Rozdział dwudziesty drugi

1.6K 142 1K
                                    

Obraz roztaczający się przed oczami Syriusza migotał i rozmywał się, coś porwało jego ciało w wirze tak silnym, że czuł narastający w żołądku ucisk, który zwiastować mógł wyłącznie wymioty. Nie minęły sekundy, gdy coś się zmieniło — wyhamowało, zatrzymało się w jednym punkcie. Pęd ciała ustał, wir ustąpił, szum w uszach rozpierzchł się i wyciszył. Syriusz grzmotnął boleśnie plecami o twardy, kamienny grunt. Jego wilgotną od potu twarz smagnął podmuch czystego, chłodnego powietrza.

— Syriusz — załkała Amelia, klękając tuż przy jego bezwładnym ciele. — Ocknij się, proszę, chłopcy nie są w stanie dłużej odpierać ataku... Proszę...

Jak na życzenie otworzył leniwie jedno oko, później dołączył drugie, a widok, który go przywitał, ocieplił obszar zajmujący lewą stronę jego klatki piersiowej. Rozczochrana i zarumieniona Amelia wpatrywała się w niego opuchniętymi, załzawionymi oczami, mamrocząc słowa, które do jego uszu docierać nie chciały.

— Syriusz, wstań, proszę — jęknęła rozpaczliwie, więc Syriusz uniósł się do pozycji siedzącej, a zaraz później, wsparty o jej barki, stanął na nogach. Przymglony umysł zyskał na trzeźwości, dopiero gdy Amelia chwyciła go oburącz za kurtkę i schowała za najbliższą, na wpół ułamaną kolumną.

Na przeciwległym krańcu atrium zajaśniała mleczna poświata, swym zorzystym blaskiem skąpała pogrążoną w półmroku salę, oślepiła wszystkich, po czym odpędziła i wepchnęła w Otchłań armię wynurzonych ciał. Inferiusy uciekły w popłochu, chowając się w ciemności, którą dawał już jedynie tkwiący w miejscu niczym spokojne, czarne jezioro portal. Jasność wśród mroku stała się ogniem pożerającym arrasy i gobeliny, snopami iskier tryskającymi z wyburzonych ścian, wyszczerbionych balustrad i ułamanych kolumn, które niegdyś podtrzymywały sklepienie. Voldemort syknął złowrogo, jego usta zadrżały pogardliwie, zatrzymując w nich słowo, które cisnęło mu się na myśl, a którego ze znanych sobie powodów wolał nie wypowiadać na głos.

— Dzień dobry, Tom — przywitał się Albus Dumbledore swoim zwyczajnym, dobrodusznym tonem.

Dumbledore nie musiał krzyczeć, żeby go słyszano. Jego czysty, barwny głos niósł się echem po całym atrium.

— Stań do walki, Dumbledore — wypluł pogardliwie Voldemort, zstępując ze szczytu fontanny. — Nie zasłaniaj się Lacarnum Inflamari.

— Nie zasłaniaj się inferiusami, Tom — odpowiedział łagodnie Dumbledore. Powieka mu nawet nie drgnęła. — Jeśli pragniesz starcia, stańmy do niego jak równi sobie przeciwnicy.

Voldemort obrócił rogi w palcach, z pełnym skupieniem wymówił zaklęcie. Bijący od okręgu poblask zgasł i znikł, portal zaś skurczył się, schodząc ku promieniowi, i zamknął się. Voldemort zstąpił z fontanny, u jego boku natychmiast pojawiła się Bellatriks. Bez słowa wręczył jej rogi dwurożca i stanął w odległości kilkuset stóp od Dumbledore'a.

I wtedy Amelia spostrzegła, jak chowająca się za pobliskim zwałem Lukrecja Prewett biegnie prosto przed siebie, zatacza się na Bellatriks i wreszcie pcha ją silnie na posadzkę. Lestrange wrzasnęła ostrzegawczo, rogi dwurożca omsknęły się jej z rąk i przekoziołkowały w powietrzu. Stojący nieopodal Remus zareagował w ułamku sekundy — obrócił szybko różdżką, z precyzją wymówił zaklęcie. Ognista kula szatańskiej pożogi pomknęła w ich stronę i w locie nadtrawiła szpikulec rogu dwurożca. Róg zawibrował mocno, przyciągnął bijącą moc pożogi, po czym zajął się ogniem i skruszył. Bellatriks rzuciła się na posadzkę po drugi róg i przechwyciwszy go, przytuliła go do piersi niczym małe dziecko.

Pożar rozpanoszył się po atrium, kilka osób z Zakonu, w tym także Amelia i Syriusz, dołączyli się do zaklęcia, rozpraszając wokół siebie ogień, którego płomienne języki smagały w szaleńczym tańcu wszystko, co napotkały po drodze.

Coś się kończy, coś się zaczyna • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz