8. pięć minut

207 23 0
                                    

Ashton westchnął i zrezygnowany spojrzał kolejny raz na zegarek. Niepotrzebnie go kupował. Zachciało mu się znać dokładny czas zawsze i wszędzie, a teraz mógł sobie pluć w twarz, bo czekanie i wiedza o tym, ile ono trwa, doprowadzało go do szału.

Oparł się placami o ścianę w korytarzu i przymknął zaspane oczy, odganiając od siebie pesymistyczne myśli przez wspomnienie wczorajszego wieczoru. Uśmiech sam cisnął mu się na usta, kiedy myślał o Tiffany, która wywarła na nim takie pierwsze wrażenie, że aż zabolało, a potem to niby przypadkowe spotkanie w wesołym miasteczku, które zapowiadało się katastrofą, a skończyło się dość pomyślnie.

Harry wyszedł ze swojego pokoju z roztrzepanymi włosami na wszystkie strony, ziewając głośno i wcale nie fatygując się z zakryciem buzi, jak każą dobre maniery.

-Łazienka zajęta?- zapytał, spostrzegając przez szybkę w drzwiach, że światło w środku jest zapalone.

-Nie sądziłeś chyba, że czekałbym pod drzwiami, jeśli byłaby pusta, co nie?- Roześmiał się Ashton, widząc niezadowoloną minę brata. –Lauren, długo jeszcze? Dłużej nie wytrzymam.- Zapukał kilka razy w drzwi.

-Pięć minut!- usłyszał przytłumiony głos siostry.

-Mówiłaś to dziesięć minut temu!- oburzył się i pociągnął za klamkę, chcąc wykurzyć Lauren z łazienki po dobroci lub siłą, wszystko jedno. Niestety były zamknięte na zasuwkę od środka. –Nie masz jakiejś szkoły czy coś? Spóźnisz się z takimi ruchami- dodał jeszcze niezadowolony.

Drzwi się lekko uchyliły i głowa Lauren lekko wystawała przez szparę.

-Po pierwsze- pokazała jeden palec chłopakom- dziś jest sobota, nie ma szkoły. Po drugie, chyba należy mi się odrobina przyjemności po wczorajszym stresującym dniu. I po trzecie przyzwyczajaj się, bo Tiffany też pewnie spędza w łazience tyle czasu albo nawet i dłużej, bo to kobieta- skończyła swoją mowę i z hukiem zatrzasnęła za sobą wejście.

-Zabiję ją kiedyś.- Ashton powiedział bardziej do siebie niż do matki, która pojawiła się w zasięgu jego wzroku ze skonsternowaną miną.

-Sam się o to prosiłeś- zaśmiała się, gdy już zrozumiała o co tyle hałasu.

-Ja?- Irwie wskazał dłonią na siebie, przecież to nie miało żadnego sensu.

-Tak.- Anne Marie wzruszyła ramionami. –Było jej nie kupować na jarmarku tego zestawu do makijażu i nie było by problemu. Nie wiesz, że trzeba go teraz przetestować?- zaśmiała się kolejny raz.

Ashton walnął się otwartą dłonią w czoło.

-W takim razie idę podlać fikusa- westchnął zrezygnowany i skierował się ku schodom.

-Ashtonie Flecher, ani się waż!- zagroziła jego matka, głosem niecierpiącym sprzeciwu.

Think like a woman || a.irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz