𝚇𝚇𝚇𝙸

1.4K 75 8
                                        

Czas mijał nieubłaganie. Czułam się coraz lepiej, a moje wilcze wcielenie odzyskiwało sprawność. Ciocia Neli oświadczyła, że nie ma przeciwwskazań przed moim wyjazdem. Dlatego zaczęłam się pakować. Spędzałam z Cezarem sporo czasu. I mogę stwierdzić, że jest między nami coś co, stopniowo zmienia się w coś naprawdę poważnego. Co naprawdę mnie cieszyło. W końcu, kiedy wyjedziemy, zostanie mi tylko on. Chociaż nawet, teraz kiedy tutaj jestem, czuję się nieco samotna. Ojciec nie rozmawiał ze mną od pamiętnej rozmowy w jadalni. Heron był zabiegany przez masę obowiązków. A z Kalipso nigdy nie byłam najbliżej. A z dziadkami to już w ogóle.

Cezar był zajęty załatwieniem ostatnich spraw przed wyjazdem. Więc ten dzień był wyjątkowo nudny. Może też dlatego podjęłam tak szaloną decyzję. Udałam się do miejsca, którego w życiu nie pomyślałabym, że jeszcze odwiedzę. Stanęłam przed marmurową płytą i przejechałam palcami po wyrytym na niej napisie.

Elajna Moor

Na zawsze pozostanie w naszych sercach i pamięci jako silna kobieta, wspaniała królowa oraz kochająca matka i żona.

Patrzyła ślepo na płytę, nawet nie do końca wiedząc po co tutaj przyszłam. Jest już za późno na wielkie słowa miłości i przeprosiny. Jej już nie ma i nigdy nie wróci. A ja nawet patrząc na jej grób, nie mogę w to uwierzyć.

- Nie wiem co mnie bardziej dziwi. To, że przyszłaś czy to, że uroniłaś łzę. - Stwierdził Kalipso, który stanął obok mnie.

- Nie ważne co ci się wydaje. Kochałam ją bardzo mocno i tęsknię jak jasna cholera. I nigdy nie uda mi się z tym pogodzić. - Stwierdziłam, wciskając dłonie do kieszeni płaszcza.

- Na pogrzebie stałaś z boku i byłaś, jakby cię nie było. - Stwierdził zgodnie z prawdą. Miał wtedy tylko dziesięć lat i nadal nie wszystko rozumie.

- Stałam i starałam się wyprzeć, to co się dzieje. Chciałam żyć jakby, mama nigdy nie umarła. Dlatego stałam wmawiając sobie, że to tylko zły sen i zaraz się obudzę. Nie obudziłam się. - Zauważyłam, jakby to wcale nie było oczywiste. - Ostatnio zebrało mi się na szczere rozmowy. - Przyznałam, przenosząc wzrok na brata. - Dlatego powiem po prostu, że byłam beznadziejną siostrą. I już nigdy nie zdołam tego naprawić.

- Ta rodzina w ogóle jest jakaś nie taka. Nie tylko ty zjebałaś - Rzucił, a ja nie za bardzo wiedziałam jak to przyjąć. - Po prostu czegoś brakło. Czegoś, co uczyniłoby nas rodziną. Mama puki żyła częściowo to wnosiła jednak kiedy umarła...

- Wiem Kalipso. - Starałam, pojedynczą łzę, która spłynęła po moim policzku. - I mam tylko nadzieję, że osobno znajdziemy to szczęście.

- Bo nawzajem tylko się ranimy i wykańczamy. Zwłaszcza ten stary skurwiel. - Stwierdził, a ja zaśmiałam się lekko. Co było pewnie niestosowne, zwarzywszy na to gdzie się znjdowaliśmy.

- Czemu gadacie o Niredzie? - Spytał, Heron stając za nami.

- Gadamy o tym, jak bardzo rozjebał te rodzinę. - Oświadczyłam, a mój starszy brat westchnął cicho.

- A możemy raz w życiu powspominać tylko te dobre chwile w naszym życiu? - Zaproponował, a ja skinęłam głową tak samo jak Kalipso. - Nie ma tego dużo. - Stwierdził z wyczuwalny bólem.

- I wszystko z czasów, kiedy mama żyła. - Dodałam, spoglądając na grób. - Z wszystkich ludzi to akurat musiała być ona.

- Była żołnierzem i tak zginęła. - Podsumował Kalipso, a ja musiałam przyznać mu rację. - Jeśli miała umrzeć to tylko tak.

- Życie w tym domu jest niemożliwe. - Oświadczyłam, spoglądając na braci. - Dlatego muszę odejść. Nie jestem tutaj szczęśliwa. To znaczy... Kurwa jestem tak dobra w rozmowie, jak tata. Kocham was, ale nie potrafię być częścią tej rodziny. Jestem tutaj nieszczęśliwa.

- Ja też jestem tutaj nieszczęśliwy. - Przyznał Kalipso. - Wyjadę, kiedy skończę osiemnaście lat. Duszę się tutaj. I mam dosyć tego, że każdy mój krok jest oceniany.

- Ja się wyprowadzam. Jadę najpierw do stolicy wilkołaków, by najlepiej jak się da poznać ich prawo. Potem pojadę do stolicy wampirów i na koniec do stolicy mentalnych. Tak oficjalnie w ramach szkolenia. Nieoficjalnie muszę stąd wyjechać, bo oszaleje.

- Tyle było z rodziny Moor. - Podsumowałam, uśmiechając się gorzko. - To kiedyś musiało się stać. Tak samo, jak stało się to z tatą i jego siostrami.

- Tak po prostu musiało być i tyle. Nigdy nie byliśmy rodziną a bandą osób pełnych pretensji do siebie którzy nie potrafią ze sobą rozmawiać. - Stwierdził Heron. - Czasem się dogadujemy i możemy normalnie porozmawiać, ale to chyba jednak trochę za mało.

- Najlepsze pożegnanie w moim życiu. - Oświadczyłam, obdarzając ich lekkim uśmiechem. - Usłyszałam od braci, że nie jesteśmy rodziną a od ojca, że ta rodzina jest już skończona i nie ma co ratować. Po prostu aż zastanawiam się, czy nie zostać.

- Prędzej piekło pokryje się lodem, niż zgodzę się tutaj zostać. - Rzucił Kalipso i ruszył do wyjścia. - I powiedzmy, że też was kocham, ale jednocześnie nie mogę was znieść.

- Problem całej rodziny. - Stwierdził Heron. - A to była najbardziej szczera rozmowa w naszym życiu. Pierwsza i pewnie też ostatnia.

- Być może widzimy się po raz ostatni. - Wróciłam, na co mój starszy brat skrzywił się lekko.

- Jesteśmy nieśmiertelni. Nie posuwał bym się z tym wszystkim aż tak daleko. - Oświadczył, a ja chyba powinnam zauważyć, że mój czas jest ograniczony. Jednak z jakiegoś powodu nie chciałam tego robić. . - Chodźmy stąd, zanim ta rozmowa nie posunęła się zbyt daleko. Wolałabym nie bawić się w godzenie i wielkie zjednoczenie na cmentarzu. Jeśli ktoś nas widział i słyszał to i tak już pewnie ma o nas nieprzychylne zdanie.

- Uważaj, bo zacznę się przejmować zdaniem innych. Pierwszy raz od dwudziestu lat. - Rzuciłam i skierowałam się do wyjścia. - Chyba będę za wami tęsknić. I chyba jeszcze powinnam wam życzyć szczęścia. Na które każde z nas zasługuje.

- Nawzajem siostrzyczko. - Odpowiedzieli mi jednocześnie bracia.

Opuściłam cmentarz i ruszyłam w stronę domu. Nienawidziłam takich miejsc i byłam kompletnie bez humoru. To był okropny dzień i szczerze chciałam już tylko wyjechać. Przeprowadzanie szczerych rozmów nigdy nie było moją mocną stroną. Więc to, co dzisiaj zrobiłam przerosło moje możliwości. I może nie była to najpiękniejsza i najbardziej wzruszająca rozmowa pożegnalna, ale była bez wątpienia najlepsza i najbardziej szczerą rozmową, jaka odbyłam z braćmi.

Zdołałam pogodzić się z pewnymi rzeczami. Takimi jak to, że pewnie nigdy nie będę mieć normalnej rodziny. Czy to, że być może żegnam jej część już na zawsze. I któregoś dnia miniemy się na ulicy jak całkiem obce sobie osoby. Bo tak naprawdę nigdy nie będziemy w stanie zbudować niczego normalnego, a jedyne co nam pozostaje to się z tym pogodzić.

Na granicy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz