Zeszłego wieczoru Harry nie zabalował zbyt długo. Wróciwszy do wieży Gryffindoru, położył się do łóżka, czekając na powrót Rona, ale zanim przyjaciel wrócił z randki, Potter zasnął. Rano, kiedy emocje opadły, uznał, że niepotrzebnie boczył się na cały świat. Bez powodu.
Wszędzie wokół panowało wielkie zamieszanie. Zapominalscy Gryfoni w pośpiechu krzątali się po całym pokoju wspólnym, zaglądając pod kanapy i fotele w poszukiwaniu zaginionych skarpetek, rękawiczek lub — co najbardziej stresujące — zaległego wypracowania z transmutacji, które musieli dostarczyć do profesor McGonagall przed odjazdem pociągu, aby otrzymać lepszą ocenę. Inni natomiast ze smutnymi minami żegnali tych, którzy mieli zostać na święta w cichym zamku.
— Gdzie Ron? — spytała Hermiona, ściągając ze schodów ciężki kufer wypełniony w większości obszernymi księgami zamiast ubraniami.
— Nie wiem. Jak się obudziłem, jego łóżko było puste. — Potter wzruszył ramionami, zapinając kurtkę pod szyją. — Spakowany kufer został, więc na pewno jest gdzieś w pobliżu.
— To trochę dziwne. Zawsze wstawał z naszej trójki na końcu, a śniadanie dla tych, co zostają, będzie dopiero za godzinę.
— Może to ma coś wspólnego z wczorajszym wieczorem — palnął bez namysłu, śmiejąc się pod nosem.
Hermiona w pierwszej kolejności pomyślała o dziwnej zmianie nastroju Harry'ego na balu, co wywnioskował, interpretując cień konsternacji na jej twarzy. Postanowiła jednak przytaknąć z rozbawieniem i zdecydowała nie drążyć tematu, za co chłopak był wdzięczny. Naprawdę wolałby nie rozmawiać o tamtym infantylnym akcie rozemocjonowania, zważywszy, że nie wiedział, jak mógłby odpowiedzieć na ewentualne pytania.
Do pokoju, tak samo, jak kilka dni wcześniej, wparował Ron z zaczerwienionymi policzkami.
— Gdzie byłeś? — zapytali go równocześnie.
— Jak to gdzie? W piwnicy. No, wiecie, pożegnać się z Hanną, bo ona nie wraca do domu.
Bagaże za pomocą magii samoistnie transportowały się z salonu na peron, zatem uczniowie bez zbędnego obciążenia zbiegali po marmurowych schodach po dwa stopnie. Hermiona z przejęciem relacjonowała przyjacielowi oburzające zachowanie Hectora wobec niej, a także samo spotkanie Klubu Ślimaka. Wcześniej oboje z Harrym ustalili, że pominą fakt, kto towarzyszył Ginny ze względu na Rona. Oczywiste było, że by mu się to nie spodobało, zdenerwowałby się, ponownie pokłócił z siostrą i tylko niepotrzebnie zepsuł sobie humor na same święta Bożego Narodzenia, które tak uwielbiał, po całym roku wyczekiwań. Wiedzieli, że kłótnie i spięcia niczego nie zmienią, a jedynie zniszczą w Norze urokliwą atmosferę krótkotrwałej beztroski.
— No, to teraz ty opowiadaj, jak było — powiedział Harry do Rona.
— Inaczej niż z wami, ale w pozytywnym sensie — odrzekł, gestykulując. — Jedliśmy słodycze, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, uczyłem ją grać w szachy, a potem uciekliśmy przed Irytkiem i tak jakoś, nim się obejrzeliśmy, zleciały trzy godziny.
— To urocze — zaczęła Hermiona — patrzeć na ciebie, kiedy jesteś taki szczęśliwy, Ron.
— Zostawiam was w tej czułej chwili — rzekł Harry. W ręce trzymał zapisaną rolkę pergaminu, głową znacząco wskazał gabinet ich nauczycielki transmutacji. — Nie czekajcie, za chwilę będę.
Wyszedłszy z pomieszczenia, zaskoczył go tłok przed schodami. Jak się okazało, złośliwy Irytek zablokował lewitujące stopnie wysoko w powietrzu, żeby przejście na parter było niemożliwe. Jak zwykle nic nie zdołało go przekonać, do naprawy schodów, dopóki jakiś Ślizgon nie zagroził poltergeistowi zwołaniem Krwawego Barona, co przyniosło natychmiastowy efekt. Harry z trudem przecisnął się jak najbliżej krawędzi, czekając na nadlatujące stopnie. Przed nim stały dwie, niewiele młodsze dziewczyny, prawdopodobnie z Ravenclawu, sądząc po niebieskich wstążkach wpiętych we włosy. Rozmawiały przyciszonymi głosami, ale osoby będące blisko, z łatwością wszystko słyszały, czego one same, najwyraźniej nie były świadome.
CZYTASZ
O przebiegłości prawie idealnej | Drarry ✓
FanficHarry od zawsze cenił sobie rutynę. Była wygodna, bezpieczna i bez żadnych pułapek albo tajemnic. Zatem naturalne, że zaczął się niepokoić, kiedy element jego przyzwyczajeń nie pojawił się w drzwiach pociągowego przedziału. Co więcej, zupełnie nic n...