Rozdział 9

17 4 0
                                    

Pukanie do drzwi jak zwykle było pewne, mocne. Trzy razy – tak jak zawsze. Yeong otworzył po dokładnie 7 sekundach – tyle zajmowało przejście z salonu do drzwi wejściowych. Bez słowa wpuścił go do środka, a sin-Jae wszedł, zdejmując buty. Położył je przy drzwiach i poszedł do lodówki, wyjmując z niej dwa piwa. Rzucił jedno kapitanowi, a drugie otwozył sam. Coś przeczuwał, że nie zniosą tej rozmowy na trzeźwo.

Parę sekund siedzieli w ciszy, poijajać swoje napoje, tak jak wtedy, kiedy obaj pracowali i tylko co jakiś czas wymieniali parę zdań. Tylko teraz było inaczej. Tamta cisza była inna. Kang westchnął, wiedząc, że będzie musiał być pierwszym, który poruszy ten temat.

- No więc? O co...

Dźwięk telefonu przerwał mu w połowie słowa. Obaj zmarszczyli lekko brwi, wpatrując się w komurkę Yeonga, która wibrowała na stole. Nieznany numer. Jo wziął ją niepewnie i odebrał, przykładając do ucha, po czym jego oczy rozszerzyły się w zaskoczeniu?

- Wasza wysokość?

Sin-Jae warknął. Tak jak się spodziewał, kiedy tylko mężczyźni zakończyli połączenie, Yeong poderwał się i chwycił kurtkę, niemal biegnąc do drzwi. No jasne, jak zwykle posłuchny, na każde skinienie i zawołanie „Jego Wysokości".

Wysiedli z samochodu i Jo biegiem ruszył w stronę postaci stojącej pod szpitalem. Kang został trochę z tyłu, ociągając się dosyć ewidentnie. Nie ukrywał swojej złości i pogardy, jaką czuł do mężczyzny przed nim, do mężczyzny, który tak bardzo wykorzystywał swojego najlepszego przyjaciela. Widział czyste uwielbienie w oczach Yeonga, który wprost nie mógł oderwać wzroku od Króla.
- Zgaduję, że wybrałem dobry rok. Zestarzeliście się trochę. - ten pewny siebie, wyćwiczony uśmieszek pojawił się na ustach Gona, kiedy zauważył ich.

- Teraz nawet podróżujesz w czasie? - mruknął zgryźliwie detektyw, wkładając ręce do kieszeni i patrząc się nieprzyjemnie na Lee.

- Całe szczęście, że nic ci nie jest. - uśmiechnał się ciepło Yeong i Sin-Jae zdał sobie sprawę, że to najcieplejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widział na ustach drugiego mężczyzny. Tuż po tym jednak profesjonalizm wziął górę nad uczuciami i Jo zaraportował ostatnie wydarzenia. - Znalazłem Song Jeong-Hye. Detektyw Kong sporo mi pomógł.

Posłali sobie przeiągłe spojrzenie, patrząc na siebie sekundę dłużej niż to było potrzebne, co nie umnęło uwadze Jego Wysokości. Król, który całe życie spędził z Yeongiem teraz widział delikatne zmiany w jego zachwoaniu i nie mógł powiedzieć, że się nie cieszył.

- Zgaduję, że jestem ci winien dług. Bardzo ci dziękuję. - powiedział, zaplatając ręce za plecami i skłaniając głowę w stronę detektywa. Widział jednak mocną niechęć mężczyzny do jego osoby i zaczął się zastanawiać nad jej przyczyną. Czy coś się wydarzyło przez ten czas, kiedy go nie było?

- Więc spłać go. Odpłać mi się za jedzenie i podwózkę. - powiedział zimno Kang, patrząc prosto na króla bez mrugnięcia. Kątem oka zauważył, że Yeong wpatruje się w niego i parsknął śmiechem w duchu, przypominając sobie sytuacje, kiedy pierwszy raz został prawie przez niego zabity, za złe odezwanie się do Jego Wysokości.

- Co chciałbyś otrzymać? - spytał spokojnie Gon. Przyzwyczaił się już do tego, jak wszyscy go tutaj trakują i nie mógł zaprzeczyć, że tęsknił za tym.

- Twoje życie.

Zapadła cisza. Oczy Yeonga rozszerzyły się ze zdziwienia. Wiedział, że procedura nakazuję, żeby w tym momencie wyjął pistolet, przyłożył go do głowy detektywa dając pierwsze ostrzeżenie... Ale jego rece były jak z ołowiu. Nie mógł się ruszyć. Jego myśli wirowały w głowie jak szalone, a on nie mógł w to uwierzyć. Król jednak tylko uśmiechnął się, w myślach notując reakcje swojego kapitana straży.
- Zgaduję, że spotkałeś już Lee Lima. Zgaduję, że użył twoich matek. Powiedział ci, żebyś mnie zabił? - spytał spokojnie.

- Zginiesz dla mnie? Byłoby najlepiej jakbyś zginął we własnym świecie. - kontynuował Sin-Jae z ledwo ukrywaną wściekłością i nienawiścią w głosie. A więc to tak musiał czuć się Yeong, kiedy Tae-Eul do niego zadzwoniła? Przesrane.

- Zabicie króla może być trudne. - zaśmiał się cicho Lee, co jeszcze bardziej rozwścieczyło Kanga. Jo wpatrywał się to w jednego , to w drugiego, starając się odkryć grę w którą grają. - Łatwiejsze będzie zabicie kogoś niezindtyfikowanego.

Świat Yeonga zamarł. Czy to oznaczało... Z przerażeniem spojrzał na króla. Jeśli wróciliby do Królestwa Korei i Sin-Jae zacząłby zagrażać królowi, to on musiałby go...

- Miałbyś sporo żałobników na swoim pogrzebie. - podpuszczał ich dalej Kang, wpatrując się w oczy króla, jakby nie zauważając przerażonego spojrzenia Jo. - Zadzwoń, kiedy będziesz wyjeżdżał. - mruknął na odchodne i spojrzał na Yeonga, kiedy obracał się, żeby odejść. Jego smutne oczy błyszczały teraz strachem i Kang nie miał pojęcia czy to na myśl o wizji, w której Król ginie czy w której Kapitan Królewskiej Straży musi zabić jego – niezidentyfikowanego mężczyznę, który grozi najważniejszej osobie w całym kraju.

- Wasza wysokość. - zaczał z dobrze ukrywanym przerażeniem i zaskoczeniem Yeong, ale Gon szybko mu przerwał, zmieniając temat.

- Co z Song Jeong-Hye? - odchodzący już Kang parsknął śmiechem. „No tak" - pomyślał „Bo na co komu <Jak tam u ciebie>"


The King: Eternal MonarchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz