Moje życie w ostatnim czasie wyglądało mniej więcej tak: praca, sen, praca, sen. praca, sen i tak w kółko. Od rana do wieczora zatracałem się w pracy, aby wieczorem paść zmęczony na łóżko, zasypiając niemal od razu. Tak żyło się lepiej, łatwiej. Mojej głowy nie zaprzątały niepotrzebne myśli: „Co teraz robi Meadow?", „Pamięta jeszcze o mnie?". Uczucie pustki nie było aż tak odczuwalne.
Wydawało mi się, że tak było łatwiej. Jednak dni mijały, a ja coraz bardziej czułem się jak wydmuszka samego siebie.
Od dawna też nie widziałem się z Lucy oraz Keeganem, ale to dlatego że mieli swoje sprawy i kiedy oni mogli się spotkać, ja akurat nie mogłem albo odwrotnie. Pozostawały jedynie rozmowy przez telefon.
Na szczęście zdarzyło się dwa lub trzy dni takie jak ten – kiedy naprawdę czułem, że żyję, nie miałem ochoty zamknąć się w domu i tylko malować; a przede wszystkim myślałem trzeźwo. Wtedy mogłem wszystko racjonalnie przemyśleć, nie obwiniać nikogo bezpodstawnie.
Siedząc w pracy, nabrałem ochoty na krem z papryki i pomidorów, więc postanowiłem przyrządzić go na obiad. Włączyłem muzykę, po czym zabrałem się do pracy.
Podśpiewując oraz tańcząc do Angel Of Small Death & Codeine Scene Hoziera, uznałem, że czemu by nie odwiedzić Meadow?
Zbliżała się dziewiętnasta, więc Meadow powinna już być w domu. Zapakowałem więc resztę zupy oraz kilka pomarańczowych muffinek, które oboje uwielbialiśmy, po czym założyłem kurtkę, bo pogoda już nie była tak łaskawa. Ledwo wychyliłem się zza drzwi, zamarłem wpół kroku, widząc scenę rozgrywającą się kilkadziesiąt metrów przede mną; Meadow rozanielona rozmawiała z nieznajomym mi facetem ubranym w garnitur. Nie byłoby w tym nic szokującego, gdyby sekundy później nie pocałowali się na pożegnanie. Okej, w tym też nie było nic szokującego, ale dla mnie jako – podobno – jej przyjaciela poniekąd było.
Powoli wycofałem się z powrotem do wnętrza domu, cicho zamykając za sobą drzwi. Wpatrywałem się chwilę w ich powierzchnię, następnie spuściłem wzrok na pakunki trzymane w rękach.
– Szlag by to – mruknąłem przez zaciśnięte zęby, czując, jak żołądek się zaciska, a dobry humor znikł jak za pstryknięciem palcami.
Nie wiem, jak długo tak stałem niczym posąg, maltretując zębami wargę. W końcu zaczerpnąłem głęboki oddech, po czym wyszedłem na zewnątrz. Ruszyłem w kierunku domu przyjaciółki. Trzeba zachować się jak dorosły.
Zadzwoniłem dzwonkiem i cierpliwie czekałem. Gdy drzwi przede mną uchyliły się, spodziewałem, iż zamknie mi je z powrotem przed nosem, tłumacząc, że była zmęczona. Jednak tak się nie stało. Z szerokim uśmiechem na ustach zaprosiła mnie do środka.
– Hej! – przywitała się radośnie. – Dawno się nie widzieliśmy.
Bez słowa skinąłem lekko głową. Również przykleiłem najlepszy uśmiech na usta, chowając głęboko wszelką – mniej lub bardziej słuszną – urazę, wszedłem do jej domu.
Meadow odgrzała zupę-krem, którą z wdzięcznością przyjęła.
– Co słychać? – zapytałem niezobowiązująco.
– Praca. – Wzruszyła ramionami. – Czasem spotykam się z Eileen. Tak życie mija.
– Mhm... – mruknąłem, dając znak, iż słuchałem, ale nie chciałem zabierać jej głosu. Jednak ona zamiast rozgadać się, jak to miała w zwyczaju, ucięła: – A u ciebie?
– Też praca. Studio się powoli rozkręca. Dawno nie spotkałem się z Keeganem i Lucy.
– Och, ja też. Trochę tęsknię za nimi i naszymi wspólnymi spotkaniami.
CZYTASZ
Saudade
Fiksi Penggemar▪saudade - nostalgiczna tęsknota za ponownym byciem blisko czegoś lub kogoś, co jest daleko od nas lub było przez nas kochane, a później utracone; „miłość, która pozostaje na zawsze"▪ Niall i Meadow łączy nierozerwalna przyjaźń od kołyski. Większość...