𝚇𝚇𝚇

1.1K 73 19
                                    

Patrzyłam prosto w oczy Cezara, a moje serce zabiło szybciej. Byłam dobra w podejmowaniu głupich i spontanicznych decyzji. Zwłaszcza z gatunku tych, które mógłby trwale zniszczyć uczucie łączące dwie osoby. Jednak nie mam czasu, by trącić go na to, by się bać. Tak naprawdę ryzyko, że umrę przed trzydziestką, jest o dwadzieścia procent większe niż u innych. Dożycie czterdziestki jest o pięćdziesiąt procent mniej prawdopodobne. A dożycie pięćdziesiątki będzie cholernym cudem. Dlatego nie mam czasu. Muszę żyć tym, co tu i teraz, bo jutro już może mnie tutaj nie być. Postrzał i wszystko, co z nim związane dobitnie mi to uświadomiło. Powinno się dla mnie liczyć tylko to, co tu i teraz.

Podeszłam do mentalnego tak, że dzieliły nas centymetry. Położyłam jedną dłoń na jego karku, a drugą oparłam na jego klatce piersiowej dzięki czemu czułam jak i jego serce przyspiesza. Powoli zbliżyłam swoje usta do jego i je połączyłam. Cezar bez chwili namysłu oddał mój pocałunek, który raczej nie był dla niego zdziwieniem. Dałam mu czas, by mógł się odsunąć. Jednak on tego nie zrobił.

- Octavio. - Mentalny przerwał nasz pocałunek, a ja otworzyłam oczy oczakujac na to ci zamierza mi powiedzieć. - Wyjedziesz ze mną? Mogłabyś pomoc tylu osobą... A poza tym nie chce wyjeżdżać bez ciebie.

- Chce z tobą wyjechać.

Nie miałam pojęcia czy to, co nas łączy można nazywać miłością. Było między nami pewne przyciąganie. Czułem, że się dogadujemy i szybko staliśmy się sobie bliżsi. Dlatego chciałam spróbować. A jest to nie będzie to, przynajmniej mam szanse wyrwania się stąd i znalezienia czegoś, co mogłabym robić w życiu.

Mentalny ponownie połączył nasze usta. Wkładałam w ten pocałunek wszystkie emocje, które odczuwałam. I muszę przyznać, że było idealnie. Do momentu, kiedy drzwi do pokoju się otworzyły. Obróciłam gwałtownie głowę w tamtą stronę i zobaczyłam swojego ojca. Tylko co on tutaj kurwa robi?

- Poczekam na ciebie w jadalni. - Oświadczył i wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

- Ten to ma wyczucie czasu. - Stwierdził Cezar, odrywając się ode mnie. Podszedł do krzesła, na którym wcześniej powiesił koszule i ją na siebie ubrał.

- W tej rodzinie wszyscy je mają. - Warkłam i zabrałam z łóżka swoją koszulkę, która szybko na siebie zarzuciłam. - Wybacz, nie przypuszczałam, że wróci tak szybko. A na pewno nie, że akurat teraz.

- Spoko. Najwyżej stracę robotę. - Wzruszył ramionami, a ja zaśmiałam się lekko.

- Dobra idę, spytać czego chciał. - Oświadczyłam i wyszłam z pokoju.

Pokonałam długi korytarz, by znaleźć się w kuchni. Nie ukrywam, że jestem wkurzona. On naprawdę nie miał, kiedy przyjść tylko akurat w takim momencie. Miejmy nadzieję, że to po co przyszedł, jest chociaż ważne. Weszłam do jadalni, gdzie zastałam ojca pijącego whiskey.

- Co się takiego stało? - Spytałam, czym zwróciłam na siebie jego uwagę.

- Chciałem spytać gdzie twój brat, którego miałaś pilnować. - Oświadczył a ja tak naprawdę dopięto teraz, przypomniałam sobie o Kalipso.

- Jest u jakiegoś kolegi. - Poinformowałam go i dopiero kiedy powiedziałam to na głos, uświadomiłam sobie jak źle to brzmi. U jakiegoś kolegi. Po prostu siostra roku. - Jak chcesz coś powiedzieć, to po prostu to zrób. - Poprosiła, nie chcąc czeka aż łaskawie się na to zbierze.

- Nie spodziewałem się, że lepiej przypilnujesz brata. - Przyznał pewnie zgodnie z prawdą. - A co do tego przed chwilą wybacz. Powinienem zapukać, jednak nie spodziewałem się zastać czegoś takiego.

- Jednak wbrew temu, co wydaje się twojemu ojcu, ktoś może mnie chcieć. Szok, niedowierzanie, zaskoczenie i co jeszcze?

- Nie o to chodzi. Chodzi o to, że nie spodziewałem się, że zechcesz się z kimś związać. Zawsze wydawałaś mi się niechętna, jeśli chodzi o te tematy.

- Słabo mnie znasz tato. I tylko dlatego masz takie zdanie. - Oświadczyłam, a ten wziął łyka alkoholu. - Za jakie czas wyjadę. - Poinformowałam go, spodziewając się jego irytacji.

- Masz rację. Jestem chujowy ojcem i nigdy tego nie zmienię. - Przyznał, czym kompletnie mnie zaskoczył. - Słabo znam ciebie i twoich braci i nigdy nie miałem dla was czasu. Dokonywałem za was wyborów, bo wierzyłem, że wybiorę lepiej niż wy. Tacy ludzie jak ja nie powinni decydować się na dzieci. - Westchnął cicho, przyglądając się whiskey tak jakby spodziewał się, że ktoś może go otruć. - Kiedy żyła Twoja matka było lepiej. Jednak ja bez niej jestem beznadziejny. Nie umiałem obronić cię przed własnym ojcem i nie umiałem być wsparciem. Może gdybym cię wysłuchał i spróbował dojść z tobą do porozumienia, to wszystko potoczyłoby się inaczej. - Stwierdził, dopijając alkohol. - Jednak teraz już wiem, że na pewne rzeczy jest znacznie zbyt późno. Wiem, że nie zatrzymałem cię, kiedy wyjeżdżałaś do szkoły wojskowej i teraz też cię nie zatrzymam. Mogę już tylko liczyć na to, że będziesz szczęśliwa.

Spojrzałam na niego, będąc w głębokim szoku. Chyba nigdy nie powiedział nic tak szczerego i prawdziwego. Przyznał się do tego, że sobie nie radzi. A bądźmy szczerze, w tej rodzinie rozmowy są największym problemem. Nie rozmawiamy w ogóle, a jeśli już zaczniemy to za cholere, nam to nie wychodzi. Kłócimy się i chcemy zostać wysłuchani jednak my sami nigdy nie słuchamy.

- Ja też nie poradziłam sobie ze śmiercią mamy. Minęło pięć lat, a ja nadal nie dopuszczam do sobie myśli, że jej już nie ma. - Przyznałam zgodnie z prawdą. - I pewnie nigdy sobie z tym nie poradzę.

- Zniszczyłem tę rodzinę. - Stwierdził, a ja spojrzałam na niego łagodnie.

- Nie ty. Zrobił to Nired. Chociaż pewnie wszyscy jesteśmy po równo winni. Puki mama żyła, jeszcze jakoś nas jednoczyła. Jednak teraz wszyscy wydajemy się sobie obcy. - Stwierdziłam, a mój ojciec skinął głową.

- Teraz już wiem, że siła was przy sobie nie zatrzymam. Jak bardzo bym tego nie chciał. Nie popisałem się wcześniej i teraz już tego nie naprawie. - Westchnął cicho, odkładając szklankę na blat. - Mam tylko nadzieję, że Twoje życie ułoży się lepiej niż moje.

- Pamiętaj, że nie jesteś jeszcze taki stary. Chyba powinieneś wreszcie się pozbierać po śmierci mamy i ruszyć do przodu. Bo na razie tkwisz w miejscu i stajesz się coraz bardziej nieszczęśliwy.

- Kochałem ją tak bardzo, że nigdy nie będę w stanie przestać. I na nikogo już nigdy nie spojrzę tak jak na nią. I wiem, że jeśli teraz na nas patrzy, to jest zawiedziona tym, że tak bardzo was zawiodłem.

- Chciałabym, żeby ktoś kiedyś pokochał mnie tak mocno, jak ty kochasz mamę.

- Też bym tego chciał. Żeby ktoś zaopiekował się tobą, tak jak ja nie potrafiłem. Kocham cię Octavia.

- Ja ciebie też kocham tato. Szkoda tylko, że tak się to potoczyło. - To nie było kłamstwo. Mimo że po tym wszystkim wydawało się to głupie nadal go kochałam. Chociaż była to miłość trudna i daleka od ideału.

Opuściłam kuchnie, czując, że powiedziałam ojcu wszystko, to co musieliśmy sobie powiedzieć. Teraz już wszystko jest jasne.

Na granicy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz