Rozdział czwarty

1.8K 143 786
                                    

Po kilku dniach wyczerpującej pracy w Ministerstwie Amelia mogła śmiało rzec, że nie straciła zapału do sprawy Syriusza. Wręcz przeciwnie, od czasów wspólnego warzenia eliksiru wielosokowego jej mobilizacja zdawała się przeżyć gwałtowny skok w górę. Dzisiaj kolejny dzień z rzędu spędziła na poszukiwaniu informacji, które poświadczyłyby o jego niewinności przed władzami Wizengamotu. Chciała jak najlepiej wykorzystać nieobecność Ogdena, wierząc, że to jedyna okazja na powstrzymanie go od aresztowania Blacka.

Cała trudność polegała jednak na tym, że kiedy poznała już spis jego zaklęć i niemalże nauczyła się go na pamięć, uświadomiła sobie, że nie jest w stanie nic zrobić. Zaaranżowanie przez Syriusza scenariusza, w którym przedstawiłby Wizengamotowi wersję napaści było zbyt ryzykowne. Takie przedsięwzięcie wymagało przesłuchań, świadków i wiarygodnego motywu śmierciożerców. Amelia czuła, że pogrąża się w sprawie, z której nie ma dobrego wyjścia.

— Panno Bones? — napłynęło do niej ciche, schrypnięte pytanie. — Minister Crouch prosi panią do swojego gabinetu.

Uniosła powoli wzrok, dostrzegając nad sobą parę wąskich, kaprawych oczu, które świdrowały ją nieufnie znad trzymanego oburącz kodeksu. Od razu rozpoznała w nich jednego z asystentów Croucha. Mężczyzna spojrzał na nią ze zniecierpliwieniem i kiwnął głową w kierunku gabinetu, dając do zrozumienia, by podążyła za nim.

Przełknęła ciężko ślinę. Tak niespodziewane wezwanie mogło zwiastować wyłącznie kłopoty.

— Jasne — odpowiedziała słabo i podniosła się z fotela.

Całą drogę do gabinetu Croucha przeszła, powłócząc nogami miękkimi jak wata. Co, jeśli minister dowiedział się o zafałszowanych raportach? Przecież istniało prawdopodobieństwo — i to całkiem spore — że jego sekretarze porównali je z wykazem zaklęć aurorów, co w moment demaskowało całą jej intrygę. A ona naiwnie myślała, że posiada jedyną kopię... Wyrzucą ją, wytoczą proces o spisek, potem wtrącą do Azkabanu, a świat ześle Apokalipsę. Sceny te przesunęły się jej przed oczami z takim realizmem, jakby oglądała wspomnienie z myślodsiewni.

— Proszę usiąść, panno Bones — polecił jej sucho Bartemiusz Crouch, wskazując na fotel przed biurkiem. — Herbaty? Wody? — dopytał szorstko, przypatrując się uważnie jej pobladłej z przerażenia twarzy.

Pokręciła nerwowo głową i utkwiła w nim wyczekujące spojrzenie. Ani myślała cokolwiek od niego przyjmować. Dwa lata pracy w Ministerstwie Magii wystarczająco dobrze wpoiły jej zasady obchodzenia się z Crouchem. Jeżeli minister zwracał się do asystentów z propozycją napoju, to albo był to wyraz czysto udawanej kurtuazji, albo chęć uzyskania informacji za pomocą Veritaserum.

— Chciałbym poruszyć temat pani ostatniego raportu. Tego na temat aurorów.

Serce łupnęło jej w klatce tak mocno, że ledwie usłyszała, co do niej mówi. Tymczasem Crouch, jak gdyby nigdy nic, wnikliwie wertował każdą stronę napisanego przez nią raportu.

— Moim zdaniem zostały przez panią przygotowane poprawnie, natomiast... — urwał, zatrzymując wzrok tuż przy końcu dokumentu, gdzie we wnioskach podsumowujących przemyciła opinię, w myśl której żaden z aurorów w ostatnim czasie nie podjął się podejrzanej aktywności poza godzinami pracy.

Od nadmiaru emocji kręciło jej się w głowie.

— ...Chciałbym zlecić pani kilka nowych.

— Oczywiście — przytaknęła nieco nader skwapliwie i pokiwała głową. — Na jaki temat?

— Tutaj pani rozpisałem. — Crouch podsunął jej listę, którą od razu porwała w dłonie i przystawiła sobie pod nos.

Amelia nigdy wcześniej nie odetchnęła z taką ulgą, jak teraz, gdy przewertowała wzrokiem szereg nieznanych jej nazwisk. Nie było na niej żadnych aurorów ani osób bezpośrednio związanych z Zakonem. Crouch o niczym się nie dowiedział.

Coś się kończy, coś się zaczyna • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz