Rozdział dwudziesty pierwszy

1.1K 113 735
                                    

Ogden stanął w pół kroku pomiędzy komodą a drzwiami, wysuniętą stopą zabarykadował przejście. Amelia przylgnęła ciasno plecami do ściany, prawym bokiem przywarła do komody, która zdradziła jej obecność w gabinecie. Sztab śmierciożerców wysypał się na korytarz — gorączkowo i w pośpiechu, z nasuniętymi na twarze maskami i rozświetlonymi różdżkami jak przymierzająca się do ataku armia.

Armia Voldemorta, która dzisiejszej nocy postanowiła dokończyć jego dzieła.

Gdy cisza korytarza stłumiła ostatni, niosący się echem stukot pięt bijących o posadzkę, Ogden odwrócił się do niej twarzą i szepnął:

Persona revelare.

Otoczył ją obłok gęstej pary, mroźny oddech rozpływającej się po ciele magii. Zaklęcie otuliło ją, musnęło odsłoniętą skórę twarzy i szyi, ściągnęło cienką warstewkę zaklęcia maskującego.

Pozbawiona zaklęcia kameleona, poczuła się bezbronna. Odsłonięta i obnażona, jakby stała przed nim zupełnie naga.

— Nie nauczył nikt pani, panno Bones, że nieładnie jest podsłuchiwać?

Amelia milczała z półotwartymi ustami, łapała niemrawe wdechy przez rozchylone usta. Głęboki strach spowił jej oczy mgłą, zawładnął ciałem, wyciszył ostatnie impulsy chłodnych, logicznych myśli. Zwinięta w pięść dłoń zacisnęła się na różdżce tak bezrefleksyjnie, jakby nagle wyparła z pamięci jej istnienie.

— Pięknie się podłożyłaś — westchnął Ogden z obrzydliwie przejaskrawionym, teatralnym zachwytem. — Ale skoro już tu przyszłaś — urwał, wycelował różdżką w drzwi i zatrzasnął je, aż skrzypnęły zawiasy — i wiesz, co się zaraz dokona. Czego Czarny Pan dokona. — Ponownie urwał i okręcił różdżkę w palcach. — To może uświadomię cię, że wcale nie jesteś taka sprytna, za jaką chciałabyś uchodzić.

W nagłym przypływie adrenaliny uniosła ociężałą dłoń i wyszeptała formułę zaklęcia rozbrajającego. Ogden przeciął nadlatujący ku niemu strumień światła i wytrącił jej różdżkę z ręki, przechwytując ją i wsuwając w kieszeń szaty.

— Nie chcesz wysłuchać, co mam ci do powiedzenia?

— Mów — zachrypiała zimno, zadzierając wysoko głowę, wytrzymując jego triumfalne spojrzenie, wiedząc, że tylko w ten sposób pragnęłaby zginąć: dumna, odważna i wyprostowana, z butnym spojrzeniem utkwionym w oczach swojego oprawcy, tak żeby zapamiętał ją do końca życia.

— Naprawdę myślałaś, że w Ministerstwie można tak zwyczajnie zakraść się do archiwum i podmienić czyjś rejestr?

Ogden oddalił się od niej o trzy stopy, odwrócił do okna.

Przez głowę przemknęła jej myśl, że byłby to doskonały moment na ucieczkę, ale Ogden wyciągnął ostrzegawczo różdżkę, jakby już się spodziewał jej następnego kroku, tym samym dając do zrozumienia, że jakiekolwiek próby ucieczki spełzłyby teraz na niczym. Z trudem przełknęła bezkształtną masę, która zlepiła jej gardło. Bez różdżki nie miała żadnych szans.

— Jesteś naprawdę naiwna, jeżeli wydawało ci się, że się nie zorientuję. Od razu cię sprawdziłem. Już od tamtego momentu podejrzewałem, że pracujesz dla Dumbledore'a. Dobitnie mnie w tym utwierdziłaś, kiedy zleciłem ci raporty na temat członków tej waszej tajnej organizacji. Wyglądałaś, jakbyś miała zemdleć.

Ogden przestąpił z nogi na nogę i powolnym krokiem, z wyciągniętą przed siebie różdżką, pomknął w jej stronę.

— Ale ty je napisałaś perfekcyjnie. Odrobiłaś za mnie pracę domową, ot wysłałem raporty Crouchowi i problem Zakonu rozwiązał się sam. I wiesz, co cię zdradziło?

Coś się kończy, coś się zaczyna • Syriusz BlackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz