Rozdział 12

17 3 0
                                    

Wbrew pozorom, złapanie Lee Lima nie było takie trudne. Mężczyzna był wyraźnie osłabiony, pot skraplał się na jego czole i kaszlał krwią, więc widać było, że ktoś już wcześniej go otruł. Yeong klęczał, zawiązując na jego ranie prowizoryczny bandaż, tylko, żeby ten się nie wykrwawił, a Kang cały czas celował w niego swoim glockiem. Wszystko było gotowe.

Kiedy Yeong wrócił biegiem do lasu bambusowego Kang niemal odetchnął z ulgą. Dobrze, przynajmniej będzie mógł zobaczyć go po raz ostatni, pożegnać się... Ale to, że nie dał rady otworzyć przejścia oznaczało, że wystąpiły jakieś komplikacje. Że coś jest nie w porządku.

- wasza dwójka, zaczekajcie tu. - Odezwał się Król, chwytając swój kawałek fletu. Pogoda zmieniła się, a za nimi otworzyła się brama.

Szczerze mówiąc Kang właściwie nie słuchał rozmowy Lee Lima i Króla, zbyt skupiony na patrzeniu się na mężczyznę obok niego. Dopiero jego głos wyrwał go z otępienia.

- Zostanę i pójdę z nim.

Domyślił się o co chodzi – w końcu był detektywem i nawet bez specjalnego słuchania był w stanie zorientować się w rozmowie. Wiedział też jednak, jakie konsekwencje może mieć bycie w innym świecie, kiedy Król zamknie przejście. Nie mógł na to pozwolić, po prostu nie mógł.

- Nie, ja pójdę. - Yeong spojrzał na niego z lekkim szokiem wymalowanym w spojrzeniu. Sin-Jae uniósł głowę i niezauważalnie przełknął ślinę. - Muszę po prostu tam wejść z tym dupkiem, tak?

Upewnił się, wzmacniając uścisk na pistolecie.

- Wasza wysokość, pozbędę się zdrajcy własnymi rękoma. - nalegał Yeong, patrząc się błagalnie na Króla i próbując go przekonać. Wszystko, byleby nie pozwolić Sin-Jae być w tamtym świecie, kiedy dojdzie do zamknięcia przejścia. Zacisnął dłonie w pięści, z całych sił modląc się, żeby jego prośba została wysłuchana. Detektyw jednak spojrzał na niego wściekły.

- Mówiłem ci to wiele razy. - spojrzeli na siebie, obaj będąc w stanie wyczytać wszystkie myśli z oczu. Slowa Sin-Jae brzmiały twardo i ostro mimo troski, która wręcz wylewała się z jego spojrzenia. - Odwal się i idź do swojego własnego świata. Daj mi ten kawałkiek. Kiedy powinienem iść? - zwrócił się do Króla, ale nagłe szarpnięcie sparwiło, że znowu obrócił głowę w stronę Kapitana.

- To też twój świat. - wysyczał Jo.

Nie rozumiał. Zawsze to on był tym, który się poświęcał, tym, który chodził w najbardziej niebezpieczne miejsca, który wystawiał się na kulki i ciosy zamiast swojego Króla, mężczyzny, któego kochał. A teraz? Była osob, która chciała się za niego poświęcił i on tego po prostu nie rozumiał. Wiedział, że Sin-Jae wyczytał to w jego spojrzeniu, bo tylko westchnął i ułożył dłonie na tych jego, które trzymały mocno jego ramiona.

- Zrozum – wyszeptał, patrząc mu w oczy. - Nie muisz być zawsze tym, który się poświęca.

Teraz Yeong już się nie wahał. W końcu i tak oboje zginął, a jeśli nie, to przynajmniej zapomną.

Pocałunek, jaki złożył na ustach Sin-Jae smakował desperacją i bezsilnością.


No więc mamy, pierwsza, jedyna i ostatnia scena pocałunku! Zbliżamy się do końca, drodzy państwo! (Czuję się jakbym pisała sama do siebie, bo pewnie i tak nikt tego nie przeczyta :D)

The King: Eternal MonarchOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz