Rozdział dwunasty

910 81 18
                                    

Dzieciaki w całym Hogwarcie oszalały na punkcie produktów ze sklepu bliźniaków Weasley, co początkowo wywołało ogromną falę niespodziewanych hałasów albo sytuacji, gdzie kimś nagle i bez powodu targały wymiotne torsje. Teraz, po czterech miesiącach od rozpoczęcia roku, nikt już nie dawał się nabrać na fałszywą różdżkę, porzuconą na korytarzu lub w innym często odwiedzanym przez ludzi miejscu. Takie przedmioty po prostu ignorowano. Do tej pory każda taka napotkana różdżka, jeśli tylko wzięło się ją w dłoń, natychmiast zaczynała piać i przekształcała się w ohydnego szczura albo parę kalesonów.

W porach posiłków wokół Wielkiej Sali kręciło się najwięcej osób. Dlatego też widok Teodora Notta czekającego przed drzwiami z szarą paczką w ręce i chytrym uśmieszkiem przylepionym do twarzy, wzbudził w tłumie podekscytowanie i zażarte oczekiwanie na nadchodzącą sensację. I szczęśliwie dla nich, wcale nie musieli długo czekać.

— Draco, mój druhu! — wykrzyknął Nott teatralnie, wznosząc ręce, jakby chciał go uściskać. — A co to za maniery? — zapytał przymilnie, kiedy blondyn go zignorował i jakby nie zdawał sobie sprawy z obecności Notta i tych wszystkich ludzi, spokojnie czekał aż Crabbe i Goyle odgonią dzieciaki blokujące drzwi. — Nie przywitasz się ze starym przyjacielem? — Otoczył go ramieniem, wcisnął w ręce pakunek i błyskawicznie odskoczył.

Draco nie zdążył się wyswobodzić spod jego ramienia albo zareagować w jakikolwiek inny sposób. Paczka wybuchnęła, a bokserska rękawica na sprężynie przywaliła mu boleśnie prosto w twarz. W oczach mu pociemniało, zatoczył się kilka kroków i momentalnie poczuł na plecach stabilne ręce Pansy i Blaise'a. Zamrugał szybko. W uszach był tylko nic nie znaczący szum, ale widząc reakcję grupki uczniów, bawili się przednio. Crabbe lub Goyle nie zdążył podejść do Teodora. Ubiegł ich Malfoy, nie pozostając mu dłużnym. Skupił wszystkie swoje siły i uraczył Ślizgona ciosem zaciśniętą pięścią. Nott naśmiewający się najbardziej ze wszystkich, nie spodziewał się ataku i rąbnął tyłkiem o podłogę. Z jego nosa tryskała krew, a zgromadzeniu uczniowie wydali z siebie nieokreślone westchnięcie zaskoczenia.

— Co tu się dzieje? Natychmiast zrobić przejście! — zawołał niski profesor Flitwick. Kilka chwil temu Hermiona poinformowała go o bójce. — No już, odsunąć się!

— Ale jazda, co? — powiedział Ron, kiedy podeszła Hermiona. Razem z Harrym czekali na nią na schodach. Obserwowali zdarzenie od momentu, kiedy Malfoy wyrwał się swoim towarzyszom i przywalił Nottowi w nos.

— Daj spokój. Dwóch nieodpowiedzialnych idiotów. Mam nadzieję, że Malfoy straci plakietkę prefekta, bo to, co przed chwilą się tutaj stało, było przypieczętowaniem jego niekompetencji — odrzekła Hermiona tonem, jakiego używała, gdy chciała kogoś urazić.

— Minus dwadzieścia punktów dla Slytherinu! — krzyknął rozdrażniony nauczyciel. — I rozejść się, no już! Nie stać tak!

— To trochę dziwne — powiedział Harry, patrząc jak Malfoy trzymający rękę przy oku, znika za rogiem. — Jakby ta bójka wyszła przypadkiem, chyba nie byłoby tylu gapiów. Wydawali okrzyki jak na walce gladiatorów.

Powszechnie wiedziano, że Malfoy nie należał do osób lubianych, ale nieco dziwny był fakt, że zupełnie nikt go nie dopingował. W pewnym sensie wydawało się to Potterowi przykre, zwłaszcza że sam dobrze znał smak uczucia, kiedy wszyscy są przeciwko tobie.

— A co to są gladiatory? — zapytał Ron.

— To zwykle niewolnik toczący walkę na arenie w starożytnym Rzymie — wyjaśniła Hermiona, ciągnąc go za rękaw ku drzwiom, gdzie zbiegowisko sukcesywnie się zmniejszało, znikając w środku.

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz