11

2.4K 162 36
                                    


Stałem w wejściu do pokoju czerwonookiego. Wszystko, dosłownie wszystko było tu porozwalane, część mebli leżała na ziemi, zasłony były rozerwane, pościel zrzucona, ale najgorsze co tam zobaczyłem, to blondyna leżącego we krwi. Nie miałem pojęcia co tu się stało, nie było mnie raptem godzinę. Podbiegłem czym prędzej do chłopka. Łzy mi już napływały do oczu. Delikatnie usadowiłem głowę wyższego na swoje kolana. Sprawdziłem czy oddycha. Na szczęście oddychał. Był jedynie nie przytomny. Próbowałem jak najszybciej zlokalizować swój telefon w kieszeniach. Po wyciągnięciu wybrałem numer ratunkowy. Karetka ma przyjechać za 5 minut.

Łzy mi spływały po policzkach strumieniami, nie kontrolowałem tego. Właśnie trzymałem bezwładne ciało starszego, który był cały we krwi. Zielonowłosego nie interesowało to, że on też będzie. On jedynie chciał, żeby starszy był cały i zdrowy. Nie chciał zostać sam. U niego czuł się bezpiecznie. Dzisiaj udało im się jakoś rozpocząć tą relacje. Zaczęli ją budować, powoli dogadywać, a przez jedną zasraną kłótnie to wszystko może się skończyć. Piegowaty nie znał przyczyny dlaczego blondyn był we krwi. Widać było, że on sam sobie tego nie zrobił. Czyżby ktoś się włamał do mieszkania i go pobił? To jest najprawdopodobniejsze. Gdyby nie Todoroki.. gdyby mnie nie zaczepił w tym parku, to bym był tu razem z nim, gdyby nie ten przeklęty pocałunek.. byłby szybciej w domu. Tyle czarnych scenariuszy mu się zebrało, że aż głowa go rozbolała. Ściskał ciało chłopaka, jakby miał mu zaraz uciec. Zielonowłosy naprawdę nie chciał się pogodzić z wizją śmierci blondyna. On nawet nie chciał dopuścić tej myśli do swojej głowy. Liczył tylko, że to jakiś nie śmieszny sen, z którego się zaraz wybudzi, a czerwonooki będzie  cały i zdrowy. Gdyby mógł przewidzieć przyszłość, wiedziałby, żeby nie puścić starszego samego do domu. Już by sobie odpuścił przyjaciela w potrzebie, ale czy przez wcześniejszą sytuacje mógłby nazwać Shoto przyjacielem? W chwili tamtego pocałunku bardzo się zawiódł. Mimo, że nie opowiadał mu o swojej przeszłości, to i tak liczył, że jest on inny.

Po 5 minutach ratownicy zaczęli wbiegać do pokoju. Przynieśli nosze, na które wpakowali 23 - latka. Ja dotrzymywałem im kroku. Po dostaniu pozwolenia na wejście do karetki, usiadłem na krzesło, blisko głowy blondyna. Ratownicy założyli mu maskę tlenową i przypięli kilka kabelków. Z ich min mogłem wywnioskować, że coś jest nie tak. Ciagle się wiercili, sprawdzali coś na jakiejś maszynie. W połowie drogi usłyszałem charakterystyczne ,,pii", wtedy ratownicy zerwali się z miejsca i zaczęli krzyczeć.

- Tracimy go! - krzyknął jeden. Tracimy...? Czy on umiera? Nie! Nie! Nie może umrzeć! Nie! Jeszcze nie teraz.

- Kacchan! Proszę nie umieraj! - chciałem go złapać za rękę, przytulić, cokolwiek, ale ratownicy kazali mi się nie zbliżać. Teraz nie obchodziło mnie to, że sam zabroniłem mu dotykania siebie, a teraz sam chce go przytulić. Nie chce go stracić! - Kacchan proszę! Walcz... dla mnie - głos mi się coraz bardziej łamał.

Po kilku minutach dojechaliśmy do szpitala. Wynieśli z karetki blondyna i zaczęli po prostu biec, bo jego stan był krytyczny. Ja wysiadłem i zacząłem za nimi biec. Wbiegli do jakiejś sali, lekarz mnie zatrzymał. Kazał mi zaczekać przed salą.

Godziny mijały nie ubłagalnie długo. Chodziłem w tę i spowrotem. Czekałem na jakieś wieści od lekarza, cokolwiek. Chciałem wiedzieć czy on żyje, ma się dobrze, nic nie zagraża jego życiu. Już nawet tykanie zegara w holu zaczęło mnie denerwować. Wszystko mnie zaczęło denerwować. Czekałem tylko na jedną wiadomość o stanie chłopaka. Lekarz wyszedł z sali. Podszedłem.

- I-i jak? - spytałem zestresowany. Doktor tylko westchnął.

- Na szczęście po kilku godzinnej operacji udało się nam go uratować. Jest teraz w śpiączce, nie wiemy kiedy się obudzi. Jego stan był bardzo poważny -  odrzekł. Załamałem się.

Sprzedany  || Bakudeku [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz