35. Atak

198 15 0
                                    

Siedzieliśmy tak na kanapie w ciszy do póki coś tego nie przerwało. A dokładniej kula. Która przeleciała tuż obok mojej głowy i utknęła w ścianie. Za oknem, jakieś 20 metrów od domku stało dwóch facetów wyposażonych po szyję w różne bronie. Zerwałam się z kanapy i zastawiłam drzwi szafką, i położyłam coś pod klamkę. Złapałam Mike'a za nadgarstek i pobiegłam z nim do sypialni. Szybko przypięłam sobie pas z bronią w tali i na udzie. Do tego schowałam nóż w bucie i wzięłam jeszcze jeden pistolet do ręki

- skąd masz tyle broni?

Zapytał a jego głos drżał

- bierz jedną butelkę wody i na mój znak pobiegniesz jak najdalej w las na północ, jasne?

Powiedziałam ignorując jego pytanie. Wyszłam z pokoju i wychodząc tylnym wyjściem wyszliśmy z chatki. Ja powoli przedostawałam się na przód chatki, a chłopak został z tyłu. W pewnej chwili poczułam ukłucie w szyi i znowu zaczęły się zawroty. Odwróciłam się jak najciszej tak żeby oprzeć się plecami o ścianę. Mike był wciąż w tym samym miejscu. Zacisnęłam oczy czując jak moją głowę wręcz rozsadza. Usłyszałam kroki. Pomimo bólu zmusiłam się do zrobieniu znaku, dzięki któremu Mike wiedział żeby już biec. Później byłoby tylko gorzej

Moje rozmyślenia przerwało mocne uderzenie w twarz które też mnie ostudziło. Zatoczyłam się trochę od siły uderzenia. Facet zabrał mi całą broń jaką miałam, oprócz z buta. Chciał uderzyć mnie jeszcze raz, ale zrobiłam unik. Następnie zaczęłam się z nim bić. Moje ruchy z każdego ciosu stawały się bardziej agresywne. Gościu zemdlał i już miałam go wykończyć gdy przyszedł jego kolega. Nacięłam gardło nożem nieprzytomnemu, żeby mieć pewność że się nie obudzi. Z furią w oczach podniosłam się. Uśmiech nie schodził mi z zakrwawionej twarzy

Mężczyzna rzucił się na mnie, lecz ja robiłam zwinne uniki, za każdym razem go kopiąc lub podcinając któreś ścięgna nożem. Facet zaczął opadać z sił, opadł na kolana. Wiedziałam, że jeżeli chcę pozbyć się zgromadzonej we mnie furii to to jest ostatni moment. Zrobiłam obrót, aby rozmach był większy podcinając mu gardło. Zebrałam swoją broń i tyle ich ile mi się zmieściło na pasie. Wzięłam z chatki wodę, apteczkę i dwa batony i ruszyłam truchtem na północ.

Krew ściekała z moich palców i ubrań. W większości nie moja. Pomimo mojej spektakularnej wygranej, początek był dość słaby, więc też jestem trochę obita

Po około 3 km doszłam do Mike'a, który zdyszany siedział pod drzewem, tak żeby nie było go widać. Niestety mu nie wyszło bo każdy głupi by go zobaczył gdy ma biało błękitną koszulkę

Gdy mnie zauważył aż odskoczył przerażony

- to... Twoja krew?

Zapytał a jego głos drżał. Jednak jego oczy... Takie spokojne. I opanowane... Nie dawały mi chwilowo spokoju

- co? Nie, oczywiście że nie. No trochę też. Ale większość jest ich

Mruknęłam i usiadłam na trawie metr od chłopaka. Ściągnęłam bluzę i przemyłam wszystkie dostępne rany i w razie potrzeby też je zszyłam

- pomóc ci?

Zapytał zauważając ranę na moich plecach

-. A potrafisz?

- napewno lepiej niż ty nie widząc i ledwo sięgając do rany

Powiedział siadając za mną i przybliżając do siebie apteczkę. Ściągnęłam koszulkę żeby ułatwić mu dostęp do rany. Przy okazji mniej więcej ją przemyłam, chłopak za to w tym czasie zaczął grzebać coś w tej ranie. Widać że amator

- to nie rana postrzałowa. Nie musisz w niej tak grzebać. Po prostu nałóż bandaż i po sprawie

- już już

Powiedział i poczułam że znowu coś przy niej robił. Zasyczałam cicho zagryzając wargę i zaciskając oczy. Chłopak zabandażował ranę, więc założyłam na siebie koszulkę

- przejdę się kawałek... niedługo wrócę

- jasne, za około godzinę idziemy dalej więc się streszczaj

Mruknęłam. Chwilę później zrobiło mi się wyjątkowo gorąco, a w głowie znów zaczęło kręcić. Oparłam się o drzewo starając nie stracić równowagi. Zamknęłam oczy i zacisnęłam powieki z całej siły ale nawet to teraz nie pomagało. Obróciłam się opierając plecami o drzewo, a rękoma ściskając głowę. Ból był na tyle nie do zniesienia, że już po chwili z moich ust wydobył się bardzo głośny krzyk. Trwał może 5 sekund, jednak był to na tyle głośny żeby spłoszyć zwierzęta z najbliższej odległości. Otworzyłam oczy zdziwiona gdy ból prawie od razu zniknął

Po chwili przybiegł Mike zapewne aby sprawdzić czy wszystko w porządku

- co to było?

- co dokładnie?

Zapytałam udając że nie wiem o co chodzi. Spakowałam wszystkie rzeczy, do swoich miejsc i wstałam

- krzyk. Był głośny i bardzo donośny

- to... Nieważne. Po prostu chodźmy

Zbyłam go idąc wprost w głąb lasu

- to napewno bezpieczne?

Zapytał doganiając mnie

- co dokładnie

- zapuszczanie się wgłąb lasu którego nie znasz

- miałam nadzieję że ty znasz

Mruknęłam obojętnie i przyspieszyłam kroku

- czyli idziemy w pewną zgubę

Mruknął chłopak podążając za mną

Jesteśmy Tacy Sami GraysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz