Od jakiś dwudziestu minut, siedzę i patrzę w ścianę nic nie mówiąc, obok mnie siedzi Syriusz, który próbuje mnie rozśmieszyć. Jednak z marnym skutkiem, czekamy na ciocię Freye i Kol'a, którzy poszli wymazać pamięć Peterowi. Co się ze mną do cholery dzieje? Dlaczego, chciałam go zabić? Dlaczego, rzuciłam ty przeklętym mieczem? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi, nie wiem już co mam robić. Usłyszałam otwierane drzwi, przeniosłam wzrok na drzwi, stała w nich ciocia Rebekah, wstałam szybko i ją przytuliłam, co natychmiast oddała.
- Hope, jak się czujesz? - zapytała.
- Koszmarnie, chciałam zabić Kol'a - powiedziałam na skraju załamania.
- Oh Hope, jak byś wiedziała ile razy ja go chciałam zabić, albo twój ojciec, to byś tego nie zliczyła - zaśmiała się Rebekah.
- Yyy, dzień dobry? - przywitali się Huncwoci.
- Hej, a wy to kto? - zapytała z uśmiechem Ciocia.
- Ja jestem Syriusz, największe ciacho w całym Hogwarcie - przedstawił się szatyn.
- Ja jestem James, najlepszy gracz Quidditcha, w całej historii Hogwartu - przedstawił się okularnik.
- Jestem Remus Lupin - przedstawił się spokojnie, miodowo oki.
- Nazywam się, Rebekah Mikaelson, jestem była pierwotną, i ciocia tej tu obok - wskazała na mnie.
- Miło poznać, ale jeżeli mogę zapytać, to kim jest ojciec Hope? - zapytał Syriusz.
- Moim ojcem jest Klaus, a raczej był - odpowiedziałam, za ciocię.
- Przykro mi - dodał.
- Nic się nie stało - odpowiedziałam szybko.Po paru minutach, do sali weszli Kol i Freya, którzy przywitali się z Rebekah, opowiadali nawzajem co u nich słychać. Ciocia Bekah pochwaliła się, że wzięła razem z Marcelem, lek na wampiryzm i spodziewają się dziecka. Byłam szczęśliwa, że będę miała kolejne kuzynostwo, i reszta mojej rodziny jest szczęśliwa. Jednak brakuje mi rodziców i wujka Elijah, ale trzeba żyć dalej, nie da się cofnąć czasu, i naprawić starych błędów. Nie mając co robić, wyszłam z gabinetu i udałam się w stronę, zakazanego lasu. Mijałam uczniów z obojętnym wyrazem twarzy, niektórzy chłopcy zaczynali gwizdać kiedy przechodziłam obok, ale ich ignorowałam. Weszłam spokojnie do lasu, i usiadłam pod drzewem, wyciągnęłam słuchawki i włączyłam moją ulubioną piosenkę, " Airplanes ".
Wysłuchałam się w piosenkę, i zaczęłam śpiewać refren.- Can we pretend that airplanes, in the night sky are like shooting stars?
I could really use a wish right now,
Wish right now, wish right now.
Can we pretend that airplanes, in the night sky, are like shooting stars?
I could really use a wish right now, wish right now, wish right now - zaśpiewałam.Usłyszałam szelest krzaków, i pękającą gałąź, szybko udałam się w tamtą stronę, ten ktoś chciał uciec, ale szybko go złapałam.
- Akurat ciebie się tu, nie spodziewałam - powiedziałam - Co tu robisz?! - zapytałam wściekła.
- Żadnego część, jak się masz? - zapytał Roman.
- Czego chcesz? - zapytałam, puszczając go na ziemię.
- Wiem jak wskrzesić, naszych rodziców - odpowiedział.
- Gadaj - powiedziałam zaintrygowana.
- Poznałem pewnego mężczyznę, zwie się Voldemort - powiedział - Jest w stanie ich wskrzesić, ale potrzebuje paru rzeczy - dodał.
- Zamieniam się w słuch, czego oczekuję? - zapytałam.
- Potrzebuje jakiegoś, kamienia filozoficznego i eliksiru życia - wytłumaczył.
- Czego chce w zamian? Bo na pewno, nie zrobi tego bezinteresownie - zapytałam.
- Małej przysługi - powiedział.
- Jakiej? - zapytałam nie odpuszczając.
- Chce pomocy w nadchodzącej wojnie, i potomka - powiedział.
- Rozumiem pomoc w wojnie, ale jak niby mamy mu pomóc, w sprawie potomka? - zapytałam.
- Chce żebyś to ty go urodziła, żeby dziecko było potężne - powiedział.
- No chyba sobie jaja robisz! Nie ma takiej opcji, mogę pomóc w wojnie, ale nie urodzę mu dziecka! - zaczęłam krzyczeć.
- Spokojnie, przecież nie dotrzymamy umowy, on tylko wskrzesi rodziców, a my go zabijemy, przecież jest śmiertelny, to tylko zwykły czarodziej - uspokoił mnie Roman.
- Zgoda, ale żadnych sztuczek, bo inaczej, oprócz jego zabiję też ciebie - powiedziałam, a następnie się z nim pożegnałam.Przez drogę powrotną, znów pograżyłam się w myślach, chociaż tym razem nie o rodzicach. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, nawet nie znam tego całego Voldemorta, a co jak jest niebezpieczny, albo jakiś walnięty? Może powinnam zapytać Dumbledore, kim jest ten facet, może czegoś bym nie dowiedziała, chociaż z drugiej strony, mogą zacząć się pytania, i może mi przeszkodzić. Tak bardzo chciałabym żebyście tu byli, wy byście wiedzieli co zrobić, ale obiecuję nie długo się spotkamy, wy wrócicie tu, albo ja przyjdę do was. Po drodze spotkałam ucznia domu borsuka, który przekazał mi, że ciocia czeka na mnie w gabinecie, razem z Albusem. Zapukałam w drzwi i poczekałam chwilę, a następnie weszłam do środka. Ciocia Freya siedziała przy biurku, dyrektor Dumbledore stał obok, a przed Freyą stali huncwoci. Przywitałam się, a ciocia powiedziała żebyśmy chwilę poczekali, postanowiłam zapytać huncwotów, czy wiedzą o co chodzi.
- Wiecie po co, zostaliśmy wezwani? - zapytałam.
- Nie, zaczepił nas jakiś puchon, i przekazał nam, że mamy tu przyjść - powiedział James i uśmiechnął się do mnie.
- U mnie, było tak samo - dodałam, oddając uśmiech.
- Idą - powiadomił nas Remus.
- Remusię słyszałam od Dumbledore, że jesteś wilkołakiem - zaczęła ciocia, ale przerwała widząc zdenerwowanie Remusa.
- Remus spokojnie - powiedziałam.
- Sama bądź spokojna, ty nie wiesz co on przeżywa - powiedział Peter.
- Oj wiem doskonale, mam trochę gorzej - powiedziałam pokazując żółte oczy, przez co odskoczył przestraszony.
- Hope - upomniała mnie ciocia - Tak więc Remus, podjęliśmy decyzję razem z Albusem, że zamiast faszerować cię wywarem tojadowym, Hope nauczy cię kontroli, ponieważ też jest wilkołakiem, i ma dosyć dobrą kontrolę, pod czas przemiany - powiedziała
- A tak w ogóle, to kogo zabiłaś ? - zapytał Syriusz.
- Syriuszu, Hope powie kiedy będzie gotowa, i proszę was byście jej nie pytali - powiedziała ze spokojem Freya.
- Zgadzam się - przerwał nam Remus.
- Dobrze, spotkamy się w bibliotece o 18, jak chcesz to mogą przyjść, wiem że są animagami - powiedziałam i wyszłam_______________________________________
Sprawdzony
| 901 słów |
CZYTASZ
It's my life ( To & HP )
FantasyNazywam się Hope Andrea Mikaelson, jestem córką Klausa Mickaelson, tysiąc letniego pierwotnego i Hayley Marshall, alfy watachy pół księżyca. Moje życie nie było zbyt kolorowe, jednak były momenty do których z chęcią bym wróciła, wspominam dni w któr...