Rozdział osiemnasty

808 74 14
                                    

Sny w przypadku Pottera zwykle nie były nic nie znaczącą, czasem dziwaczna nocną wizją, jaką zapominał zaraz po przebudzeniu. Oczywiście, miewał także i takie zwyczajne sny, ale czasem doświadczał strasznych, do bólu realistycznych wizji autorstwa Lorda Voldemorta. Teraz kiedy nie miał z nimi do czynienia od długich miesięcy, jakby na zastępstwo, dwukrotnie śnił o zupełnie błahych zdarzeniach, które niedługo później miały miejsce w rzeczywistości. W związku z tym nabrał poważnych obaw, że przerażony głos nieznanej mu kobiety to zapowiedź czegoś strasznego.

"Czy Draco przeżył?"

A czy w jego życiu choć raz mógł być ktoś inny niż Malfoy? Zawsze Malfoy to, Malfoy tamto. Głupi Malfoy i jego głupie problemy. Głupi Malfoy i jego głupia rodzina uwikłana w głupie rzeczy.

Głupi Harry Potter głupio martwiący się o głupiego Draco Malfoya.

Chwile beztroskich chwil pełne melasowej tary i zapachu doniczkowych kwiatów minęły w zatrważająco szybkim tempie. Tym razem czwórka uczniów miała dostać się do szkoły za pomocą sieci Fiuu najpóźniej do południa. Czasu ubywało, więc Molly krzątała się po salonie ze świeżo wypranymi ubraniami przewieszonymi przez przedramię, jednocześnie doglądając czy aby na pewno nikt nie zapomniał czegoś ważnego.

— Ron, zabrałeś komplet bielizny? — spytała syna. — Nie rób takiej miny. Tylko pytam, bo czasem zapominasz.

Hermiona mimowolnie prychnęła śmiechem, udając, że ma na myśli artykuł zamieszczony w "Żonglerze". Ron mruknął coś buńczucznie. Jeszcze bardziej poczerwieniał na policzkach mieszaniną wstydu i złości i zaraz potem zniknął na piętrze. W tym czasie Harry stał w przy kuchennym blacie, przygotowując wszystkim herbatę. Pobieżnie słuchał, jak Artur z podziwem rozprawiał na cały salon o arcy ciekawych mugolskich przedmiotach znalezionych podczas ostatniej awarii toalet, jaką musiał naprawić w związku ze swoją pracą w Urzędzie Niewłaściwego Użycia Produktów Mugoli. Z następnych słów wynikało, że nie tylko pan Weasley był entuzjastą niemagicznego świata. Jego zainteresowanie podzielał inny czarodziej z tego samego działu, a mianowicie niejaki Perkins, który parę tygodni temu zawitał w Norze, by zerknąć na kolekcję kolegi z pracy.

— Tato, pamiętasz może wisiorek, który nam pokazywałeś, zanim pojechaliśmy na dworzec? — zapytała nagle Ginny swobodnym, lecz dziwnie przyciszonym tonem. — Z takim zielonym kamyczkiem.

Harry odwrócony do nich tyłem udawał, że skupia się na rozlewaniu wrzątku do kubków i zupełnie nie obchodzą go żadne rozmowy. Gwoli ścisłości tak by było, gdyby Ginny trochę nie nadszarpnęła jego zaufania. Szepty nigdy nie zwiastowały niczego dobrego.

— Pamiętam. Właściwie to był medalion, ze względu na malutkie zawiasy po boku, ale za chińskiego smoka nie dało rady go otworzyć. Pewnie to taka zmyłka, sprytni ci mugole, nie ma co. W każdym razie ładny drobiazg, prawda? Perkinsowi tak się spodobał, że zapłacił mi za niego dziesięć galeonów.

— Sprzedałeś go? — Zmizerniała.

— A jak? Mam mnóstwo ciekawszych rzeczy. Właściwie, czemu o niego pytasz?

— Szczerze mówiąc, chciałam go komuś podarować. Takiej błyskotki na pewno nikt nie ma, więc byłby to wyjątkowy, niepowtarzalny prezent. Ale jeśli już go nie ma, to nic.

— Jeśli to takie ważne, pogadam z Perkinsem. Może przyjmie pieniądze — zaproponował, patrząc na córkę.

— Nie, nie trzeba. Nie przejmuj się, tato.

Chłopak postawił na blacie cukierniczkę, talerzyk herbatników oraz trzy żółte kubeczki z parującym naparem. Uśmiechnął się przepraszająco do dziewczyny, co ona — całe szczęście — odwzajemniła. Wciąż coś w tej wielkiej układance mu nie pasowało, czegoś brakowało, albo — co również niewykluczone — ktoś celowo mydlił mu oczy, by zabrać pasujące kawałki, a na ich miejsce wstawić nieprawidłowe. Oby tylko nie postradał zmysłów. Jeżeli już tego nie zrobił.

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz