Rozdział dziesiąty

1.7K 126 1.3K
                                    

Pierwsza godzina przyjęcia urodzinowego upłynęła jej nadzwyczaj szybko. James osobiście zadbał, by nadrobiła wszystkie stracone toasty, Peter zapewnił dostęp do prywatnego zapasu przekąsek, a gdy stan jej żołądka odbiegł już znacznie od ssącej pustki, Fabian i Gideon wprawili ją w taneczny nastrój, wciągając na sam środek parkietu i pogwizdując melodię Dancing Queen, którą odpowiedzialny za obsługę gramofonu Kingsley od razu włączył.

ABBA porwała do tańca tłumy — w którymś momencie salon stał się centrum wydarzeń, a wszystkie pląsające na parkiecie pary zbiły się w koła, w których utworzyły się małe, wirujące w takt muzyki kółeczka. Amelia poddała się tej chwili w całości — wreszcie udało jej się zapomnieć o wojnie, pracy, Zakonie; nawet uporczywie powracające myśli o Syriuszu nie dokuczały jej już tak bardzo, zastąpione chwytliwymi zwrotkami kolejnych, wyśpiewywanych na głos przebojów.

W końcu jednak płyta dobiegła końca, Kingsley zarządził przerwę, a w ustronnym miejscu przy stole z przekąskami jakimś dziwnym trafem Amelia znalazła się w towarzystwie Alicji Fortescue.

— Masz przepiękny pierścionek — westchnęła Amelia, nie mogąc powstrzymać się od komplementu na widok złotego pierścionka wysadzanego trzema drobnymi, turkusowymi kamykami, połyskującymi na szczupłej dłoni Alicji.

— Och. — Zawstydzona Alicja zacisnęła dłoń w pięść i przykryła ją palcami drugiej ręki. — Dzięki, to... No wiesz. Dostałam go od Franka.

— Czyli to zaręczynowy pierścionek — zaśmiała się Amelia, a Alicja przytaknęła nieśmiało. — Gratuluję przeogromnie! I ze szczerego serca zazdroszczę sympatycznego narzeczonego o dobrym guście.

Alicja roześmiała się serdecznie i spojrzała przelotnie w przestrzeń ponad jej ramieniem.

— Myślę, że i dla ciebie znajdzie się amant o dobrym guście — zapewniła ją z tak rozbrajająco życzliwą intencją, że Amelia musiała nabrać w usta solidną porcję Ognistej, bo niezdolna była wykrztusić z siebie ani słowa. — O ile już się takowy nie znalazł. — Uniosła sugestywnie brew i zwęziła powieki, ponownie wpatrzona w jeden punkt ponad jej ramieniem.

— Nie, nie, nie — zaprotestowała Amelia ze śmiechem. — Na moim horyzoncie nie ma amantów. Szkoda, bo złote pierścionki to zdecydowanie moje klimaty.

Alicja otaksowała ją badawczym spojrzeniem i potrząsnęła głową na znak aprobaty.

— Racja, złoty to twój kolor — przyznała, wyginając rumiane usta w tajemniczym półuśmiechu. — Czy mogę ci coś powiedzieć? Jak dziewczyna dziewczynie?

— Co takiego? — zaniepokoiła się Amelia.

Alicja wsparła się biodrem o brzeg stołu i pochyliła konspiracyjnie nad jej uchem.

— Ja na twoim horyzoncie widzę amanta. Całkiem konkretnego amanta — wyszeptała, a Amelia wstrzymała oddech, pełna nadziei, że Alicja miała na myśli Syriusza, i równocześnie obaw, że lada chwila mogłaby się gorzko rozczarować, bo to wcale nie o nim była mowa. — Zerka na ciebie od momentu, w którym przyszłaś. Wiem to na pewno, bo ja zawsze widzę takie rzeczy. O, nawet teraz nie może się powstrzymać i bezczelnie się gapi. No widziałby to kto... — westchnęła, udając święcie oburzoną.

— Kto się gapi? — syknęła Amelia, będąc już na skraju wytrzymałości psychicznej, fizycznej i czująca w sercu nieznośne, acz bardzo zdradliwe w kwestii jej uczuć kołatanie. — I skąd wiesz, od kiedy się gapi?

— ...Normalnie bym go za to zbeształa — relacjonowała dalej Alicja, wysuwając głowę w przód i zdając się nie zważać na jej pytania. — W końcu to trochę niegrzeczne, gapić się w tak ostentacyjny sposób na damę. Ale ten akurat amant to dobra partia, w dodatku zabójczo przystojna i mówię to ja, zakochana po uszy w moim prawie mężu...

Coś się kończy, coś się zaczyna • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz