Rozdział ósmy

1.5K 133 510
                                    

Cały następny dzień Amelia spędziła w Ministerstwie, wykonując swoją zwyczajną, papierkową robotę i starając się nie roztrząsać wydarzeń z alejki przy Grimmauld Place. Od rana urzędnicy „zatoki" gorączkowo podszeptywali plotki, jakoby Ogden miał nie wrócić jeszcze do końca następnego tygodnia ze względu na smoczą ospę, którą — według bardzo wiarygodnych źródeł informacji w postaci sekretarek z atrium — zaraził się od swojej kochanki, kuzynki córki ministra Minchuma. Amelia przyjęła tę wiadomość z ulgą, bo to oznaczało, że dostała kilka dodatkowych dni na wykonanie swojego zadania. Czuła, że chociaż w tej jednej sprawie los się do niej uśmiechał.

Nie mogła za to pozbyć się uporczywych myśli na temat Syriusza. Miała ogromne wyrzuty sumienia, że dała się ponieść chwilowemu pragnieniu i pozwoliła mu się pocałować. I to w dodatku tak pocałować. Cała sytuacja robiła się jeszcze bardziej niezręczna, biorąc pod uwagę fakt, że wciąż byli współlokatorami i, siłą rzeczy, nie mogli się w nieskończoność unikać. Gdy tylko deportowali się do mieszkania, Syriusz na resztę wieczoru czmychnął do garażu, a ona zaszyła się z książką w sypialni.

Może powinna napisać do mamy? Gita z pewnością zrozumiałaby jej niechęć do angażowania się w bliższe relacje ze znanym, szkolnym nicponiem, rebeliantem w skórzanej kurtce i zapalonym motocyklistą w jednym, Syriuszem Blackiem. Tylko co miałaby jej napisać?


Kochana mamo,

Zostałam pocałowana przez Syriusza Blacka. Co gorsza, chyba tego chciałam. Ratunku!

Tak, mowa o tym samym Syriuszu Blacku, którego Ministerstwo poszukuje za aktywne śmierciożerstwo. Tymczasowo ukrywa się u mnie w mieszkaniu, ale nie masz się czym martwić. Razem przynależymy do Zakonu Feniksa, więc dobrze wiem, że Syriusz nie jest żadnym śmierciożercą. Pewnie jesteś ciekawa, czym jest Zakon. Nie mogę zdradzić zbyt wielu szczegółów, za to po raz kolejny powtórzę: nie masz się czym martwić! Wciągnął mnie tam Edgar, tuż zanim wyjechał „na zagraniczny kontrakt". Tak naprawdę to wcale nie był żaden kontrakt, tylko śmiertelnie niebezpieczna misja Zakonu. Bo wiesz, on w rzeczywistości wyjechał gdzieś strasznie daleko na prośbę Dropsa. To znaczy Dumbledore'a, nieważne, powtórzę tylko po raz trzeci: zupełnie nie masz się czym martwić!


Amelia była przekonana, że po takim liście uzyskanie odpowiedzi od mamy wymagałoby od niej osobistej fatygi do szpitala świętego Munga, bo oczami wyobraźni widziała już tylko jej zawał.

Merlinie, przydałaby się jej przyjaciółka. Taka, do której mogłaby wpaść bez zapowiedzi i zwierzyć się z każdej życiowej sprawy, począwszy od przynależności do Zakonu Feniksa, a skończywszy na jej skomplikowanej relacji z Syriuszem. Tak właściwie, skoro ostatnimi czasy zbliżyła się do Jamesa, to równie dobrze mogłaby w tej sprawie zwrócić się do Lily — problem polegał jedynie na tym, że ani ona, ani Lily nigdy nie czuły tego samego rodzaju porozumienia, które teraz skłoniłoby Amelię do zwierzeń. Nie chciała też szukać wsparcia u koleżanek z hogwarckiego dormitorium — one od dawna wysyłały jej tylko zbiorcze listy, w których raz na kwartał streszczały najważniejsze wydarzenia z ostatnich miesięcy. W niepewnych, wojennych czasach problemy sercowe z Syriuszem wydawały się Amelii zbyt błahe i powierzchowne, by z ich powodu wywoływać specjalne poruszenie.

Potrząsnęła szybko głową. Z pewnością cała wczorajsza sytuacja była jednorazowym wyskokiem i właśnie zachowywała się jak wariatka, rozbijając każdy jej aspekt na czynniki pierwsze. Syriusz zapewne nawet nie rozważył, czy ten pocałunek mógłby mieć dla niego jakiekolwiek znaczenie, bo oczywiste było, że nie miał żadnego. Ot, chwilowy przypływ emocji, w wyniku którego doszło, do czego doszło, koniec.

Coś się kończy, coś się zaczyna • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz