Rozdział 9 ~ Niemądrzy ślizgoni ~

105 5 0
                                    

Wędrowałam w bezkresnej ciemności, w której nie było słychać najmniejszego dźwięku. Zaczęłam krzyczeć i wołać o pomoc, jednak z moich ust nie wydobył się, żaden dźwięk. Ten kto mnie zaatakował, ma mocno przejebane, jak mogłam nie usłyszeć, że ktoś był za mną. Z nikąd zaczęło pojawiać się światło, i zaczynałam słyszeć czyjeś głosy, co świadczyło o tym, że się budzę.

- Ty idioto, zaklęć nie znasz?! - krzyknął jakiś głos
- A skąd miałem wiedzieć, że tak długo nie będzie się wybudzać - od krzyknął inny głos
- Ej chłopaki, chyba się budzi - powiedział tym razem kobiecy głos
- Jakim prawem, mnie zaatakowaliście? - spytałam zła.

Przed mną stali trzej uczniów, z domu slytherina, pierwszą osobą był średniej wysokości szatyn o ciemnych oczach, i średniej budowie. Kolejny był to wysoki blondyn, chociaż jego włosy podchodziły pod biały, miał stalowe oczy i średnią budowę. Ostatnia była dosyć wysoka szatynka, o ciemnych oczach, przypomniała trochę damską wersję Syriusza i Regulusa Black. Weszłam im do głowy, tak aby się nie skapnęli, pierwszy to niejaki Avery, kolejny to Lucjusz, a ostatnia to Bellatrix Black.

- O proszę nasz mieszaniec się obudził - powiedziała dziewczyna
- Czas się zabawić - powiedział Avery.
- Cruccio - krzyknął Lucjusz.

Po chwili poczułam nie wyobrażalny ból, który na spokojnie można porównać do tego przy przemianie w wilka. Próbowałam nie krzyczeć, aby nie pokazywać bólu, i żeby nie zobaczyli mojej słabości.

~ Kurde Hope oni cię torturują a ty nawet się nie bronisz co z tobą ~ Krzyczał we mnie mój własny głos.

Dosyć tego, jestem Mikaelson, pierwszą genetycznie trybrydą, córką samego Klausa Mikaelson i nie dam sobą pomiatać.

- Insydnia - powiedziałam, a chłopak który rzucił zaklęcie zaczął się palić.
- Aaaa zgaście to - dziewczyna natychmiast go ugasiła.
- Kto to zrobił?! - zapytał Avery.
- Żaden z nas, ktoś tu musi być - powiedział Lucjusz.

Zabawa się zaczyna.

Pov. Freya

Gdzie do cholery jest Hope?!
Zaczynałam się martwić, ponieważ nie ma je nigdzie od prawie 5 godzin.
A z czego co słyszałam, chłopiec którego prosiłam, aby znalazł mi Hope i przekazał że ma przyjść, powiedział że zaraz po tym jak jej powiedział poszła od razu do mnie.
Ale jej nie ma, idę natychmiast do Alarica, który postanowił nas odwiedzić i poznać się z Albusem.

- Hope zniknęła - powiedziała zaraz po wejściu nawet nie pukając.
- Jak to zniknęła - zapytał zszokowany.
- Poprosiłam ucznia z 7 roku żeby jej przekazał że ma do mnie przyjść, a ona od 5 godzin nie przychodzi, a uczeń jej przekazał i podobno poszła do mnie, pytałam Alana czy ją widział i też jej nie widział, Alaric nikt jej nie widział od 5 godzin !!! - krzyczałam zdenerwowana .
- Spokojnie powiadomię Albusa - odpowiedział spokojnie
- Jak możesz być taki spokojny, obiecaliśmy jej chronić - krzyczałam
- Hope jest prawie dorosła poradzi sobie - odpowiedział
- Rusz się idziemy do Albusa - krzyknęłam wychodząc

~~~~~~~~~20 minut później~~~~~~~~~

- Hope !! - krzyknęłam cała w łzach, widząc ją lekko poturbowaną.
- Ejj spokojnie nic mi nie jest, raczej bym się martwiła o tamtych - zaśmiała się Hope.
- Jakich tamtych ? - zapytał Alaric
- No taka trójka ze slytherinu mnie zaatakowała i porwała, ale spokojnie poradziłam sobie - odpowiedziała - A tak w ogóle, to co tu robisz? - zapytała.
- Przyjechałem poznać Albusa, i zobaczyć co u was - wytłumaczył.

Trójka podpalonych uczniów ze slytherinu stała przed Dumbledore. Który cały czerwony krzyczał, o tym jacy są nieodpowiedzialni.

- Slytherin traci 100 punktów, a sowy zostaną wysłane do rodziców, zawiodłem się na was, panie Malfoy, panie Avery i Panno Black macie do końca roku szlaban z filchem - krzyczał Albus.

Pov.Hope

Wysłuchiwałam krzyku Dumbledore z czystą satysfakcją, nie dość, że dałam im popalić i to dosłownie, to jeszcze będą mieć przejebane u Dyrektora. Kiedy ślizgoni poszli do swoich dormitoriów, Albus zaprosił nas do swojego gabinetu, aby porozmawiać. Szliśmy jakieś 10 minut, przez te głupie schody, naprawdę kto to wymyślił. Kiedy doszliśmy do gabinetu, starzec powiedział coś do gargulca, a następnie pojawiły się schody. Weszliśmy po nich do góry, gabinet był dosyć spory, dużo szafek i gablot, z różnymi księgami i nagrodami. Obok biurka stała klatka w której był piękny feniks, musi być jakieś parę dni po spaleniu, zważywszy, że jest pełen energii. Alaric i Freya usiedli na przeciw Dumbledore, a ja stanęłam obok klatki ptaka.

- Wiedzą o tobie? - zapytał Albus.
- I tak, i nie - odpowiedziałam.
- To znaczy? - zapytała ciocia.
- Widzieli jak rzucam na nich zaklęcia, ale użyłam perswazji, żeby zapomnieli - wytłumaczyłam.
- Dlaczego nie chcesz, żeby wiedzieli kim jesteś? - zapytał Alaric.
- A po co mają wiedzieć? - zapytałam.
- Nie odpowiada się pytaniem, na pytanie - powiedział Rick.
- Życie - odpowiedziałam.
- Hope - skarciła mnie ciocia.
- No co? - zapytałam.
- Nic, nic panno Mikaelson - powiedział Dumbledore.

Po rozmowie udałam się od razu do dormitorium, a następnie położyłam się spać, gdyż zmęczenie dawało o sobie znać.
_______________________________________

Poprawiony

| 758 słów |

It's my life ( To & HP )Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz