6. samoobrona

190 28 2
                                    

Kilka dni wolnego może być jak zbawienie, zwłaszcza, gdy mówimy o krótkim urlopie od pracy, która pochłania cię całego do reszty i na dodatek musisz robić dobrą minę do złej gry, uśmiechać się od ucha do ucha, mimo że w głowie nawiedza cię wizja, że dłużej tego nie wytrzymasz. Ot co, cały show biznes.

Wysłali chłopaków do rodzinnych domów, bo istnieje taki stereotyp, że to najlepszy sposób, by „naładować baterie”, ale to raczej tylko jednostronna opinia, bo zamiast spędzać czas z bliskimi, chłopcy wyskakują na całonocne imprezy ze znajomymi bądź nieznajomymi, częściej tymi drugimi, ale w sumie nieistotne. Mówię, stereotyp.

Ashtona podwiozła taksówka pod bramę posesji. Kierowca niechętnie podszedł do bagażnika, by wyciągnąć walizkę Irwina, którą wyrzucił nieostrożnie na beton. W tym momencie pożegnał się z pokaźną resztą, której „nie trzeba”.

Blondyn szybko znalazł się pod drzwiami i zaklął pod nosem, gdy zorientował się, że nie ma kluczy do drzwi w żadnej kieszeni spodni. Westchnął, zerkając na swój bagaż, bo nie było szans, by znalazł je w środku. Rzeczy tak po prostu się nie pojawiają, choćbyś nie wiem jak sobie tego życzył. I po drugie, nie ma możliwości, by Ashton Fletcher Irwin wziął ze sobą te potrzebne rzeczy i potem nie bluzgał na pół osiedla o swoim zapominalstwie.

Pewnie zastanawiasz się, czemu najzwyczajniej w świecie nie wcisnął dzwonka lub nie zapukał, prawda? To bardzo proste. Otóż zrobił to. Zapukał kilkanaście razy, zadzwonił jeszcze więcej razy, ale jak nie otwierali, tak nie otwierają dalej.

Mógł obstawiać jedynie, że jego mama jest w pracy, a rodzeństwo ma jeszcze zajęcia w szkole lub coś pozalekcyjnego, w końcu nie mogą usiedzieć spokojnie, jak ich starszy brat. Wszystko zostaje w rodzinie.

Chciał zadzwonić, ale jego telefon padł już w samolocie.

Jak pech to pech, niekończące się pasmo nieszczęść. Ktoś jeszcze to zna?

I wtedy właśnie pojawiają się niekonwencjonalne rozwiązania, błyskotliwe odpowiedzi czy coś w tym stylu. Wiele odkryć jest kwestią przypadku, dosłownie i sytuacji  Ashtona też o nim mówimy. Przypadkiem zauważył uchylone okno, które nie jeden raz sprawdzało się jako droga wymknięcia.

Wszedł zwinnie do środka, odsuwając zaporę w sposób, który zna tylko on. Pewnie dlatego jego matka nie wiedziała, że możliwe jest wymknięcie bez pozostawienia dowodów zbrodni, a tu proszę! Jednak wszystko jest możliwe.

Jego przypuszczenia się potwierdziły, nikogo w środku nie było.

Otworzył drzwi frontowe i wciągnął walizkę do środka, a następnie po schodach na górę, prosto do swojego pokoju.

Postanowił skorzystać z wolnej „chaty” i coś porobić. Zdecydowanie coś głośnego i szalonego. Wstępem do tego, cokolwiek wpadło mu do głowy, było sięgnięcie po parę pałeczek i granie na każdym możliwym meblu. Można uznać to za rozgrzewkę i jednocześnie irytujący nawyk Irwina.

Bycie wielkim artystą jest wyczerpujące i jego żołądek przypominał o swoim istnieniu. Nic dziwnego, w końcu miał też za sobą bardzo długą podróż i jakby słyszał syreni śpiew lodówki. Jak tu nie ulec? Najzwyczajniej w świecie się nie da, jednak nie dane mu było dotrzeć do wyznaczonego celu.

-Ashton? Ashton! Wróciłeś!- Lauren wychyliła się zza jakiejś brunetki i przycisnęła z powrotem do podłogi brata, który starał się z niej podnieść, co prawda z marnym skutkiem i jeszcze bardziej skwaszoną miną. –Przywiozłeś mi coś ładnego?

-Ashton Irwin? O mój Boże, przepraszam, myślałam, że jesteś jakimś włamywaczem- zaczęła się tłumaczyć dziewczyna, nadmiernie gestykulując. –Ja naprawdę nie chciałam, uh, Jezu... Bardzo cię boli?

-Worek z lodem byłby teraz bardzo pomocny, tak sądzę.

-Worek z lodem, tak, oczywiście! Już ci podaję- powiedziała spanikowana i zaczęła przeszukiwać zamrażalkę, aż nie wyciągnęła tego cholernego worka. –Proszę.- podała mu go.

Po jakimś czasie, gdy Ash był zdolny do czynów większych niż narzekanie na swoje życie i pecha, który nie może się od niego odczepić przez kilka ostatnich tygodni, zdążyli się przenieść do salonu. Dziewczyna, jak się później wyjaśniło, nowa opiekunka Lauren i Harry’ego, rumieniła się za każdym razem, kiedy jej wzrok przypadkiem zahaczył o to, o co było tak wiele hałasu.

-Więc… Chodziłaś na karate, jujitsu, aikido czy coś w ten deseń?

-To był tylko krótki kurs samoobrony- zaśmiała się głośno, gdy tak bardzo przecenił jej możliwości i nagle spoważniała. –Samotna kobieta powinna umieć się bronić- dodała, trzepiąc dłoń Irwina, która zawisła w powietrzu z niewiadomym celem.  

I weź tu bądź przy takiej niegrzeczny, Irwie… Lub grzeczny…

a/n niech to się w końcu opublikuje, I wish, nie pytajcie, uh

Think like a woman || a.irwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz