gdzie tak właściwie Państwo Cuthbert? - zapytał po chwili.
— Pojechali znów do cioci Małgorzaty. Jest z nią coraz gorzej...
— Oh życzę jej szybkiego powrotu do zdrowia... Na długo Cię zostawili samą? - jego oczy były pełne troski. To takie urocze...
— Jutro wieczorem wracają i tak w sumie Jerry codziennie tu jest. Przychodzi około 8.00 i siedzi do wieczora, ale nie mogłam go dzisiaj nigdzie znaleźć. Możliwe, że po prostu jest w stodole. - mówiłam robiąc krótkie przerwy by złapać oddech. Przy Gilbercie zjawiała się dawna ja, która tolerowała chyba jedynie jego, ponieważ nawet gdy byłam sama się nie pojawiała.
— Czyli dzisiejszej nocy także zostajesz sama? - dopytywał z niedowierzaniem wypisanym na twarzy.
— No tak. - w moim głosie ponownie nie było żadnych emocji.
— Nie chcę się wpraszać ani nic, ale nie uważam żeby, to był dobry pomysł. - skomentował, a ja spojrzałam na niego znad filiżanki.
— To może zostaniesz ze mną? Znaczy jeśli masz jakieś plany czy coś, to rozumiem. W sumie po co ja w ogóle pytam, napewno jesteś zajęty. Przepraszam, że w ogóle pytałam. Zapomnij... - wpadłam w mój już chyba słynny słowotok.
— Aniu spokojnie. Mam czas, mogę zostać z Tobą. Więc... jakie plany na dzisiaj? - na twarzy pojawił mu się jego typowy, cwaniacki uśmieszek.
— Tak w sumie nie miałam żadnych większych planów poza przeleżeniem całego dnia, ale może... nie to głupie... - w mojej głowie już zrodził się pewien pomysł lecz rozsądek i nowa ja sprawnie go odgoniły.
— Mów.
— Możemy pojechać do tego domku w lesie? - nim brunet zdążył coś powiedzieć ponownie się odezwałam. - Gilbercie, proszę. Wydaję mi się, że może zobaczenie tego miejsca w świetle dnia z osobą, która zawsze daje mi poczucie bezpieczeństwa zadziała jak terapia. Może wreszcie uda mi się z tym wszystkim uporać... - spojrzałam mu głęboko w oczy wierząc, że się zgodzi. - Proszę?
— No dobrze. Pojadę tam z Tobą.

🌻🌻🌻

Witajcie!

Chciałabym Wam serdecznie podziękować za 100 wyświetleń ( WOW) pod tą książką. Dziękuję za każde z nich. Chciałabym Was także zaprosić do nowej książki, której prolog już pojawił się na moim profilu „Nie ufaj nikomu"! ❤️

Dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale, ponieważ wreszcie pojawiło się naprawdę sporo Shirbert!

Cieszycie się na powrót do szkoły? Macie już wszystko gotowe? Ja nie mogę się doczekać, choć lekko obawiam się tego powrotu. 🌼

Buziaki! 💕
Pomarncxka 🌻

Przeznaczenie [AWAE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz