Oprócz dźwięku szurania butami po kamiennych schodach prowadzących w dół urwiska i krzyków mew dało się słyszeć równie irytujące narzekania Draco.
— No i po co mnie tu przyprowadziłeś, Potter? — burknął z założonymi rękami. — Jeśli chciałbym popatrzeć na jezioro, wyjrzałbym przez okno w moim pokoju wspólnym.
— Powinieneś być zadowolony — odrzekł Harry, przeskakując po dwa stopnie. — Dzięki mnie masz odrobinę rozrywki, inaczej marnowałbyś dzień na spanie.
Dotarłszy do hangaru na łodzie, Harry zaklęciem lewitującym zdjął drewnianą łódkę z krokwi na suficie, umieszczając ją na tafli wody, przypominającej w nikłym świetle latarni kolor atramentu.
— No dalej. Wskakuj, Malfoy. — Harry zachęcająco poklepał miejsce obok siebie.
Ślizgon z cierpiętniczą miną, wsiadł do chybotliwej łódki, siadając naprzeciwko Gryfona. Początkowo nie był przekonany do jego głupiego pomysłu, ale skoro już tutaj przyszedł, to może nie warto zawracać. Kiedy tylko wypłynęli z Hogwardzkiego portu, ujrzał malowniczy widok jeziora, gdzie hen daleko woda zdawała się stykać z błękitem nieba. Uśmiechnął się pod nosem, przenosząc wzrok na zazielenione korony drzew Zakazanego Lasu.
— A tak w razie czego… Umiesz pływać? — zagadnął Harry z figlarnym wyrazem twarzy.
— Raczej średnio — przyznał zgodnie z prawdą, licząc, iż Potter nie miał zamiaru wyrzucić go za burtę.
— Masz szczęście, że ja umiem. Będzie miał cię kto ratować, Draco.
— Twoje poczucie humoru jest żałosne — odburknął, nie przerywając bezcelowego machania ręką w zimnej wodzie. Gapiąc się w odległą toń, dostrzegł znikającą w mgnieniu oka kolorową rybę.
— Więc dlaczego głupio się uśmiechasz?
Nie odpowiedział.
Draco.
Płynęli coraz wolniej, mijając po drodze stare rozłożyste drzewo, z którego chyłkiem spoglądały na nich zaniepokojone czyjąś obecnością nieśmiałki. Wkrótce łódka stanęła w zacienionym miejscu, gdzie pasażerów otulił ciepły wietrzyk. Obaj z beztroskim zadowoleniem wyciągnęli się na małej powierzchni, stykając czubkiem głowy. Żadnemu ta minimalna bliskość zupełnie nie przeszkadzała.
— Co z medalionem? Masz jakiś trop? — zagadnął brunet, zagłuszając trele ptaków, szukających materiałów do budowy nowych gniazd.
— Podpytuję ludzi, szukam czegoś w starych księgach, ale nadal nic z tego — rzekł Draco z nutą beznadziei w głosie. — Mam czas do końca czerwca.
— To trochę ponad miesiąc. Damy radę.
Bezwiednie wyciągnął dłoń za siebie, trafiając na otwartą pięść Malfoya. Myślami ciągle powracał do wspomnień Dumbledore’a dotyczących Voldemorta. Analizował wszystko, co pamiętał, każdy szczegół z nadzieją, iż w którymś przewinął się ów medalion, a on, Harry, zdołał go wówczas przeoczyć.
×××
Pierwszym, co rzuciło się Potterowi w oczy, zaraz po przekroczeniu progu salonu to wystrzelona w górę dłoń Hermiony, dającej mu tym znak, by podszedł do niej oraz do siedzącego obok Rona. Weasley wyglądał na poddenerwowanego, wyprostowany jak struna wyglądał, jakby czekał na nieprzyjemną rozmowę z rodzicami.
— Ron chciałby ci coś powiedzieć, Harry — oświadczyła pogodnie panna Granger, patrząc zachęcająco na Weasleya.
Zaintrygowany Potter przysiadł przy stoliku. Ostatnimi czasy trochę mijał się z przyjacielem, rozmawiając z nim niewiele, a jeśli już, to wymiana zdań toczyła się po horrendalnie niezręcznych, wymuszonych torach. Poniekąd to Ron ponosił za to odpowiedzialność. Chciał zarówno sobie, jak i Harry’emu dać odrobinę czasu na poukładanie w głowie niecodziennych wydarzeń, jakie miały miejsce w ostatnim czasie.
— No... — zaczął niezgrabnie rudzielec, patrząc z zakłopotaniem na czubki swoich trampek. — Słyszałeś o tym Krukonie, co zwędził kilka chorbotków z cieplarni? — Spytał ożywiony, zapomniawszy o skrępowaniu. — Dean, Neville i Seamus złapali go na gorącym uczynku, bo Neville zostawił pergamin obok doniczek. Teraz wszyscy śmieją się z tego całego Clive’a, że zostawi go dziewczyna, tak jak zrobiła Honoria, ciotka Dumbledore’a.¹
Harry podczas słuchania nie do końca był pewien, czy bardziej był rozbawiony, czy zażenowany. Wymienił spojrzenie z Hermioną, a ta lekko kopnęła Rona w kostkę, żeby przeszedł do odpowiedniego tematu, zamiast wykręcać się bzdurami, zasłyszanymi w Wielkiej Sali.
— Najpierw Ginny zachciało się przyjaźni z Malfoyem, teraz tobie, ale mimo wszystko nie jestem na ciebie zły, ani nic w tym rodzaju — przyznał Ron, z rezerwą patrząc na przyjaciela. — Dawno temu zauważyłem, że wasza wrogość jest dziwnie nienaturalna i wymuszona. Wiedzieliśmy, że prędzej czy później się pogodzicie.
— Pamiętasz, jak w zeszłym roku Malfoy napotkał cię na ćwiczeniach oklumencji? — wtrąciła panna Granger, a otrzymawszy potwierdzające skinienie głową, kontynuowała: — Byłam wtedy pewna, że teraz prosta droga do waszego rozejmu. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Po prostu miałam takie przeczucie. — Wzruszyła ramionami, zaczynając głaskać futro śpiącego na jej kolanach Krzywołapa.
— Tak, Hermiona sądziła, że do końca piątej klasy będziecie na neutralnym gruncie, zaś ja myślałem inaczej. Nie często się zdarza, kiedy w sporze z nią mam rację — powiedział Ron z dumą, żartobliwie wypinając pierś. Miał zamiar zmienić atmosferę na zwyczajną, taką jaka niemalże zawsze między panowała. Bardzo nie lubił ogólnego skrępowania i nieśmiałości. — Okropne byłoby z naszej strony stawanie wam na drodze — dodał z powagą. — Tylko byłbym wdzięczny, gdybym na razie nie musiał oglądać jego gęby więcej niż do tej pory — rzucił, z zakłopotanym uśmiechem szturchając bruneta.
— Jasne — powiedział Harry. — Jesteście super, serio. — Impulsywnie uścisnął ich równocześnie.
W sercu chłopca oprócz ulgi rozlało się także kojące ciepło. Był wdzięczny losowi za tak wspaniałych przyjaciół. Jak mógł choć przez chwilę ich nie doceniać?
____________________
¹ rowling w komentarzu pod “baśnią Włochate serce czarodzieja” opisała chorbotki jako “różowe, porośnięte szczeciną, podobne do grzyba stworzenie”. wolę się nie zastanawiać, co miała wówczas na myśli. w każdym razie polecam Baśnie Barda Beedle'a, bo są tam naprawdę ciekawe baje.
CZYTASZ
O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓
Fiksi PenggemarHarry od zawsze cenił sobie rutynę. Była wygodna, bezpieczna i bez żadnych pułapek albo tajemnic. Zatem naturalne, że zaczął się niepokoić, kiedy element jego przyzwyczajeń nie pojawił się w drzwiach pociągowego przedziału. Co więcej, zupełnie nic n...