Rozdział dziewiętnasty

917 77 17
                                    

Historia o zagubionym dziedzictwie Malfoyów była na tyle wiarygodna, że Harry mógłby w nią całkowicie uwierzyć, gdyby nie jeden drobny szczegół.

Co prawda nie widział błyskotki, którą pokazywał pan Weasley, zanim pojechali na peron, ponieważ stał w oknie, wyczekując na powrót Hedwigi i Świstoświnki, ale wszystkie bezcenne przedmioty należące do czystokrwistych rodów łączył jeden element — herb.

Widział wszelakie artefakty w domu Blacków na Grimmuald Place, za które Stworek z ochotą oddałby życie i niezależnie czy były to lustereczko, pierścionek, medalion czy gobelin, wszystkie naznaczono herbem szanowanego rodu Blacków. Zatem gdyby medalion pana Weasleya faktycznie od wielu lat należał do Malfoyów, wiedziałby to on i każdy inny czarodziej, zwłaszcza Perkins. Prawdopodobnie wtedy nie chciałby go odkupić, bo po co? Co prawda cudze pamiątki mogły być wiele warte, może nawet fortunę, ale żaden czarodziej nie chciałby jej nabyć na własność, ze względu na duże ryzyko zniesienia na siebie, rodzinę oraz domostwo wielowiekowej, pechowej aury.

Po szybkim złączeniu faktów doszedł do wniosku, iż najprawdopodobniej Malfoy godzinami szukał naszyjnika w Pokoju Życzeń, lecz bez skutku, skoro, niby mimochodem, wspomniał o nim Ginny. Pytanie tylko: jeśli Perkins nie był ryzykownym szaleńcem, po co blondyna interesował ów przedmiot i skąd w ogóle pomysł, by go odnaleźć?

Harry nie pamiętał dokładnie kiedy, lecz pewnego razu skrzyżował z chłopakiem spojrzenie w klasie eliksirów. (Hermiona poświęciła przyjacielowi parę dni, żeby nadrobił lata zaległości z ów przedmiotu. Harry radził sobie na tyle sprawnie, że nie musiał się już wstydzić przed Slughornem, ale Malfoy z podręcznikiem Księcia Półkrwi wciąż pozostawał niepokonany). Ostatni raz taka sytuacja między nimi miała miejsce wiele miesięcy temu, ale nie poczuł niczego szczególnego, prócz narastającego rozdrażnienia faktem całego jestestwa Malfoya, jego pasji do tego, co mroczne i talentem do wchodzenia w niebezpieczne układy czy krętactwa, co — mając na uwadze osobliwy sen Harry'ego z Nory — najwyraźniej mogło zagrażać nie tylko jemu, ale też Ginny i całej masie innych, niewinnych osób.

Harry chciałby przemówić mu do rozsądku, choćby miało go to kosztować masę zszarganych nerwów. To byłoby trudne, niezmiernie wymagające poświęcenie, ale wiedział, że Malfoy często podejmował decyzje, mając za priorytet nie siebie, lecz swojego ojca.

Być może to byłby odpowiedni czas na odpowiedni krok.

Doskonale pamiętał, jak w wieku dwunastu lat przez przypadek znalazł się na ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Cały brudny w sadzy, z pękniętymi okularami i na domiar złego z przegubem uwięzionym w obleśnej uschniętej ręce, zobaczył przez pomazaną sklepową szybę Draco Malfoya z oczami z ciekawości powiększonymi do rozmiarów galeona. Spanikowany chłopiec wyrwał się z pułapki i ukrył w pierwszym miejscu, jakie tylko zobaczył — w dużej, dziwnej szafie. Pan Malfoy dumnie wkraczając do z lekka zatęchłego, zakurzonego sklepiku, od razu upomniał syna, by pod żadnym pozorem niczego nie dotykał, po czym wymieniając ze sprzedawcą wymuszone uprzejmości, zniknęli na zapleczu. Harry ostrożnie obserwował teren z niedomkniętej do końca kryjówki, a bał się do tego stopnia, że z trudem oddychał. Z pokoiku obok słyszał głosy dorosłych, mówiących o pieniądzach, zaś Ślizgon, korzystając z okazji, brał do ręki każdy wystawiony artefakt, jaki się nawinął. W końcu podszedł do szafki, bez namysłu otwierając metalowe drzwiczki zdobione wymyślnymi ornamentami. Brunet wcisnął się jeszcze bardziej do środka, serce łomotało mu w gardle.

Draco na jego widok najpierw odskoczył przestraszony, następnie rozszerzył w szoku swoje szare oczy.

— Potter — wybełkotał.

Brunet nie poruszył się o krok, mając nadzieję, że chłopak uzna go za złudzenie optyczne, projekcję magicznego zwierciadła czy innego zbłąkanego ducha. Bacznie obserwował jego bladą, również nieco wystraszoną twarz. Draco odruchowo spojrzał w kierunku zaplecza, wyglądając na ojca, odwróconego plecami do wnętrza sklepu.

O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz